Reklama

Rola w filmie doprowadziła ich do załamania. Nie obyło się bez terapii

Zawód aktora zdecydowanie nie należy do łatwych. Ciągłe metamorfozy i "zatapianie" się w życie kolejnych bohaterów, zwłaszcza takich, którzy na ekranie przechodzą trudne momenty, może prowadzić do poważnych problemów. Wielu aktorów w trakcie pracy na planie filmów lub tuż po niej mierzyło się z traumą, załamaniem, czy depresją. Jednym z tego stanu pomogła wyjść terapia, inni już nigdy nie wrócili do pełnego zdrowia. Poznajcie historie aktorów, którzy rolę w filmie okupili zdrowiem psychicznym.

Adrien Brody

Rola Władysława Szpilmana w "Pianiście" Romana Polańskiego to jedna z najważniejszych pozycji w aktorskim portfolio Adriena Brody'ego. Występ w docenionym przez widzów i krytyków obrazie dla odtwórcy głównej roli okazał się trampoliną do sukcesu, otwierając przed nim wrota do kariery w Hollywood. Od tamtej pory Adrien Brody zagrał w ponad 60 filmach, pojawiając się u takich mistrzów reżyserii, jak Woody Allen, Peter Jackson czy Wes Anderson.

Reklama

Okazuje się, że Brody wciąż nie obejrzał kultowego filmu, dzięki któremu otrzymał jedynego jak dotąd Oscara. Jak ujawnił w rozmowie z "The Times", przygotowania do występu w produkcji wywołały u niego traumę, której mimo upływu lat nie zdołał przepracować.

"Ta rola wymagała ogromnych poświęceń. Przez wiele miesięcy byłem na diecie głodowej, przez którą mój metabolizm się zmienił. Byłem pewien, że ten eksperyment przypłacę utratą zdrowia. Po tym, jak zagrałem w 'Pianiście', przechodziłem swego rodzaju rekonwalescencję, przez którą musiałem odrzucić propozycję współpracy z Wernerem Herzogiem przy 'Operacji Świt'. Nadal nie mogę obejrzeć 'Pianisty'. Nie jestem w stanie. Kiedy o tym mówię, wciąż zdarza mi się płakać" - wyjawił aktor.

Ze stanów depresyjnych wychodził przez półtora roku. Bardzo pomogła mu w tym terapia. 

Lady Gaga

W filmie "Dom Gucci" wcieliła się w postać Patrizii Reggiani i - jak sama mówiła - oddała się tej roli bezgranicznie. Filmową bohaterką była nie tylko na planie, ale również i poza nim. "Zabierałam jej mrok razem ze mną do domu" - powiedziała Lady Gaga i przyznała, że miała przez to problemy.

O jej zdrowie psychiczne pod koniec pracy na planie filmu zaczęła dbać pielęgniarka psychiatryczna. 

"Pod koniec zdjęć do filmu na planie obecna była moja pielęgniarka psychiatryczna. Czułam, że jej potrzebuję. Czułam, że w ten sposób jestem bardziej bezpieczna. A to dlatego, że przez cały czas byłam Patrizią. Zawsze mówiłam z akcentem. Nawet gdy wypowiadałam się o sprawach niezwiązanych z filmem. Nie udawałam, że Maurizio (filmowy mąż Patrizii grany przez Adama Drivera - przyp. red.) czeka na mnie na dole, żyłam swoim życiem. Robiłam to jednak jako ona. Zabierałam jej mrok razem ze mną do domu, bo jej życie było mrokiem" - tłumaczyła Lady Gaga w rozmowie z portalem "Variety".

Kate Winslet

"Kiedy raz zobaczysz dokument z obozu, raz przeczytasz cokolwiek na temat Holokaustu, nie wymażesz już tego z głowy." - mówiła w jednym z wywiadów Kate Winslet, laureatka Oscara za główną rolę kobiecą w filmie "Lektor".

W filmie Stephena Daldry'ego Winslet wcieliła się w Hannę, która wdaje się w romans z uczniem. Młodego chłopaka i dużo starszą od niego, ale wciąż piękną Niemkę, łączy silna więź i fascynacja. Niespodziewanie kobieta jednak znika, a losy dawnych kochanków krzyżują się wiele lat później, kiedy Michael jest studentem prawa i śledzi procesy nazistowskich zbrodniarzy. Jedną z oskarżonych jest właśnie Hanna, która podczas wojny miała dopuścić się odrażających zbrodni. 

Choć Winslet za swoją rolę została nagrodzona najważniejszym dla aktora wyróżnieniem, bardzo długo nosiła w sobie piętno tej postaci. Z traumą wyniesioną z planu pomogła jej się uporać dopiero terapia.

Maria Schneider

Z traumą z planu filmowego nigdy uporać się nie zdołała Maria Schneider. Aktorce nie pomogły nawet spotkania z terapeutami. Rola w filmie, a szczególnie jedna pamiętna scena, na zawsze odcisnęły na niej piętno. 

Miała 19 lat, kiedy zagrała w słynnym filmie Bertolucciego "Ostatnie tango w Paryżu" u boku Marlona Brando. Wcieliła się w rolę Paryżanki, która bez zobowiązań zaczyna spotykać się z nieznajomym Amerykaninem w średnim wieku. Ten film zmienił całe jej życie. Film wywołał skandal z powodu śmiałych scen, a Schneider dzięki roli w nim była postrzegana jako jedna z ikon rewolucji. Sama bardzo cierpiała, że traktowano ją bardziej jako symbol niż poważną aktorkę.

W wywiadzie udzielonym "Daily Mail" w 2007 roku wyznała, że praca na planie filmu "Ostatnie tango w Paryżu" doprowadziła do jej problemów psychicznych. Szczególnie dotkliwa była dla niej jedna scena.

"Scena z masłem", czyli skandalizujący moment, w trakcie którego bohater grany przez Brando wykorzystuje masło jako lubrykant, była pomysłem gwiazdora. "Tej sceny nie było w scenariuszu. Prawda jest taka, że Marlon ją wymyślił" - wyznała po latach Schneider. "Powiedzieli mi o tym dopiero przed kręceniem tej sceny. Byłam wściekła. Powinnam zawołać swojego agenta albo skonsultować się z prawnikiem, ponieważ nie możesz zmusić aktora do wykonania czegoś, czego nie ma w scenariuszu, ale w tym czasie jeszcze o tym nie wiedziałam" - przyznała Schneider.

"Marlon powiedział: 'Maria, nic się nie bój, to tylko film'. Ale w trakcie tej sceny, mimo że to, co robił Marlon, nie było prawdziwym [gwałtem], moje łzy były prawdziwe. Szczerze mówiąc czułam się upokorzona. W pewnym sensie zgwałcona zarówno przez Brando, jak i Bertolucciego. Po wszystkim Marlon nawet mnie nie przeprosił. Na szczęście, nakręciliśmy to za jednym podejściem" - wspomniała aktorka.

Po złych doświadczeniach z pracy na planie "Ostatniego tanga w Paryżu" Schneider nigdy więcej nie rozebrała się przed kamerą. Lata 70. XX wieku były bardzo burzliwe dla Marii Schneider. Aktorka uzależniła się od alkoholu i narkotyków, próbowała popełnić samobójstwo. W 1974 roku ujawniła, że jest biseksualna. W 1975 roku Schneider dobrowolnie zobowiązała się do leczenia w klinice psychiatrycznej w Rzymie.

Shelley Duvall

Równie traumatyczne były doświadczenia Shelley Duvall, która doznała załamania psychicznego w trakcie pracy nad filmem "Lśnienie" Stanleya Kubricka. Początkowo atmosfera na planie wydawała się bardzo przyjemna. Podobnie zresztą jak sam reżyser - Stanley Kubrick. Największym problemem było dla aktorki nieustanne doprowadzanie się do skrajnych emocji (tego wymagał scenariusz i charakter postaci). Tak po wielu latach wspominała ten wysiłek w rozmowie z The Hollywood Reporter:

"Trzydzieści pięć ujęć, bieganie, płacz i noszenie małego chłopca - robiło się ciężko. I pełne przygotowanie od razu od pierwszej próby. To trudne."

Aktorka bez przerwy słuchała smutnych piosenek i rozmyślała o przykrych wydarzeniach, zapisanych w scenariuszu. Wszystko to po to, by przed kamerą wypaść jak najwiarygodniej. Stres, wycieńczenie, wahania nastrojów, ciągłe ponaglenia i przytyki ze strony reżysera sprawiły, że Duvall była na skraju załamania.

"Od maja do października byłam naprawdę w złym stanie, stres związany z tą rolą był tak wielki. Stanley naciskał na mnie i ponaglał mnie bardziej niż ktokolwiek wcześniej. To najtrudniejsza rola, jaką kiedykolwiek miałam do zagrania" - wspominała na łamach książki Davida Hughesa "The Complete Kubrick".

Po występie w filmie już nigdy nie stworzyła kreacji na miarę tej z "Lśnienia". Na początku XXI wieku całkowicie wycofała się z branży filmowej, wyprowadziła się na farmę położoną w Teksasie i odcięła od świata. Ponownie głośno zrobiło się o niej w 2016 roku, kiedy pojawiła się w programie Dr. Phila McGrawa. Podczas rozmowy gwiazda zdradziła, że cierpi na zaburzenia psychiczne i zmaga się z urojeniami.

Tuż po programie aktorka zgłosiła się na leczenie psychiatryczne, jednak klinikę opuściła po zaledwie trzech dniach. Mówi się, że wróciła na swoje ranczo. Dziś nie wiadomo, w jakim jest stanie.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Adrien Brody | Kate Winslet | Lady Gaga | Maria Schneider | Shelley Duvall
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy