"Napoleon": Nawet w najciekawszym życiorysie nie ma gotowego scenariusza na film
Napisanie scenariusza dotyczącego postaci historycznych to niezwykle trudne zadanie. Nawet w najciekawszym życiorysie nie ma gotowego scenariusza na film - mówi dramaturg i scenarzysta Maciej Karpiński.
Do kin w Polsce wszedł najnowszy film Ridleya Scotta "Napoleon" z Joaquinem Phoeniksem w tytułowej roli. Ceniony brytyjski reżyser, mający na swoim koncie takie tytuły, jak: "Pojedynek" (1977), "Obcy" (1979) "Łowca androidów" (1982), "1492. Wyprawa do raju" (1992), "Gladiator" (2000), "Hannibal" (2001), "Helikopter w ogniu" (2001) oraz "Królestwo niebieskie" (2005), tym razem sięga po jedną z najważniejszych postaci w historii Europy, cesarza Francuzów - Napoleona Bonaparte.
Jest to drugi w ciągu ostatnich kilku miesięcy głośny film o historycznej postaci. W lipcu na polskie ekrany trafił bowiem "Oppenheimer" Christophera Nolana. "Jeszcze nie wiemy, jak będzie z 'Napoleonem', ale 'Oppenheimer' okazał się sukcesem, najlepiej zarabiającym filmem dotyczącym tematyki drugiej wojny światowej. Jest to również osobisty sukces samego Nolana, który zalicza wielki powrót" - powiedział PAP filmoznawca Michał Oleszczyk.
We wstępie monografii zatytułowanej "Scenariusz filmowy. Teoria i praktyka", jej autor - badacz historii i kultury filmowej prof. Marek Hendrykowski, swoją analizę rozpoczyna od słów: "Napisać scenariusz jest dość łatwo, napisać dobry scenariusz bardzo trudno. Znakomity scenariusz (...) okazuje się dziełem sztuki powstałym za sprawą wyprowadzonego na wyżyny autorskich umiejętności kunsztu i warsztatu scenariopisarskiego". Z pozoru wydawać się może, iż napisanie takiego scenariusza w przypadku postaci historycznej jest łatwiejszym zadaniem. Mamy przecież gotową biografię. Okazuje się jednak, że jest ona zaledwie początkiem długiej i żmudnej pracy, jaka czeka scenarzystę. "Nawet w najciekawszym życiorysie nie ma gotowego scenariusza na film. Trzeba dopiero odpowiednio do tego podejść. Zadać sobie pytanie, co ma być kluczem fabularnym do opowiedzenia historii" - mówi PAP scenarzysta Maciej Karpiński.
Scenariusz "Napoleona" napisał David Scarpa, który współpracował już ze Scottem podczas "Wszystkich pieniędzy świata" (2017). Obecnie wspólnie pracują nad kontynuacją "Gladiatora".
W jednym z wywiadów podczas kręcenia "Napoleona" Scott zdradził prasie, że przez wzgląd na liczne uwagi Phoeniksa, scenariusz został niemalże napisany na nowo. "Zniszczyliśmy to, co mieliśmy, aby pomóc mu skupić się na tym, kim był Bonaparte. Musiałem to uszanować, ponieważ jego krytyka była niezwykle konstruktywna. Sprawiła, że wszystko nabrało mocy i stało się lepsze" - mówił reżyser.
Czy zabieg ten przyniósł spodziewany efekt? Zdania są podzielone. Krytycy chwalą efekt wizualny, jednocześnie wskazując na niedosyt w warstwie scenariuszowej. "Pracując na podstawie scenariusza Davida Scarpy, Scott wnosi swoje najbardziej imponujące umiejętności techniczne do historii, która wyjątkowo dobrze nadaje się do ekstrawagancji i przesady" - recenzuje w "The Washington Post" Ann Hornaday. Z drugiej strony, Manohla Dargis z "New York Times" zarzuca filmowi, że "przez większość czasu ślizga się po złożoności zarówno rewolucji, jak i rządów Napoleona, a także powodów, dla których Francja została wciągnięta w niekończące się bitwy na tak wielu frontach".
Francuska prasa krytykuje obraz Scotta m. in. za nieścisłości historyczne. Pierwsze recenzje w prasie polskiej wskazują najczęściej, że to film solidny, ale nie wybitny. "Przede wszystkim trzeba pamiętać o tym, że to co widzimy na ekranie, nie zawsze jest dokładnym odwzorowaniem scenariusza. Każdy film jest pewną interpretacją" - wyjaśnia Karpiński. "Pisanie scenariusza dotyczącego postaci historycznych jest bardzo trudne. Z jednej strony historia musi być tak opowiedziana, by dotarła do widza, który niekoniecznie musi posiadać szerszą wiedzę historyczną. Z drugiej zaś zagraża jej nadmierne upraszczanie" - dodaje. Jego zdaniem, "'Napoleonowi' można zarzucić pewne niedokładności historyczne".
Karpińskiemu wtóruje Oleszczyk, wedle którego "w przypadku takich postaci, jak Napoleon i Oppenheimer, wyzwaniem staje się dokumentacja i selekcja informacji". "Wielka mrówcza praca, która jednocześnie też w pewien sposób ogranicza scenarzyście dowolność - musi ją bowiem zderzyć z biografią. Scenarzysta musi znaleźć klucz do postaci - na czym się skupi, co będzie najważniejsze, to są tak naprawdę ciekawe wybory" - opisuje krytyk. "Przywołam tu przykład takich filmów, jak 'Lista Schindlera' (1993) i 'Pożegnanie z Afryką' (1985). Oba oparte na wcześniejszych dziełach literackich, ale jednocześnie są to też filmy, które znalazły bardzo interesujący sposób przedstawiania historycznej postaci" - wyjaśnia.
Pierwszy głośny film o Napoleonie powstał w 1927 r., czyli już niemal sto lat temu (reż. Abel Gance). "Kiedy twórca scenariusza sięga do postaci, która już wcześniej została opowiedziana, to siłą rzeczy mierzy się również z tą tradycją i różnymi spojrzeniami na przestrzeni lat, które zależą także od perspektywy historycznej. Za każdym razem jest to rozmowa zarówno z historią, jak i ze współczesnością" - zaznacza filmoznawca. "Każdy scenariusz - będąc integralnym czynnikiem i elementem kultury artystycznej kina prowadzi określoną grę z konwencjami. Atrybuty atrakcyjności scenariusza filmowego ulegają nieustannym zmianom" - czytamy u Hendrykowskiego.
Wyniki "Oppenheimera" zarówno frekwencyjne, jak i finansowe (blisko miliard dolarów!) świadczą, iż istnieje zapotrzebowanie na ciekawie opowiedziane i zrealizowane filmy historyczne. "Nolan postawił na kompletny portret, w którym dostajemy bardzo dużo informacji" - mówi Oleszczyk.
Zdaniem Oleszczyka "fenomen kina historycznego jest bardzo stary". "Warto tu przywołać film 'Życie Emila Zoli', czyli nagrodzony Oscarem obraz z 1937 r. (również za najlepszy scenariusz). Hollywood od niemal stulecia uwielbia opowieści o wielkich ludziach, które pokazują ich tragizm, skomplikowanie, naznaczenie jakimś doświadczeniem" - przypomina.
Ceniony amerykański scenarzysta William Goldman pracujący przy takich filmach, jak "O jeden most za daleko" (1977), "Maratończyk" (1976), "Wszyscy ludzie prezydenta" (1976), kreślił pracę scenarzysty słowami: "Twój film nigdy nie zostanie zrobiony, to jest zawsze inny film".
"Dlatego w moim przekonaniu po filmach trudno jest oceniać scenariusze. Oczywiście można oceniać opowiadaną historię, jej przebieg, sens i wymowę, ale trzeba pamiętać, że to co widzimy na ekranie nie zawsze jest tym, co zostało napisane" - wyjaśnia Karpiński. "Ja przede wszystkim szukam pomysłu. Znalezienie dobrego tematu, to jeszcze nie jest pomysł na film. Trzeba znaleźć klucz, formę, która pozwoli daną historię ciekawie i oryginalnie opowiedzieć" - dodaje.
Przed laty biografię Napoleona Bonaparte zekranizować chciał specjalizujący się w adaptacjach filmowych Stanley Kubrick (m.in. "Ścieżki chwały", "Spartakus", "Lśnienie"). Do realizacji projektu finalnie nie doszło, obrósł on jednak swoją legendą. Powstała nawet książka zatytułowana "Stanley Kubrick's Napoleon: The Greatest Movie Never Made". Nad serialem o cesarzu Francuzów aktualnie pracuje także Steven Spielberg, kanwą ma być niezrealizowany projekt Kubricka.
"Do niedawna panował powszechny pogląd, że widownia masowa jest w stanie przełknąć tylko prostsze propozycje, tymczasem te filmy świadczą o czymś przeciwnym. Przykładowo, historię Roberta Oppenheimera można było opowiedzieć wprost, jako historię o powstaniu bomby atomowej i jego rolę. Wybrano jednak formę o wiele bardziej skomplikowaną. Dla mnie jest to przykładem, że ambitniejsze filmy, które potrzebują inteligentnych scenariuszy mają szansę dotarcia do bardzo wielu widzów" - mówi Karpiński.
Scenarzysta takich filmów, jak "Pierścionek z orłem w koronie" (1992) i "Różyczka" (2010), dzieli się również z PAP refleksjami dotyczącymi potencjalnych zagrożeń, jakie niesie sztuczna inteligencja. "Nie podzielam obaw, że sztuczna inteligencja zagrozi scenarzystom. Nie stworzy scenariusza na takim poziomie, na jakim może to zrobić człowiek. Sztuczna inteligencja nie zna takich pojęć, jak humor, bardziej skomplikowane uczucia, ironia oraz dystans, a bez tego wszystkiego nie ma dobrego filmu" - ocenia Karpiński. "Sądzę, że jeszcze przez jakiś czas zawód scenarzysty będzie istniał i będzie potrzebny kinematografii, choć jest niestety raczej mało doceniany" - podsumowuje.
Czy najnowszy film Ridleya Scotta ze scenariuszem napisanym specjalnie pod Joaquina Phoeniksa spełni oczekiwania? Na razie nie zanosi się na to, pierwsze recenzje nie rzucają na kolana. Być może przepisywanie scenariusza było błędem. "Scott podkreśla życie miłosne cesarza i jego bitewne wyczyny, pomijając wymiar polityczny" - ocenia w "Le Monde" Jacques Mandelbaum.
Najbliższe dni dadzą odpowiedź, czy dwie i pół godziny spędzone w kinie przekonają widzów, niosąc za sobą wyniki na miarę największych tegorocznych hitów.