Scarlett Johansson wstydzi się niektórych swoich ról i wypowiedzi
Gwiazda takich filmów, jak „Między słowami”, „Vicky Cristina Barcelona” czy „Historia małżeńska” w najnowszym wywiadzie pokusiła się o refleksję nad swoimi niektórymi zawodowymi decyzjami i wypowiedziami, które odbiły się w mediach szerokim echem. Scarlett Johansson zdradziła, że dziś żałuje tego, że w przeszłości parę razy nie ugryzła się w język. A dziś uczy się „rozpoznawać sytuacje, w których powinna zamilknąć”.
Choć Scarlett Johansson należy do grona cenionych aktorek, w przeszłości wielokrotnie była krytykowana za przyjmowanie ról, których według części widzów przyjmować nie powinna. Laureatka nagrody BAFTA znalazła się w ogniu krytyki po tym, jak zdecydowała się zagrać w filmie "Ghost in the Shell" z 2017 roku. Twórców produkcji i samą Scarlett widzowie oskarżyli o "wybielanie" głównej bohaterki, w którą ich zdaniem powinna się wcielić azjatycka aktorka. W komiksie, na podstawie którego nakręcono ów film, grana przez Johansson postać Motoko Kusanagi była Japonką.
Później gwiazda "Między słowami" i "Historii małżeńskiej" otrzymała angaż do filmu "Rub & Tug", w którym miała sportretować transpłciowego mężczyznę. I znów naraziła się fanom, według których nie powinna była przyjmować tej roli. Butna odpowiedź Johansson na stawiane jej zarzuty jedynie nasiliła kontrowersje wokół projektu. "Niech media skierują swoje oburzenie do Jeffreya Tambora, Jareda Leto i Felicity Huffman" - stwierdziła, odnosząc się do innych znanych aktorów, którzy w przeszłości zdecydowali się zagrać transpłciowe postaci.
Po głośnych protestach przedstawicieli mniejszości seksualnych i broniących ich praw aktywistów projekt ów upadł, a niedoszła odtwórczyni głównej roli przeprosiła za brak empatii. "Patrząc na to z perspektywy czasu przyznaję, że źle poradziłam sobie z tą sytuacją. Nie byłam świadoma tego, jak osoby transpłciowe to przeżywają. To był trudny czas. Okropnie się z tym czułam" - wyznała w rozmowie z "Vanity Fair".
Na długiej liście zarzutów, jakie odbiorcy stawiali Johansson, znajduje się też jej postawa wobec oskarżanego o molestowanie adoptowanej córki Woody’ego Allena, z którym wielokrotnie współpracowała. Johansson stanęła za nim murem, zamiast - jak tego oczekiwali od niej fani - pójść w ślady innych gwiazd i publicznie przeprosić za granie w jego filmach.
W nowym wywiadzie udzielonym magazynowi "The Gentlewoman" aktorka pokusiła się refleksję nad swoimi niektórymi zawodowymi decyzjami i wypowiedziami, które odbiły się w mediach szerokim echem. Gwiazda przyznała, że w przeszłości zdarzało jej się zbyt pochopnie komentować niektóre sprawy, czego obecnie się wstydzi.
"Każdemu byłoby trudno przyznać, że się pomylił. Publiczne ujawnienie tego, że byliśmy bezmyślni albo nie potrafiliśmy spojrzeć na coś z szerszej perspektywy, jest krępujące. Ale jestem tylko człowiekiem. Mam swoją opinię na różne tematy, bo taka właśnie jestem. Co nie oznacza, że te opinie zawsze są słuszne" - wyjaśniła Johansson.
Gwiazda "Vicky Cristina Barcelona" zaznaczyła, że od pewnego czasu stara się nauczyć "rozpoznawać sytuacje, w których powinna zamilknąć", by nie popełniać wciąż tych samych błędów. "Zdarza mi się za szybko reagować. Bywam niecierpliwa. A to się nie łączy z samoświadomością. Cały czas się uczę to zmienić" - dodała.
I podkreśliła, że jako popularna aktorka jest szczególnie narażona na krytykę - wymaga się bowiem od niej, by dawała przykład i wypowiadała się w sposób, jakiego oczekują odbiorcy. Tych wymagań nie uważa jednak za słuszne. "Nie sądzę, aby aktorzy mieli obowiązek odgrywania roli autorytetu. Nie jesteśmy przecież politykami, my tylko gramy w filmach. Naszym zadaniem jest bycie lustrem dla publiczności, dostarczenie im emocji. To jest moja praca. Inne rzeczy nią nie są" - podsumowała Johansson.