"Ostatni dzień lata": 65 lat od premiery arcydzieła Tadeusza Konwickiego
4 sierpnia 2023 roku mija 65 lat od premiery reżyserskiego debiutu Tadeusza Konwickiego "Ostatni dzień lata". Kameralny obraz z rolami Jana Machulskiego oraz Ireny Laskowskiej wyprzedził dokonania francuskiej Nowej Fali.
Pomysł na film wyszedł od operatora Jana Laskowskiego, który namawiał Tadeusza Konwickiego, uznanego pisarza i scenarzystę, do debiutu reżyserskiego. Według autora zdjęć do "Ostatniego dnia lata" jeśli tekst jest dobry, to wystarczy kamera, dwójka lub trójka aktorów, plener i można kręcić. Ograniczone środki finansowe były więc punktem wyjścia dla Konwickiego, który usnuł z tego historię dwóch zagubionych dusz.
Młody mężczyzna i dojrzała kobietą spotykają się na plaży. Chcą się do siebie zbliżyć, jednak nie potrafią tego zrobić. On (Jan Machulski) obserwował ją od wielu dni. Ona (Irena Laskowska) wciąż przeżywa koszmar wojny i bliską jej osobę, która wtedy zginęła. Nawet fizyczne zbliżenie nie jest w stanie sprawić, że staną się sobie bliscy.
Film nakręciła zaledwie pięcioosobowa ekipa. Zaopatrzona w prymitywny nawet jak na lata pięćdziesiąte sprzęt (aparat reporterski Ariflex) kręciła przez trzy miesiące na plaży między Białogórą i Łebą. Zdjęcia ukończono we wrześniu 1957 roku. Koszty produkcji wyniosły zaledwie 10 tysięcy złotych.
Konwicki widział w bezimiennym mężczyźnie swoje odbicie. Jak przyznawał wielokrotnie, chciał przez niego odreagować liczne traumy ostatnich kilkunastu lat — wojnę, okupację, stalinizm. Machulskiego, który wcielił się w tę postać, podsunął mu Laskowski. Aktor był nawet podobny do reżysera w czasach jego młodości.
"Machulski znalazł się wspaniale, to przecież było dla niego prawdziwe ryzyko — grać w czymś takim, a on zgodził się chętnie zagrać za darmo, z ewentualnością otrzymania w przyszłości honorarium. Bardzo mi odpowiadał w tym filmie jako osobowość. Zabrał z sobą rodzinę, to znaczy żonę i trzyletniego synka imieniem Julek, który dziś jest panem Juliuszem Machulskim" — zdradził Konwicki w rozmowie z Tadeuszem Lubelskim "Zacząć na nowo", która znalazła się w książce "Debiuty polskiego kina".
Drugim impulsem dla reżysera była osoba Ireny Laskowskiej. "Przyjaźniłem się w tym czasie ze znakomitym grafikiem i pisarzem Mieczysławem Piotrowskim; jego żoną była Irena Laskowska, młoda piękna aktorka, w której wyczuwałem ogromne możliwości dramatyczne. Grała w teatrze, ale to była końcówka socrealizmu; cóż piękna kobieta o takich warunkach mogła grać w sztukach o kołchoźnikach czy robotnicach włókienniczych?" — wspominał Konwicki.
Debiutujący reżyser przyznał, że pionierska na kinematograficznym gruncie kameralność jego filmowej opowieści wzięła się z niskiego budżetu filmu. "Pomysł 'Ostatniego dnia lata' wziął się z mojego własnego instynktu. A także z chytrości: przecież ja wybrałem warunki, które mogły wywołać najmniej kłopotów. Wybrałem plener, który nie wymagała żadnych inwestycji; wybrałem dwoje ludzi, żeby było taniej i prościej" - powiedział Konwicki.
Na planie nie mogło jednak zabraknąć artystycznych spięć. Laskowska nie byłą zadowolona z wieku swojej postaci. Konwicki uważał jednak, że inaczej film nie zadziała. Ponieważ przebieg fabuły jest niemal pozbawiony akcji, punkt wyjścia musiał być wystarczająco dramatyczny.
Aktorka wyznała w 2010 roku z okazji pokazu odrestaurowanej cyfrowo kopii filmu, że w filmie znalazła się jedna "naga scena". "Tadek Konwicki wyobraził sobie, że ona wychodzi nago z morza i idzie po piasku... Oczywiście zaprotestowałam od razu, ale jednak uległam, zastrzegając sobie, że Tadeusz musi gdzieś zniknąć na czas kręcenia tych ujęć. Mój brat musiał zostać, jako że operator, co było jeszcze gorsze! Przełamałam się i nakręciliśmy, co trzeba. Później, oglądając materiał, okazało się, że nosząc prywatnie kostium kąpielowy, opaliłam się nierównomiernie i moja nagość na zdjęciach jest 'przekłamana'. Poświęcenie było nadaremne!" - ujawniła Laskowska.
W recenzji filmu na łamach "Nowej Kultury" Bolesław Michałek napisał o "Ostatnim dniu lata": "Film jest u nas nieznany i przypadkowi zawdzięczam, że go widziałem. Muszę więc zacząć od treści, ponieważ nikt filmu nie widział i pewnie nie zobaczy".
"Kręcąc ten film, nie wiedziałem, że zapoczątkuję Nową Falę, także i krytyka nie wiedziała, że to jest jeden z pierwszych sygnałów tego prądu. Nie ma więc kogokolwiek obwiniać, taka była sytuacja. Film został przyjęty przez fachowców filmowych z pewnym rodzajem oburzenia: że to jest skandal, że jakimś ludziom spoza branży daje się możliwości robienia filmu i oni kręcą coś, co jest dziwaczne, bezsensowne i bezfabularne" — powiedział Tadeusz Konwicki w rozmowie z Tadeuszem Lubelskim.
"Ostatni dzień lata", dziś klasyka światowego kina, otrzymał główną nagrodę w dziedzinie filmów eksperymentalnych na festiwalu w Wenecji w 1958 r. W tym samym roku przyznano mu także nagrodę główną na EXPO w Brukseli i pierwszą nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Londynie.
Wśród widzów, którzy wartość "Ostatniego dnia lata" dostrzegli od razu, znalazła się Maria Dąbrowska. Po seansie zanotowała w dzienniku: "Morze, pusta plaża, wydmy... Żywej duszy — poza dwojgiem ludzi i drążącymi hukiem niebo odrzutowcami. Jednodniowy romans, wątły dialog — a tyle w nim powiedziane! W życiu mi się żaden film tak nie podobał jak ten".
-------------------------------------------------------------------
Użyte w tekście wypowiedzi Tadeusza Konwickiego pochodzą z rozmowy z Tadeuszem Lubelskim "Zacząć na nowo", która znalazła się w książce "Debiuty polskiego kina" (Konin, 1998)