"Rozmowy kontrolowane": Kontynuacja kultowego "Misia"
30 lat temu, 13 grudnia 1991 r., odbyła się premiera filmu "Rozmowy kontrolowane" Sylwestra Chęcińskiego. "Beton komunistyczny grał antykomunista. Była to rola bardzo przewrotna, tym bardziej to zadanie mnie śmieszyło" - powiedział Marian Opania, wcielający się w filmie w rolę generała SB Zenona Zambika.
W nocy z 12 na 13 grudnia 1981 roku wprowadzono w Polsce stan wojenny. 10 lat później, 13 grudnia 1991 roku - oczywiście nieprzypadkowo - w warszawskim kinie Luna odbyła się premiera filmu "Rozmowy kontrolowane". Była to kontynuacja przygód Ryszarda Ochódzkiego, głównego bohatera filmu "Miś" (1981) Stanisława Barei. Kontynuacji słynnego dzieła nieżyjącego kolegi (Bareja zmarł w 1987 roku) podjął się Sylwester Chęciński, kojarzony przede wszystkim z kultową trylogią o losach Kargula i Pawlaka - "Sami swoi" (1967), "Nie ma mocnych" (1974) i "Kochaj albo rzuć" (1977).
"W stylistyce wezwania sprzed dziesięciu lat utrzymane były zaproszenia: 'Wzywa się ob. ... do obowiązkowego stawienia się 13 grudnia 1991, godzina 20.00 na 'Rozmowy kontrolowane' [...]. Stawiennictwo osobiste. Należy zabrać ze sobą szczoteczkę do zębów, dowód osobisty i obowiązkowo strój wieczorowy" - donosił w dniu premiery dziennikarz PAP.
Chęcińskiemu udało się skompletować doborową obsadę. Prócz Stanisława Tyma (Ryszard Ochódzki) zagrali m.in. Irena Kwiatkowska (ciotka Lusia), Alina Janowska (Halina Należyty), Krzysztof Kowalewski (Zygmunt Molibden - pułownik SB), Marian Opania (Zenon Zambik - generał SB), Jerzy Bończak (Morwa), Jerzy Turek (Wacław Jarząbek vel Jerzy Lebioda) i Leon Niemczyk (towarzysz sekretarz).
"'Rozmowy kontrolowane' są próbą spojrzenia na stan wojenny z dystansu, potraktowania tego tematu w lżejszy sposób, bowiem poważnych filmów powstało już kilka. Film ma konwencję komedii kryminalnej" - powiedział PAP po premierze filmu Chęciński.
Tytuł "Rozmowy kontrolowane" nawiązuje do komunikatu, który słychać było w słuchawkach podczas rozmów telefonicznych w czasie stanu wojennego. Pisania scenariusza obrazu podjął się sam odtwórca głównej roli. Tym był również, razem z Bareją, współautorem scenariusza do "Misia". Dramatyczne wydarzenia stanu wojennego były wówczas dla Polaków wciąż żywą, niezagojoną raną, przez co stanowiły pewne społeczne tabu.
"Czasem trzeba naruszyć świętości, żeby można było spokojnie rozmawiać. Tego wymaga sztuka. Zacietrzewienie do niczego nie prowadzi" - wyznał w jednym z wywiadów reżyser filmu.
Autorzy postanowili nakręcić odważny film w konwencji komediowej. Dość krytyczny i jednocześnie zrywający z martyrologicznymi stereotypami. Spojrzeli satyrycznie zarówno na władzę, jak i opozycję. "Rozmowy kontrolowane" to historia o dalszych losach Ryszarda Ochódzkiego zwanego Misiem. W grudniu 1981 roku otrzymuje on od Zygmunta Molibdena - znajomego pułkownika SB - zadanie przeniknięcia do struktur "Solidarności" w Suwałkach. Esbecka propozycja stawia Ochódzkiego w patowej sytuacji, z dwóch powodów nie może odmówić.
Jest bowiem związany z Molibdenem różnymi nie do końca legalnymi interesami. Na domiar złego pułkownik nakrył Ochódzkiego w dość dwuznaczej sytuacji ze swoją żoną (w tej roli Małgorzata Ostrowska-Królikowska). Ochódzki wyrusza więc w teren, a jego "oręż" stanowią legitymacja "Solidarności" i zdjęcie z Lechem Wałęsą. Odtąd rozpoczyna się ciąg niekiedy absurdalnych wydarzeń, podczas których główny bohater zupełnie niechcący paląc radziecki czołg, staje się bohaterem podziemia i najbardziej poszukiwaną w Polsce osobą.
"W 'Rozmowach kontrolowanych' zagrałem generała SB, który organizuje obławę na Ochódzkiego, nawiasem mówiąc świetna rola Tyma, od którego zresztą dostałem propozycję zagrania Zenona Zambika - była to rola bardzo przewrotna. Beton komunistyczny zagrał antykomunista, tym bardziej to zadanie mnie śmieszyło" - powiedział w rozmowie z PAP Marian Opania.
"Byłem zażartym antykomunistą. Razem ze śp. Molibdenem, czyli Krzysiem Kowalewskim, działaliśmy w podziemiu. Zbieraliśmy pieniądze na więzionych, internowanych w stanie wojennym. Bez przerwy wzywano mnie na SB i Rakowiecką, pytając - dlaczego występuję w kościołach a nie w telewizji. Odpowiadałem, że jeżeli do ludzi się strzela i bije pałkami, to ja nie będę siedział w jednej ławce z panem Racławickim [Andrzej Racławicki - przyp. red.] w mundurze" - wyznał aktor, opowiadając jednocześnie o atakach, jakie dzisiaj go spotykają i zarzutach: "w hejtach, które dość często otrzymuję, zarzuca mi się, że śmiałem zagrać generała Służby Bezpieczeństwa".
Dziwiąc się niezrozumieniu różnicy pomiędzy rzeczywistością a kreacją aktorską, Opania podkreśla, że takie zarzuty są dla niego bolesne, jak bowiem wyznaje: "Jestem związany z tradycją AK-owską. Mój ojciec Julian Opania [ps. Zych - porucznik, dowódca kompanii O1 i O2 pułku "Baszta", kawaler Orderu Virtuti Militari i dwóch Krzyżów Walecznych - przyp. red.], zginął na Mokotowie. W latach powojennych jego rodzinie odmówiono renty, uzasadniając: "Jadwidze Opania oraz jej dwóm nieletnim synom odmawia się renty po oficerze Wojska Polskiego, ponieważ służył w formacjach wrogich ustrojowi socjalistycznemu".
Tymczasem Kowalewski w jednym z wywiadów opowiadając o swojej roli w filmie, kreślił graną przez siebie postać słowami: "Molibden będzie po pierwsze cwany, cwany jak Hochwander z 'Misia', jak niestety wielu ludzi w Polsce. Zmieniał pochodzenie, zmieniał poglądy, zmieniał nazwiska, ale zawsze spadał na cztery łapy. Wszystko w jego życiu oparte jest na zbieżnościach i rozbieżnościach, a przede wszystkim na zależnościach. Tak jak znajomość z Ochódzkim, bo trudno to nazwać przyjaźnią, nawet taką szorstką, męską. To spotkanie dwóch podobnych pod wieloma względami do siebie ludzi, których łączy podobny stosunek do świata objawiający się głębokim cynizmem".
Opania wspominał, że będący konsultantem na planie Tym trochę go krępował. "Tym był stałym konsultantem na planie. Nieco mi to przeszkadzało, ponieważ w sensie aktorskim nie lubię, kiedy ktoś mi doradza, wydaje komendy. Niektóre sceny mogłem zagrać lepiej, jednakże na skutek tych doradztw czułem się nieco zagubiony w swoich poczynaniach aktorskich" - przyznał w rozmowie z PAP. Aktor zdradził również, że filmowe robienie na drutach - dość specyficzna pasja dla generała SB - była jego pomysłem. "Mam zdolności manualne, plastyczne. Potrafię wyrzeźbić różne rzeczy. Od dziecka potrafiłem również robić na drutach, czego nauczyła mnie siostra mojej matki" - podkreślił.
Filmoznawca prof. Piotr Zwierzchowski oceniając "Rozmowy kontrolowane", recenzował, że "był to jeden z najwcześniejszych filmów o stanie wojennym. Dostało się w nim obu stronom - 'Solidarności' i bezpiece. Sylwester Chęciński i Stanisław Tym skomplikowali fabułę, bo chodziło im o ukazanie różnych postaw. Ryszard Ochódzki wydaje się nieco bardziej sympatyczny niż w 'Misiu' Stanisława Barei, gdzie widzimy go jako cwaniaka i kombinatora".
Zwierzchowski uważa Chęcińskiego za reżysera "niedocenionego", dodaje ponadto, że "w komediach Chęcińskiego gagi są podporządkowane sytuacji, fabuła jest prowadzona precyzyjnie. Dużą rolę przykładał do konstruowania postaci".
Zdjęcia do filmu odbywały się głównie w Warszawie (Pałac Kultury i Nauki, plac Trzech Krzyży, ul. Rakowiecka, Areszt Śledczy przy ul. Rakowieckiej, stacja PKP Warszawa Powiśle). Część scen nagrano jednak w Zakopanem (hotel "Kasprowy").
Obraz został w 1992 r. nagrodzony m.in. Złotymi Lwami Gdańskimi za scenariusz na FPFF. Pisano wówczas, że "'Rozmowy kontrolowane' to wciąż 'aktualne studium polskości rozumianej jako zbiór gestów'". Wiele dialogów z filmu zyskało status kultowych.
Przed kilkoma dniami, 8 grudnia 2021 roku, zmarł reżyser filmu, Sylwester Chęciński.
Zobacz również:
Kochały się w nim wszystkie dziewczyny. Dlaczego porzucił Polskę?
W obronie golizny! Jeden z największych skandali w historii
Znany aktor pobił reżysera? "Oscarowe samobójstwo"!
Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.