"Sposób na blondynkę": Kultowy film kończy 25 lat
Po seansie "Sposobu na blondynkę" braci Farrelly widzowie pamiętają przede wszystkim dwie sceny: tę z rozporkiem i tę z żelem do włosów. Film jest arcydziełem toaletowego humoru, a przy okazji pomysłowym wykrzywieniem komedii romantycznej o jednej wspaniałej dziewczynie i jej okropnych adoratorach. Dziś wciąż bawi, chociaż jego wydźwięk wydaje się o wiele bardziej niepokojący. 15 lipca 2023 roku mija 25 lat od premiery kultowej komedii z Cameron Diaz.
Lata temu grupa amerykańskich licealistów spotkała się w piwnicy jednej z koleżanek, by posłuchać płyt. W pewnym momencie jeden z nastolatków przeprosił znajomych i udał się do łazienki. Gdy długo nie wychodził, zaniepokoiło to rodziców dziewczyny. Jej ojciec, lekarz, zapukał i spytał, czy wszystko dobrze. Okazało się, że chłopak miał niezręczny problem. Zapinając rozporek, niefortunnie przyciął sobie miejsce intymne. Zażenowany i zawstydzony bał się wyjść z łazienki.
Rodzice dziewczyny pomogli chłopakowi poradzić sobie z nieręczną sytuacją. Obiecali, że nikomu o niej nie powiedzą, by oszczędzić mu wstydu. Po latach wymsknęła im się ona w obecności ich starszych synów. Byli to Peter i Bobby Farrelly, twórcy filmowi, mający za sobą między innymi "Głupiego i głupszego". Obaj szukali właśnie pomysłu na otwarcie swojej najnowszej komedii, opowiadającej o patologicznie miłym dla wszystkich Tedzie - życiowym przegrywie, który nie może zapomnieć o dziewczynie z liceum. Bracia wiedzieli, że mają swój początek. "Homer Simpson ujął to najlepiej: To jest zabawne, bo wydarzyło się naprawdę" - stwierdził Bobby Farrelly dla Variety.
Kłopot z rozporkiem był jednym z wielu żenujących momentów dla Teda (Ben Stiller) w jego staraniach o Mary (Cameron Diaz), którą pokochał w liceum. Prawie poszedł z nią na studniówkę. Nie mógł, bo w filmie sytuacja z rozporkiem skończyła się obfitym krwotokiem. W każdym razie po trzynastu latach Ted wciąż wspomina Mary, która nagle zniknęła z jego życia. By ją odnaleźć, wynajmuje oślizgłego detektywa Pata (Matt Dillion). Ten szybko odnajduje kobietę i... sam się w niej zakochuje.
Rzecz w tym, że Mary jest idealna. Piękna, inteligentna, otwarta na ludzi, empatyczna. Delikatna i romantyczna, a jednocześnie będąca świetnym kumplem, z którym można wypić piwo i obejrzeć mecz. Każdy mężczyzna zaraz się w niej zakochuje, a żeby z nią być, daje się ponieść najgorszym instynktom. Oszukuje ją, mami, odcina od znajomych, złorzeczy na konkurentów do jej serca — wszystko, byle tylko z nią być. Oto tragedia Mary — idealnej kobiety otoczonej bardzo nieidealnymi facetami.
Bracia Farrelly wiedzieli, że anegdota o koledze ich siostry będzie wspaniałym rozpoczęciem dla ich filmu. Rzecz w tym, że nie chcieli nic ugrzeczniać. W kinach było zatrzęsienie komedii dla całej rodziny. Te przeznaczone wyłącznie dla dorosłego odbiorcy zniknęły niemal całkowicie. Gdzie te wspaniałe czasy, gdy w kinach triumfowała "Menażeria"? Bracia wiedzieli, że nie oszczędzą swoim widzom niezręczności i obrzydliwości. Wszystko w imię dobrej zabawy.
Dlatego też zdecydowali, że jeśli chodzi o uraz Teda, nie pozostawią nic wyobraźni. By spotęgować jego "wpadkę", pokazali wynik "przycięcia" w detalu. Gdy specjalnie wykonany z tej okazji rekwizyt pojawił się na planie, wszyscy pytali ich, czy są pewni swej decyzji. "Zostawiliśmy to ujęcie w filmie, a reakcja publiczności była tak dobra, jak tylko mogliśmy sobie wymarzyć" - wspominał Bobby dla Los Angeles Times. Peter Chernin, szef wytwórni Fox, także był na pokazie. Osobiście zapewnił ich, że groteskowa rana, którą Ted funduje sobie w okolicach wstydliwych miejsc, zostanie w filmie.
"Zrobili to, by zszokować ludzi" - wspominała Markie Post, która we wspomnianej scenie wcieliła się w matkę Mary. "Bardzo łatwo mnie obrazić. Przeczytałam scenariusz i pomyślałam sobie: 'Nie dam rady w tym zagrać. Ale poznałam [braci Farrelly] i byli wspaniali. Oczywiście zagrałam w ich filmie i bardzo się z tego cieszę, ale moje pierwsze wrażenie to: 'Nie mogę tego pokazać moim rodzicom'. I nie pokazałam".
Dwóch reżyserów miało na uwadze, że przed żartami stoi komfort aktorów. Przed wieloma gagami rozmawiali z Cameron Diaz — czy czuje się dobrze z daną sceną i czy nie chciałaby jej zmienić. Ta im zaufała. "Peter i Bobby wkładają tyle serca w swoje produkcje. Nieważne jak szokujące są żarty, w ich filmach i bohaterach jest tyle dobra, że widzowie z nimi empatyzują i dzięki temu łatwiej im pozwolić na śmiech" - mówiła aktorka dla Variety.
Bobby przyznał, że Diaz od początku była na szycie ich listy potencjalnych odtwórczy roli Mary. "Gdy ją poznaliśmy [...] zakończyliśmy spotkanie z myślą, że ją kochamy. [...] Dzięki niej rozumiesz, dlaczego wszyscy faceci tracili głowę, by zdobyć jej uznanie".
Nie oznacza to jednak, że aktorka nie miała wątpliwości przed udziałem w niektórych scenach. Najtrudniej było przekonać ją do niesławnego gagu z "żelem do włosów". Podczas randki z Tedem Mary widzi na jego uchu galaretowatą maź. Ten zdaje sobie sprawę, że jest to wynik niedawnej autostymulacji. Zawstydzony kłamie, że jest to żel do włosów. Mary wciera go więc w swoje włosy, ku przerażeniu Ted oraz rozbawieniu i obrzydzeniu publiczności. Farrelly najwięcej zabawy mieli przy wyborze kształtu substancji na uchu Teda. "W walizce było ich z 20, każda inny. Każda z własną osobowością. Typ od rekwizytów powiedział, żebyśmy wybrali jeden" - wspominał Bobby.
"Tak jak przy naszych pozostałych filmach, spytaliśmy wszystkich aktorów, czy wszystko w tej scenie jest dla nich ok. Dla Diaz to mógł być moment definiujący jej karierę i nie chcieliśmy jej do niczego zmuszać" - mówił reżyser. Zdecydowali, że jeśli publiczność uzna scenę za zbyt obrzydliwą, wytną ją. Gdy wypadła ona pozytywnie podczas pokazów testowych, aktorka powiedziała im, że nie ma już żadnych wątpliwości.
"Sposób na blondynkę" wszedł do kin 15 lipca 1998 roku. Film okazał się ogromnym sukcesem, zarabiają niemal 370 milionów dolarów przy budżecie wynoszącym zaledwie 23 miliony. Krytycy chwalili film za jego ciepło, wynikające także z miejscami obleśnych żartów. W 2000 roku Amerykański Instytut Filmowy umieścił "Sposób na blondynkę" ma 27 miejscu listy 100 najlepszych komedii w historii. Pozycja ta uplasowała się między "Wystarczy być" i "Pogromcami duchów". Zadowolony Bobby Farrelly stwierdził, że to "doborowe towarzystwo".
W 2018 roku, przy okazji celebrowania dwudziestolecia premiery, Megan McLachlan z serwisu AwardsDaily napisała esej, w którym przyrównywała fabułę "Sposobu na blondynkę" do czasów ruchu #MeToo. "Gdyby film wyszedł w 2018 roku, krytycy na pewno badaliby podobieństwa między adoratorami/stalkerami Mary i społecznością inceli. Jedni i drudzy uważają, że miłość w jakimś sensie im się należy, ale nigdy nie bierze pod uwagę uczuć kobiety". "W 1998 roku zakończenie filmu było skąpane w czarnym humorze. W 2018 roku jest tragicznie prawdziwe" - pisała krytyczka.