Reklama

Peter Jackson, hobbit i smok

Dawno, dawno temu Peter Jackson był zaledwie mało znanym "cudownym dzieckiem reżyserii", które co jakiś przypominało o sobie niskobudżetowymi horrorami, jak "Zły smak" czy "Martwica mózgu".

Później przyszedł rok 1994 - i oszałamiający sukces "Niebiańskich stworzeń", dramatu opartego na prawdziwej, wstrząsającej historii zbrodni i ludzkiej tragedii, za który Jackson otrzymał Srebrnego Lwa na festiwalu filmowym w Wenecji.

Dziś, po blisko 20 latach, ten nowozelandzki reżyser o tak eklektycznym dorobku znany jest całemu światu jako twórca bijących rekordy frekwencji superprodukcji: trylogii "Władca Pierścieni", "King Konga" i nowego filmowego tryptyku czerpiącego z twórczości J.R.R. Tolkiena.

Po prostu tego nie ogarniam

- Kiedy cofam się myślą do tego wczesnego okresu mojej aktywności i patrzę na człowieka, którym byłem, i na to, co sobą przedstawiałem jako reżyser, po prostu tego nie ogarniam - przyznaje Jackson. - Nigdy, nawet w najśmielszych snach nie wyobrażałem sobie, że mogę dojść tu, gdzie jestem teraz.

Reklama

- Owszem, fantastyka zawsze była moją miłością. Uwielbiałem filmy Raya Harryhausena i marzyłem o tym, by coś podobnego nakręcić. "King Kong" - to było marzenie mojego życia. Można więc powiedzieć, że dziś po prostu spełniam swoje marzenia, bo każdy je przecież ma, podobnie jak ambicje. To dobrze, bo dzięki temu człowiek ma po co pracować; ma w życiu cel, chociaż nigdy nie wie, czy go osiągnie. A moje marzenia spełniają się w stylu tak spektakularnym, że sam bym sobie tego lepiej nie wyśnił. Jestem za to niewypowiedzianie wdzięczny losowi.

"Hobbit: Nieoczekiwana podróż" zarobił na całym świecie ponad miliard dolarów. Część krytyków i fanów przyjęła jednak ekranizację prozy Tolkiena z mieszanymi uczuciami, które można streścić następująco: za dużo tego dobrego. Dziełu Jacksona zarzucano liczne dłużyzny, zwłaszcza w rozbudowanych scenach walk; narzekano na kontrowersyjny wybór techniki filmowania (48 klatek na sekundę); ganiono reżysera za porzucenie pierwotnego planu nakręcenia dwuczęściowego filmu na rzecz kolejnej trylogii...

Dłużyzny w "Hobbicie"?

Ale Peter Jackson nikogo nie zamierza przepraszać.

- Cóż, ja byłem usatysfakcjonowany efektem końcowym - mówi. - Zawsze jestem. Zawsze robię filmy dla siebie. Tak więc każda decyzja, którą podejmuję - od obsadzania aktorów poprzez konstrukcję scenariusza, nad którym zazwyczaj pracuję z Phil i Fran (mowa o Philippie Boyens i Frances Walsh, prywatnie partnerce reżysera - przyp. aut.), planowanie scenografii i efektów specjalnych, aż po montaż - wszystko to są moje wybory. A wyborów tych dokonuję, kierując się zawsze jednym, podstawowym kryterium. Pytam samego siebie: Co chcę zobaczyć na ekranie? Co sprawi mi radość?


- "Hobbit: Nieoczekiwana podróż" to taki film, który ja sam chciałem obejrzeć. Do tego zawsze zmierzam. Najwyraźniej wielu ludziom podobał się tak samo jak mnie, bo inaczej nie zarobiłby miliarda dolarów.

- A jeśli chodzi o rozciągnięcie tej historii na trzy filmy, to wszystko wyjaśnia druga część, "Pustkowie Smauga" - dodaje reżyser. - Wtedy stanie się jasne, dlaczego to zrobiliśmy i dlaczego był to dobry pomysł. Kiedy widz wyjdzie z kina po zakończonym seansie, będzie już wiedział, jaki jest nasz cel i w jaki sposób chcemy go osiągnąć.

"Pustkowie Smauga" podejmuje wszystkie wątki przerwane z chwilą, w której dobiega końca akcja "Nieoczekiwanej podrózy". Bilbo Baggins (Martin Freeman) kontynuuje niebezpieczną misję u boku Thorina Dębowej Tarczy (Richard Armitage) i jego kompanii, mającą na celu odzyskanie dawnego królestwa krasnoludów, Samotnej Góry, i krasnoludzkich skarbów zagrabionych przez zionącego ogniem smoka Smauga. Na tej trudnej drodze hobbit spotka zarówno przyjaciół, jak i wrogów; ujrzy na własne oczy niewypowiedziane cuda - ale też będzie musiał stawić czoła wielu niebezpieczeństwom.

Co kryje Samotna Góra?

Jackson z trudem ukrywa entuzjazm, jakim napawa go fakt, iż w drugiej odsłonie tryptyku pojawią się nowe postacie (także te powołane do życia specjalnie na potrzeby filmu) - i jedna doskonale znana fanom filmowych adaptacji twórczości Tolkiena. Trzynastu krasnoludów, Bilbo i Gandalf (Ian McKellen) - to stanowczo za mało, by zaludnić bogaty świat trzyczęściowej superprodukcji.

- Nadszedł czas, by na scenę wkroczyli nowi bohaterowie i odcisnęli swoje piętno na opowiadanej historii - mówi Jackson. - I tak, widz zawsze bliższą znajomość z królem Leśnych Elfów, Thranduilem, w którego wcielił się Lee Pace. Jego syna, Legolasa, nikomu nie trzeba przedstawiać; gra go Orlando Bloom. W filmie pojawią się też elfia łuczniczka Tauriel, czyli Evangeline Lilly; Bard - Luke Evans; Władca Esgaroth - Stephen Fry, i jego sługa Alfrid - Ryan Gage.

- Pojawienie się wszystkich tych postaci dodatkowo skomplikuje sprawy dla naszych krasnoludów, które chcą przede wszystkim odzyskać zagrabione im dziedzictwo. Pamiętajmy jednak, że smok pojawił się w Ereborze z powodu złota, ponieważ smoki w świecie Tolkiena niczego nie pożądają tak bardzo, jak skarbów. Krasnoludy muszą więc liczyć się z tym, że po pokonaniu bestii bogactwa te przejdą w ich ręce. A fakt ten na pewno zainteresuje wiele osób...

Innymi słowy - nawet jeśli Bilbo i krasnoludy pokonają Smauga, machina pójdzie w ruch. Niejden będzie chciał dowiedzieć się, kim są członkowie tej dzielnej kompanii, i co kryje się pod Samotną Górą.

- Każda z tych nowych postaci będzie kierowała się innymi pobudkami i na swój sposób zaważy na dalszych losach uczestników wyprawy Thorina - wyjaśnia Jackson. - Praca z tym materiałem, jak również praca z nowymi aktorami, należała do najprzyjemniejszych aspektów realizacji "Pustkowia Smauga".

Wielu fanów z niecierpliwością czeka zwłaszcza na jedną scenę - tę, w której Bilbo toczy walkę z jadowitymi pająkami. Od strony technicznej nie przedstawiała ona zbyt wielkiej trudności, ponieważ szlak był już przetarty: w "Powrocie króla" Frodo musiał zmierzyć się z gigantyczną Szelobą (gigantyczne pająki w świecie stworzonym przez Tolkiena to swoisty przejaw arachnofobii, na którą cierpiał, podobnie zresztą jak Jackson).

Pająki mnie przerażają

- Pająki mnie przerażają - przyznaje reżyser. - Zawsze tak było i nic się nie zmienia pod tym wzgledem. Mogę więc odnieść się do takich wątków osobiście, zadając sobie pytanie, co też takiego jest w tych stworzeniach, co najbardziej mnie przeraża. Postąpiłem tak w przypadku Szeloby - i teraz też stwierdziłem, że muszę odwołać się do moich własnych fobii. A proszę mi wierzyć, jest ich dużo...

- Szczególnym wstrętem napawa mnie myśl o gnieździe pająków. Czasami widzi się w ogrodzie krzewy, na których rozciągnęły one tę swoją białą, pajęczą nić - niczym mały domek. Myślę wtedy o tysiącach małych, obrzydliwych stworzeń, które będą się tutaj lęgły; potem urosną i wpełzną mi nocą do łóżka... Takie wizje autentycznie mnie przerażają. To dlatego chciałem, żeby Bilbo został uwięziony w samym sercu takiego pajęczego gniazda. I tak też się stało.

- Jak widać, świetnie się bawię, kręcąc takie sceny, bo próbuję w ten sposób przestraszyć samego siebie.

Praca przy superprodukcji, której budżet wynosi 200 milionów dolarów, ma liczne plusy - ale też "plusy ujemne". Do tych ostatnich należą wymogi przemysłu rozrywkowego i presja czasu. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że każdy ma swoje własne zdanie na temat filmu takiego jak "Hobbit".

- Próbuję zachować takie samo nastawienie, jak przed laty - mówi Jackson. - Powtarzając sobie, że robię te filmy dla siebie, a nie po to, by przypodobać się innym, staram się dochować wiernosci zasadom, którymi kieruję się od początku.

Co po "Hobbicie"?!

W takiej sytuacji na usta aż ciśnie się pytanie o to, czym zajmie się Peter Jackson, kiedy na sklepowe półki trafi ostatnia część "Hobbita" na Blu-ray, oczywiście w wersji rozszerzonej. Co mu pozostanie, kiedy przeniesienie już na ekran każdy zakątek Śródziemia, wycisnąwszy zeń wcześniej wszelki filmowy potencjał?

- Mogę nakręcić film o dwóch ludziach gawędzących przy piwie w pubie w Wellington - śmieje się reżyser - a może wystarczy mi sam fakt, że ja i Fran będziemy mogli sami uciąć sobie taką spokojną pogawędkę przy kufelku. Dziś taka chwila odpoczynku jest dla nas luksusem.

- Nie mam żadnych sprecyzowanych planów na przyszłość - dodaje już po chwili poważniejszym tonem. - Mam swoje ambicje i marzenia, ale nigdy nie realizuję ich według jakiegoś pięcioletniego grafiku; nie skreślam co roku kolejnych punktów, które udało mi się zrealizować. Żyję z dnia na dzień, a każdy mój film to wypadkowa spontanicznych działań, szczęścia i przypadku.

- Nieprzewidywalność cieszy mnie, bo nie lubię niczego planować w życiu. Właśnie takie życie jest interesujące. Czas pokaże, co się jeszcze wydarzy.


© 2013 Ian Spelling

Tłum. Katarzyna Kasińska

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: smoki | Hobbit | Peter Jackson
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy