Reklama

Robert Redford: Emeryt?

Czy największy przystojniak Hollywood naprawdę kończy karierę? Tego boją się fani Roberta Redforda, aktora, bez którego trudno wyobrazić sobie kino. I liczą na to, że 82-letni gwiazdor zmieni decyzję.

Czy największy przystojniak Hollywood naprawdę kończy karierę? Tego boją się fani Roberta Redforda, aktora, bez którego trudno wyobrazić sobie kino. I liczą na to, że 82-letni gwiazdor zmieni decyzję.
Czy Robert Redford definitywnie zerwie z kinem? Jego fani wierzą, że nadal będzie przynajmniej reżyserować filmy /FILIPPO MONTEFORTE /AFP

Dawno nie było sytuacji, by prasa i portale internetowe na całym świecie tak przejęły się decyzją aktora o zakończeniu kariery.

Ale tym razem chodzi o samego Roberta Redforda, nie tylko filmowego gwiazdora, ale i świetnego reżysera, producenta, obrońcę środowiska i "opiekuna kina niezależnego".

- Udam się na emeryturę, bo gram od 21. roku życia. Pomyślałem, że już wystarczy - powiedział Redford, który przed kilkoma dniami skończył 82 lata i zapowiedział, że po premierze filmu "The Old Man & The Gun" zamierza cieszyć się życiem emeryta.

Reklama

Czy jednak długo wytrzyma bez aktorstwa?

- Granie uratowało mi życie - powiedział przed laty, podsumowując swoją burzliwą młodość. Bo wcale nie był aniołem. Raz omal nie zginął, ponieważ chciał udowodnić kumplom, że jest prawdziwym facetem... skacząc z wysokiego budynku. Nauczyciele dawali mu przepustki do kolejnej klasy tylko dlatego, bo był świetnym baseballistą.

Sportowy talent zapewnił mu stypendium na Uniwersytecie Kolorado. Jednak on nauki nie traktował poważnie. Czuł się artystą. Dlatego wszystkie pieniądze, jakie miał, przeznaczył na podróż do Europy. Chciał spełnić swoje marzenie - nauczyć się malarstwa we Florencji. Z czasem jednak życie w słonecznej Italii straciło swój romantyzm. - Spałem na klatkach schodowych, nie miałem co jeść. Sprzedając swoje obrazy, ledwo zarobiłem na bilet powrotny - wspominał.

W Stanach na początku też nie było kolorowo, bo rzucił się w wir imprez, podczas których alkohol lał się strumieniami. Kto wie, jak to by się skończyło, gdyby nie Lola Van Wagenen, którą poślubił w 1958 r. w Las Vegas. Jako utalentowany plastyk Redford zamierzał zarabiać na życie, tworząc scenografię teatralną. Na szczęście dostrzeżono w nim niezły "materiał na aktora".

To, jak go postrzegano, wcale nie dawało mu satysfakcji. - Kiedy ludzie zwracają uwagę tylko na twoją urodę, a nie na to, co robisz, masz dwa wyjścia: albo upajać się tym, albo od tego uciec. Ja wybrałem to drugie - mówił z lekką goryczą. Na dodatek w 1959 r. Redforda i jego żonę okrutnie doświadczył los - po kilku tygodniach od urodzin zmarł ich pierwszy syn Scott.

Gwiazdor wyznał po latach, że byli z Lolą młodzi i niewiele wiedzieli o tzw. zespole nagłego zgonu niemowląt. - Myśleliśmy, że śmierć dziecka to nasza wina - mówił. Życie z takim bagażem nie było łatwe, zwłaszcza kiedy wszyscy oczekiwali, że "ten przystojniak Redford" obdarzy ich swoim czarującym uśmiechem. Aktor z czasem znalazł w sobie siłę, by przełamać hollywoodzki wizerunek pięknisia, znany choćby z komedii "Boso w parku" (1967).

Rolami u boku Paula Newmana w filmach "Butch Cassidy i Sundance Kid" (1969) oraz "Żądło" (1973) pokazał, że jest twardym facetem, a nie czarusiem bez charakteru. Dziś trudno wyobrazić sobie kino bez filmów "Tacy byliśmy" (1973), "Wielki Gatsby" (1974), "Wszyscy ludzie prezydenta" (1976), "Pożegnanie z Afryką" (1985) czy "Niemoralna propozycja" (1993). We wszystkich tych tytułach stworzył zapadające w pamięć kreacje.

Co ciekawe, Hollywood nagradzało go Oscarem za... reżyserię - w 1981 r. za "Zwyczajnych ludzi" (znanych też pt. "Zwykli ludzie") oraz uhonorował go Oscarem Specjalnym w 2002 r. Aktor się tym nie przejmował, ale dziennikarze pytali: "Czy szacowna Akademia ignoruje Roberta Redforda, ponieważ jest tak cholernie przystojny?".

On sam z wiekiem postawił na promocję kina niezależnego, m.in. organizując festiwal w Sundance. Rozwód z pierwszą żoną w 1985 r. odbył się w przyjaznej atmosferze, a z trojgiem dzieci z ich związku nie stracił dobrych relacji. Po głośnych romansach, m.in. z Debrą Winger na planie "Orłów Temidy" (1986), przyszedł czas na ustatkowanie się.

Drugą żonę, malarkę Sibylle Szaggars, poznał w 1995 r. Poślubił ją 14 lat później. Skromna ceremonia odbyła się w hotelu w Hamburgu w obecności bliskich. Sibylle zmotywowała męża do aktywnego wypoczynku (jazda konno, tenis). To m.in. odpowiedź na to, skąd Redford po 80-tce ma tyle energii.

Czy jednak przechodząc na emeryturę, "usiedzi na miejscu" na swoim wielkim ekologicznym ranczo? Chyba sam ma wątpliwości, podkreślając w jednym z wywiadów, że dobrze zna powiedzenie "nigdy nie mów nigdy". Jego fani liczą więc na to, że nadal będzie nas raczył doskonałymi filmami. Jeżeli nie jako aktor, to stając po drugiej stronie kamery.

Adam Piosik

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Robert Redford
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy