Netflix stworzył własną wersję "Znachora". Kiedy premiera?
Kinowy przebój Jerzego Hoffmana "Znachor" od lat należy do kultowych pozycji polskiej kinematografii. Chociaż krytycy potraktowali ten film ledwie... pobłażliwie, to widzowie byli zachwyceni. Dziś trudno wyobrazić sobie jakiekolwiek święto bez "Znachora" w telewizji. Nad nową wersją filmu pracuje właśnie Netflix. Kiedy premiera filmu?
"Znachor", jedna z najpoczytniejszych książek Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, była początkowo napisana jako scenariusz filmowy. Po dwukrotnym odrzuceniu go przez producentów, autor postanowił przerobić niefortunny utwór na powieść. Książka była drukowana w odcinkach, w codziennej prasie. Szybko wzbudziła ogromne zainteresowanie czytelników oraz producentów, którzy oferowali autorowi duże sumy za prawo do ekranizacji.
"Znachor" wyreżyserowany w 1937 roku przez Michała Waszyńskiego, został uznany za jedną z najlepszych i najbardziej kasowych produkcji doby przedwojennej. Magnesem przyciągającym tłumy widzów była nie tylko głośna już powieść, ale też znakomita obsada, wystarczy wymienić Kazimierza Junoszę Stępowskiego, Jacka Woszczerowicza, Elżbietę Barszczewską, Józefa Węgrzyna czy Mieczysławę Ćwiklińską.
Czterdzieści cztery lata później, w 1982 roku, kolejnej ekranizacji podjął się Jerzy Hoffman. Pierwszoplanowe role reżyser powierzył Jerzemu Bińczyckiemu, Annie Dymnej i Tomaszowi Stockingerowi. Okazało się, że wzruszająca opowieść o losach chirurga, który stracił pamięć, przetrwała próbę czasu i znów cieszyła się sporą popularnością.
W pamięć zapadł zwłaszcza legendarny Jerzy Bińczycki jako profesor Rafał Wilczur. Jerzy Hoffman nie wyobrażał sobie w tej roli nikogo innego. "Na czym zasadzała się siła aktorstwa Jerzego Bińczyckiego? Po dziś dzień nie wiem, jakim aktorem był Bińczycki. To banał, jeśli powiem, że dobrym, ale czy wielkim? Na pewno był szlachetnym człowiekiem. To z niego emanowało. Przed kamerą Binio zawsze wydawał się niesłychanie prawdziwy. Wolno mówił, wolno się ruszał" - wspominał po latach Hoffman.
Początkiem lutego Netflix poinformował, że pracuje nad własną wersją "Znachora". W roli profesora Rafała Wilczura zobaczymy Leszka Lichotę. Jego ekranową córkę zagra Maria Kowalska, a hrabiego Czyńskiego zagra Ignacy Liss. W Zośkę wcieli się za to Anna Szymańczyk. Na ekranie pojawią sie również m.in. Mirosław Haniszewski, Mikołaj Grabowski, Izabela Kuna, Paweł Tomaszewski, Małgorzata Mikołajczak i Łukasz Szczepanowski.
"Powieść Dołęgi Mostowicza i jej ekranizacja sprzed 40 lat jest - bez żadnej przesady - legendą polskiej pop-kultury. I teraz my - dzięki Netflix - mieliśmy okazję zmierzyć się z tą legendą. Co było niewątpliwie wielkim reżyserskim przywilejem, ale też - nie ukrywajmy - twórczą obawą. Igraliśmy przecież z narodowym wzorcem melodramatu. Dzięki wspaniałej ekipie poczucie odpowiedzialności nie krępowało, a kreacja wszystkich tych namiętności i dramatów przedwojennego świata okazała się prawdziwą artystyczną frajdą" - mówi reżyser filmu Michał Gazda.
Leszek Lichota przyznał, że podobnie do milionów Polaków, wyrósł na historii profesora Wilczura. "Bardzo się cieszę, że mogłem wcielić się w tak istotną postać dla polskiej kultury. Filmy kostiumowe są zawsze wyzwaniem, ale myślę, że reżyser i cała ekipa wspaniale odzwierciedlili estetykę lat 20. i 30. ubiegłego wieku. Świata, w którym liczył się honor, etos pracy, empatia i romantyczna miłość" - przyznał aktor.
Netflix podzielił się fotografiami z planu oraz przybliżoną datą premiery. Wiadomo, że film pojawi się w drugiej połowie 2023 roku.
Jak na tę informację zareagowali fani? Zdania jak zwykle są podzielone. Część internautów uważa, że "klasyki nie powinno się ruszać" i "Doktor Wilczur jest tylko jeden". "Ojjjj nie powinni porywać się na taki klasyk ... nie powinni", "Nie wiem czy to dobry pomysł, ale niech mnie zaskoczą", "Są takie filmy których się nie rusza. To są klasyki. Wtedy mówisz tytuł i zaraz widzisz aktora. Profesor Wilczur jest tylko jeden!" - to tylko kilka z komentarzy, które można przeczytać pod postem Netflixa. Internauci dodają również, że "oryginałowi nic nie dorówna" zapominając przy tym, że film Jerzego Hoffmana nie był pierwszą adaptacją książki Tadeusza Dołęgi-Mostowicza: "Nie no, błagam. Po co to? Lepszy byłby oryginał. Pani Anna Dymna i Jerzy Bińczycki są nie do zastąpienia".
Jednak część komentujących podchodzi do netflixowej wersji z optymizmem. "Rozumiem sentyment komentujących do tego filmu, ale fajnie żeby tą historię poznały też nowe pokolenia. I nie ma co krzyczeć, że jest książka, czy że klasyka. Większość młodzieży i tak po nie nie sięgnie, a nowa adaptacja ma szansę trafić i do nich", "To chyba jedyny sposób żeby młode pokolenie poznało klasyki... My jesteśmy zakochani w naszej wersji a to będzie ich wersja... może....", "Nie wiem, Dymna i Stockinger wdrukowali mi się w mózg, ale jestem ciekawa".
Film opowiada o losach profesora Rafała Wilczura, światowej sławy chirurga, który po odejściu od niego żony z córeczką Marysią, zostaje pobity i traci pamięć. Mija piętnaście lat. Gdzieś na prowincji policja zatrzymuje mężczyznę, który nie zna swego nazwiska. Ratując się przed wyrokiem za włóczęgostwo, mężczyzna kradnie z biurka urzędnika akt urodzenia Antoniego Kosiby.
Wilczur jako Kosiba wędruje po kraju, szukając pracy. Zatrzymuje się u młynarza Prokopa, którego syn jest kaleką. Miejscowy lekarz doktor Pawlicki jest bezradny. Kosiba przeprowadza udaną operację nóg chłopca, a doktor Pawlicki grozi mu więzieniem za wykonywanie praktyki lekarskiej bez zezwolenia. Wieść o znachorze obiega okolicę.