Nielogiczny, brzydki, odpychający. Filmowa porażka za miliony dolarów
Już 29 lutego 2024 roku do kin wejdzie długo wyczekiwana "Diuna: Część druga" Denisa Villeneuve'a. Kanadyjski reżyser pierwszą częścią dokonał niemożliwego — przeniósł na duży ekran książkę, która wydawała się niemożliwa do filmowej adaptacji. Przed nim wielu próbowało i nikt nie odniósł sukcesu. Przypomnijmy sobie trudną kinową historię powieści Franka Herberta.
Pomysł adaptacji "Diuny" pojawił się wkrótce po premierze książki Herberta w 1965 roku. Artur P. Jacobs, który wcześniej wyprodukował "Planetę małp" Franklina J. Schaffnera, zakupił do niej prawa w 1971 roku i zobowiązał się zrealizować film w ciągu dziewięciu lat. Reżyserem miał zostać David Lean, twórca "Mostu na rzece Kwai" i "Lawrence'a z Arabii". Plany pokrzyżowała niespodziewana śmierć Jacobsa w 1973 roku.
Adaptacji próbował się podjąć Alejandro Jodorowsky. Wywodzący się z Chile autor "Świętej góry" rozpoczął współpracę z uznanymi artystami wizualnymi, między innymi H.R. Gigerem. Za muzykę odpowiadałyby zespoły Pink Floyd i Magma. Storyboardy stworzył uznany francuski rysownik Jean "Moebius" Giraud. NA potrzeby produkcji powstało ponad trzy tysiące ilustracji.
Jodorowsky miał także wybraną obsadę. Chciał, by w imperatora Shadama IV wcielił się Salvador Dali. Artysta stwierdził wtedy, że zostanie najlepiej opłacanym aktorem w historii, dlatego za każdą godzinę pracy na planie zażądał stu tysięcy dolarów. Reżyser zgodził się i dokonał zmian w scenariuszu, znacznie ograniczając rolę imperatora. W rezultacie Dali musiałby spędzić na planie górą godzinę, a jego pozostałe kwestie wypowiadałby robot.
Wkrótce okazało się, że "Diuna" Jodorowsky'ego trwałaby od 10 do nawet 14 godzin. Herbert wspominał, że scenariusz był gruby jak książka telefoniczna. Szybko stało się jasne, że twórcy nie są w stanie dopiąć budżetu — brakowało im około pięciu milionów dolarów. Projekt w końcu upadł. Prace wykonane podczas preprodukcji inspirowały później inne klasyki kina s-f, między innymi "Gwiezdne wojny", "Obcego" i "Terminatora". Procesowi powstawania filmu został poświęcony dokument "Diuna Jodorowskiego" Franka Pavicha z 2013 roku.
Wtedy prawa do adaptacji trafiły do włoskiego producenta Dina De Laurentiisa. Ten poprosił o napisanie scenariusza samego Herberta. Pisarz zamknął fabułę w prawie 180 stronach, co równało się trzygodzinnemu filmowi. Posadę reżysera otrzymał Ridley Scott. Jego pierwszą decyzją było przepisanie scenariusza i podzielenie "Diuny" na dwie części. Wkrótce on także zrezygnował z projektu. Zdał sobie sprawę, że będzie to czasochłonna produkcja, a on stracił do niej serce — niespodziewanie zmarł jego starszy brat Frank.
Wtedy Raffaella, córka De Laurentiisa, zaproponowała, by film przejął David Lynch. Była po ogromnym wrażeniem jego "Człowieka słonia". Producent zaraz się z nim skontaktował. Lynch był początkowo niechętny. Wcześniej otrzymał ofertę wyreżyserowania "Powrotu Jedi". Odrzucił ją, ponieważ obawiał się, że nie będzie miał większego wpływu na kształt artystyczny filmu. "George Lucas opracował już trzy czwarte produkcji" - mówił w wywiadzie dla Associated Press w 1984 roku. Chociaż nie był fanem science-fiction, w "Diunie" dostrzegł wiele możliwości.
"Gdy skończyłem książkę, byłem oszołomiony" - wspominał w wywiadzie dla Cinefex z 1985 roku. "Oczywiście, widziałem 'Gwiezdne wojny', ale nie oszalałem na ich punkcie. Dla mnie było tam dużo rzeczy na powierzchni, ale nic poza tym. 'Diuna' była inna. Miała wiarygodne charaktery postaci i głębię. Pod wieloma względami Herberta stworzył wewnętrzną przygodę, pełną emocji i warstw. A ja kocham warstwy".
Lynch spędził tydzień z Herbertem, po którym napisał siedem wersji scenariusza. Spędził na tym pół roku. "Wersja sprzed tej, którą zrealizowano, była całkiem dobra" - uważał Paul Sammon, historyk filmu. De Laurentiis był pewny, że ma w rękach "Gwiezdne wojny" dla dorosłych. Herbertowi zapłacił od razu za prawa do wszystkich książek z serii, w tym tych jeszcze niewydanych. Virginia Madsen, która wcieliła się w księżniczkę Irulan, córkę imperatora, zdradziła, że podpisała kontrakt na udział w trzech filmach.
Podczas wywiadów z planu nic nie zapowiadało nadchodzącej katastrofy. "Gdy David widzi coś, co wygląda 'zwyczajnie', zaraz chce to zmienić. Nie znosi wszystkiego, co przypomina mu 'Gwiezdne wojny' lub jakikolwiek inny film. Wpada wtedy na dziwne pomysły, które zdają się nie mieć sensu. A potem je realizujemy i sens się znajduje. Tak to robił Picasso" - mówił scenograf Tony Masters w relacji "The New York Times".
Zdjęcia do "Diuny" Lyncha rozpoczęły się we wrześniu 1983 roku w Meksyku i trwały przez pół roku. Pierwsza wersja montażowa trwała cztery godziny. Lynch i producenci skrócili ją niemal o połowę, zastępując część scen nachalną ekspozycją. Film miał wejść do kin w grudniu 1984 roku. Premierę poprzedziła ogromna kampania reklamowa, w którą obejmowały wywiady oraz gadżety związane z postaciami z filmu.
I wtedy pojawiły się recenzje. Krytycy byli zgodni — właśnie obejrzeli jeden z najgorszych filmów roku. Dostało się wszystkiemu. Ganiono fabułę, zagmatwaną i zupełnie niezrozumiałą dla osób, które nie czytały wcześniej książki. Recenzenci wskazywali także, że film jest wizualnie brzydki, a niektóre jego sceny są wręcz odpychające. Niektórzy pisali wprost - "Diuna" jest książką, której nie da się przenieść na duży ekran. "Film potrzebował dziewięciu minut, żeby ograbić mnie ze wszystkich oczekiwań" - pisał Roger Ebert.
Jodorowsky początkowo nie chciał oglądać filmu Lyncha, Nie ukrywał, że był zawiedziony swoim niepowodzeniem i zazdrosny, że ktoś inny otrzymał na realizację jego marzenia znacznie większy budżet. Zachęcony przez synów, zobaczył jednak film. Seans rozpoczął wściekły, a zakończył bardzo szczęśliwy. Film nazwał "porażką". Zaznaczył jednak, że Lynch był jedynym poza nim twórcą, któremu mogło się to udać. Według niego to producenci ponosili winę za ostateczny kształt "Diuny".
Porażce artystycznej towarzyszyła także ta finansowa. "Diuna" zarobiła około 38 milionów dolarów przy budżecie wynoszącym 42 miliony. Prace nad sequelami natychmiast przerwano. Po latach film w rozszerzonej o godzinę wersji ukazał się w telewizji. Lynch nie miał nic wspólnego z nową wersją montażową i zażądał usunięcia z niej swojego nazwiska.
Niemal czterdzieści lat po swojej premierze "Diuna" uchodzi za wypadek przy pracy w karierze Lyncha. To porażka, którą chyba musiał ponieść, by upewnić się, jakie kino chce kręcić. Sam film szybko dołączył do grona "tak złych, że aż wybitnych" i dziś ma status kultowego.