"Sound of Freedom" wywołuje kontrowersje. Reżyser filmu szykuje już sequel
Opowiadający o nielegalnym handlu dziećmi niezależny film "Sound of Freedom" okazał się niespodziewanym hitem amerykańskich kin, deklasując takie superprodukcje, jak: "Indiana Jones i artefakt przeznaczenia" i "Mission Impossible - Dead Reckoning - Part One". Produkcja stała się też przedmiotem ideologicznych sporów, stając się orężem prawicowych polityków i celebrytów w walce ze swymi oponentami. Reżyser filmu Alejandro Monteverde ujawnił, że jego intencją jest "łączyć, a nie dzielić" widzów i podkreślił, że był "zdruzgotany" insynuacjami pod adresem jego dzieła.
"Sound of Freedom" opowiada historię byłego agenta rządowego Tima Ballarda (w tej roli Jim Caviezel), który rzuca pracę, by uratować dziewczynkę z rąk kolumbijskich handlarzy żywym towarem. W efekcie tej misji udało mu się uratować 123 osoby, wśród których było 55 dzieci. Nie jest tajemnicą, że w nagłośnieniu filmu pomogły grupy prawicowe oraz wyznawcy teorii spiskowych spod znaku QAnon.
Za reżyserię "Sound of Freedom" odpowiada meksykański filmowiec Alejandro Monteverde, którego reżyserski debiut "Bella" otrzymał w 2006 roku główną nagrodę na prestiżowym festiwalu w Toronto.
Jak przyznał w rozmowie z portalem Variety, na pomysł na film opowiadający o międzynarodowym handlu dziećmi wpadł już w 2015 roku po obejrzeniu informacyjnego programu poruszającego ten temat. Był tak wstrząśnięty tym procederem, że - po namowach żony, aktorki Ali Landry - zaczął zgłębiać temat i pracować nad scenariuszem potencjalnego filmu. Początkowo projekt nosił tytuł "The Mogul" [Magnat] i był całkowicie fikcyjną historią.
Niedługo potem producent filmu Eduardo Verástegui spotkał się z Timem Ballardem - byłym agentem Departamentu Bezpieczeństwa Krajowego Stanów Zjednoczonych i razem z Monteverdem zdecydowali, żeby to jego historia posłużyła za kanwę filmu.
Sukces i tematyka "Sound of Freedom" sprawiły, że film został szybko wciągnięty w amerykański dyskurs polityczny. Swoje uznanie dla niego wyrazili Elon Musk, kontrowersyjny dziennikarz Ben Shapiro oraz Mel Gibson. Specjalny pokaz na swoim polu golfowym w New Jersey zapowiedział Donald Trump. Po seansie nazwał film "niezwykłym".
Produkcja wywołała też kontrowersje za sprawą osoby Jima Caviezela, który zagrał główną rolę. Aktora oskarża się o szerzenie teorii spiskowych wywodzących się z ruchu QAnon. Caviezel przemawiał na spotkaniu jego sympatyków w 2021 roku. W ostatnich wywiadach przyznał jednak, że podczas realizacji zdjęć w 2018 roku w ogóle nie słyszał o QAnonie. "To nie ma nic wspólnego z naszym filmem" - powtórzył 11 lipca 2023 roku w "The Charlie Kirk Show".
Filmowi przylepiono też etykietkę "chrześcijańskiego thrillera" (za dystrybucję obrazu odpowiada wytwórnia Angel Studios, która osiągnęła sukces biblijnym filmem "His Only Son"). Monteverde uważa, że ta klasyfikacja jest krzywdząca dla jego filmu.
"Wydaje mi się, że takie etykietki, jak 'wyznaniowy', służą wykluczeniu, a moją intencją jako reżysera jest raczej łączyć widownię, a nie dzielić. Zrobiliśmy 'Sound of Freedom' zarówno dla ludzi wierzących, jak i niewierzących, oraz wszystkich, którzy nie należą do żadnej z tych grup" - dodał.
I zapewnił, że powiązanie jego filmu z teoriami spiskowymi wywodzącymi się z ruchu QAnon, bardzo go zabolało. "Byłem zdruzgotany, kiedy zobaczyłem te wszystkie dyskusje i kontrowersje, jaki wywołał [film]. Chciałem uciec. Nie chciałem więcej udzielać wywiadów".
Monteverde podkreślił - nawiązując do wypowiedzi gwiazdy filmu Jima Caviezela, że jako reżyser i scenarzysta nie ma kontroli nad tym, co jego aktor robi w wolnym czasie. "Wybrałem aktora, który wydawał mi się najlepszy do tej roli. Tematyka tego filmu była mu bliska. Sam adoptował trójkę chińskich dzieci. Kiedy spotkaliśmy się, by omówić projekt, zalał się łzami. Zrozumiałem, że ten facet będzie gotów umrzeć na planie. Tego właśnie chce reżyser" - przyznał Monteverde.
I na potwierdzenie swych słów opowiedział historię z planu, kiedy Caviezel był ciężko chory, ale z powodu napiętego grafiku i ograniczonego budżetu nie mogli wstrzymać zdjęć. Wyczerpany aktor zagrał więc, mając u swego boku wiadro, do którego nieustannie wymiotował, a Monteverde przepisał scenariusz, by w tej scenie jego bohater leczył ciężkiego kaca.
Powodzenie "Sound of Freedom" zaskoczyło meksykańskiego filmowca, którzy przyznał, że nastawiał się na maksymalnie 5 milionów dolarów wpływów po weekendzie otwarcia. "Myślałem, że w sumie zarobimy około 14 milionów" - dodał.
Przypomnijmy, że po sześciu tygodniach wyświetlania w amerykańskich kinach filmu "Sound of Freedom", na jego koncie są już 174 miliony dolarów. To o dwa miliony więcej niż zarobiła w tamtejszych kinach piąta odsłona przygód archeologa Indiany Jonesa. A także o 14 milionów więcej niż "Mission Impossible - Dead Reckoning - Part One" z Tomem Cruise’em i Marcinem Dorocińskim. To znakomity wynik dla produkcji, której budżet wyniósł jedynie 15 milionów dolarów.
Monteverde ujawnił, że trwają już prace nad scenariuszem sequela. "Chciałbym pogłębić temat, ponieważ to tylko wierzchołek góry lodowej" - powiedział, dodając, że miejscem akcji kontynuacji "Sound of Freedom" będzie Haiti.
Warto zauważyć, że podobną tematykę podjął w 2019 roku w filmie "Small World" polski reżyser Patryk Vega.
Obraz opowiadał historię czteroletniej dziewczynki porwanej z polskiej wsi. Dopiero po 14 latach udaje się ją odnaleźć. Produkcja przedstawiła perspektywę zarówno ofiary, jak i jej rodziców, a także porywacza.
W wywiadzie dla Polskiego Radia reżyser przyznał, że ten film ma dla niego charakter misyjny oraz ewangelizacyjny. "Artyści z różnych krajów zjednoczą się w proteście będącym krzykiem przeciwko handlowi dziećmi, który jest porażającym procederem" - mówił Vega w rozmowie z Łukaszem Adamskim.