Quentin Tarantino potwierdził, że po kolejnym filmie kończy karierę reżyserską
Szykując się do realizacji dziesiątego filmu w swojej karierze reżyserskiej, Quentin Tarantino coraz bardziej upewnia się w tym, że będzie to jego ostatni film. Wpływ na taką decyzję ma sytuacja panująca obecnie w kinie i zalew produkcji przeznaczonych prosto na streamingi. Jako przykład twórca podał ostatnie filmy Ryana Reynoldsa. "Nie istnieją w duchu epoki, czyli prawie tak, jak gdyby nigdy nie istniały" - powiedział.
Wspomniane przez Quentina Tarantino filmy z udziałem Ryana Reynoldsa, to "Czerwona nota" i "Projekt Adam", które powstały dla platformy streamingowej Netflix. Choć reżyser zaznaczył, że nie chce nikogo osobiście wzywać do tablicy, to jednak właśnie nazwisko Reynoldsa pojawiło się w wywiadzie reżysera udzielonym portalowi Deadline.
"Nic chcę się nikogo czepiać, ale najwyraźniej Ryan Reynolds zarobił 50 milionów dolarów za ten film Netfliksa, 50 milionów za tamten film, a za kolejny też zarobił 50 milionów. Nie mam pojęcia, co to za filmy. Żadnego z nich nie widziałem. A wy je widzieliście? Nie rozmawiałem z agentem Ryana Reynoldsa, a on sam mówi jedynie, że ten film kosztował 50 milionów dolarów. No i świetnie, że zarabia tyle pieniędzy. Tyle, że te filmy nie istnieją w duchu epoki, czyli prawie tak, jak gdyby nigdy nie istniały" - stwierdził Tarantino.
To właśnie dominacja serwisów streamingowych jest jednym z powodów, dla którego najnowszy film Tarantino zatytułowany "The Movie Critic" będzie ostatnim w jego karierze. "Czas kończyć. Podoba mi się, że skończę będąc na szczycie. Podoba mi się pomysł, że po poświęceniu 30 lat na kręcenie filmów, mówię, że już wystarczy. Nie chcę dalej pracować, umniejszając sobie samemu. Teraz jest na to odpowiedni czas. Bo czym teraz jest film? Czymś, co pokazują na serwisie Apple? To by mi umniejszało" - wyjaśnił reżyser.
Tarantino swój kolejny film chce zrealizować dla studia Sony. Także dlatego, że to jedna z ostatnich wytwórni wiernych dystrybucji kinowej. "Prawdopodobnie nakręcę 'The Movie Critic' dla Sony, bo to ostatnie studio w mieście całkowicie poświęcone dystrybucji kinowej. Nie zależy im na tworzeniu treści dla swojej platformy streamingowej, zależy im na premierach kinowych. Miarą ich sukcesu jest liczba zadków usadzonych w fotelach kinowych. Miarą ich sukcesu jest istnienie ich filmów w duchu epoki. Nie robią drogich filmów, by je pokazać na swoim streamingu, gdzie nikt nawet nie wie, że tam trafiły" - wyznał twórca "Pulp Fiction".