Nicolas Cage miał gigantyczny dług, który musiał spłacić. Kwota zwala z nóg
Nicolas Cage w najnowszym wywiadzie wrócił wspomnieniami do szczególnie mrocznego etapu w swoim życiu. Choć wróżono mu wielką karierę, on zaczął grywać w coraz gorzej ocenianych produkcjach. Robił to z powodu długów, w które popadł w wyniku nieprzemyślanych inwestycji. Teraz gwiazdor wyznał, ile wynosiła kwota, którą musiał spłacić. "Gdy rynek się załamał, nie zdołałem na czas wydostać się z tarapatów. Uzbierało się ponad 6 mln dolarów długów" - zdradził laureat Oscara.
Nicolas Cage nie bez przyczyny uchodzi za jedną z najciekawszych postaci branży filmowej. Bratanek legendarnego reżysera Francisa Forda Coppoli, który w 1996 roku otrzymał Oscara za brawurową rolę w melodramacie "Zostawić Las Vegas", zdawał się być idealnym materiałem na pierwszoligową gwiazdę Fabryki Snów.
Świetnie zapowiadająca się kariera Cage'a nieoczekiwanie zboczyła jednak z kursu. Zamiast w kolejnych cenionych przez widzów i krytyków produkcjach, aktor zaczął występować w niskobudżetowych filmach klasy B, a swoją nadekspresyjną, groteskową wręcz grą wywoływał u widzów raczej konsternację aniżeli zachwyt. Co znamienne, jest on jednym z niewielu wykonawców, którzy prócz nagrody Amerykańskiej Akademii Filmowej na koncie mają także niesławną Złotą Malinę zwaną "anty-Oscarem".
Powodem, dla którego gwiazdor kina, ku rozpaczy swoich fanów, konsekwentnie rozmieniał talent na drobne, były jego pogłębiające się problemy finansowe. Media donosiły swego czasu, że Cage w ciągu zaledwie kilku lat roztrwonił liczący aż 150 mln dolarów majątek. Fortunę miał on przepuścić na luksusowe nieruchomości, ekskluzywne samochody i dość osobliwe zachcianki, takie jak warta niespełna 300 tys. dolarów czaszka drapieżnego dinozaura sprzed 7 milionów lat czy pokaźna kolekcja tsants, spreparowanych przez Indian Jivaro ludzkich głów.
Goszcząc w programie "60 Minutes", emitowanym przez stację CBS, Cage przyznał, że w wyniku nieprzemyślanych inwestycji nie tylko stracił majątek, ale też się zadłużył. W pewnym momencie musiał więc schować dumę do kieszeni i przyjmować mało ambitne role, by uregulować zobowiązania.
"Przeinwestowałem w nieruchomości. Gdy rynek się załamał, nie zdołałem na czas wydostać się z tarapatów. Uzbierało się ponad 6 mln dolarów długów. Ale spłaciłem je wszystkie, nigdy nie złożyłem wniosku o ogłoszenie upadłości" - zdradził aktor.
I zaznaczył, że choć ma świadomość, iż wiele pozycji w jego aktorskim portfolio jest niegodnych laureata Oscara, nie żałuje decyzji o poświęceniu zawodowego wizerunku na rzecz uniknięcia bankructwa. "Praca zawsze była moim aniołem stróżem. Nawet, jeśli dany film ostatecznie okazywał się marny, wszyscy wiedzieli, że nie olewam pracy, że za każdym razem naprawdę mi zależało i dawałem z siebie wszystko" - podkreślił gwiazdor.
Dwa lata temu Cage wrócił na ekrany w wielkim stylu, występując w głośnym dramacie "Świnia", za rolę w którym otrzymał nominację do Nagrody Odkupienia. Twórcy Złotych Malin przyznają ją aktorom, którzy po wcześniejszych fatalnych występach zrehabilitowali się w oczach widzów i krytyków.
Rok później gwiazdor zagrał w nieźle ocenianej komedii "Nieznośny ciężar wielkiego talentu", gdzie wcielił się w samego siebie. Obecnie Cage’a możemy oglądać w komediowym horrorze "Renfield", w którym zagrał hrabiego Draculę. U jego boku wystąpili m.in. Nicholas Hoult, Awkwafina i Ben Schwartz. Do polskich kin tytuł trafił 14 kwietnia.