Naomi Watts: Oko w oko z tsunami
Pamiętamy ją z tak głośnych produkcji, jak "Mulholland Drive", "King Kong", "Poznasz przystojnego bruneta", "21 gramów" czy "Ring". Za rolę w swym najnowszym filmie "Niemożliwe" Naomi Watts ma szansę na pierwszego w swej karierze Oscara.
Aktorzy często stają oko w oko ze śmiercią na ekranie. Naomi Watts musiała stawić jej czoła naprawdę.
- Kiedy miałam 14 lat, moja matka podjęła decyzję o przeprowadzce całej naszej rodziny z Anglii do Australii - wspomina 44-letnia dziś aktorka. - W drodze na Antypody zatrzymaliśmy się na pewien czas na Bali. Któregoś dnia wybraliśmy się wszyscy na plażę. Przyszło nam do głowy, żeby popływać. Nagle porwała nas silna fala odpływu. Walczyliśmy z nią, próbując za wszelką cenę wrócić na brzeg, chociaż powinniśmy byli dać się jej ponieść, żeby nie tracić energii. W pewnym momencie opuściły mnie wszystkie siły i poddałam się. Na szczęście mamie udało się jakimś cudem złapać grunt pod nogami i wytaszczyć mnie na brzeg. Od tego czasu panicznie boję się morskich fal.
W świetle tej historii mogłoby się wydawać, że Watts to ostatnia osoba, której powinno się proponować główną rolę w filmie o wielkim tsunami, jakie w 2004 r. wystąpiło na Oceanie Indyjskim. Wywołany potężnym trzęsieniem ziemi kataklizm pochłonął życie ponad 280 tysięcy ludzi. Siedząc obok niej w apartamencie jednego z hoteli w Zachodnim Hollywood, odnoszę jednak wrażenie, że aktorka oswoiła już tamtą traumę. Powodem naszego spotkania jest bowiem najnowszy film z jej udziałem, "Niemożliwe", przedstawiający prawdziwą historię przeżyć pewnej rodziny podczas tamtych tragicznych wydarzeń. Za kreację, którą w nim stworzyła, Watts ma szansę otrzymać Oscara dla najlepszej aktorki w roli pierwszoplanowej.
Przeczytaj recenzję filmu "Niemożliwe" na stronach INTERIA.PL!
Na potrzeby jednej tylko sceny, w której bohaterka grana przez Watts zostaje porwana przez wielką falę, na planie w Hiszpanii zbudowano ogromny zbiornik mogący pomieścić ponad 130 metrów sześciennych wody. Na ekranie sekwencja trwa jakieś 10 minut, tymczasem nakręcenie jej zajęło... ponad miesiąc. Nic dziwnego, że reżyser Juan Antonio Bayona był pod wrażeniem wytrwałości swojej gwiazdy.
"Już po trzech dniach pracy nad sceną Naomi zaczęła odczuwać dolegliwości żołądkowe, wywołane nieustannym połykaniem brudnej wody" - opowiadał w jednym z wywiadów. "Jest to jednak aktorka, która wręcz domaga się od reżysera, żeby zmuszał ją do przekraczania granic. Jest świetna w odgrywaniu różnego rodzaju tragedii. Dlatego właśnie mogliśmy pozwolić sobie na ekstremalne doświadczenia na planie - ekstremalne do tego stopnia, że czasem miałem wątpliwości, czy ona tylko gra, czy też naprawdę przeżywa strach i ból".
Watts potwierdza, że taki właśnie styl pracy jej odpowiada.
- Nie mam problemów z zaangażowaniem się w historie, które w jakiś sposób mnie dotyczą - wyjaśnia. - Śledziłam doniesienia na temat tsunami w telewizji, wspólnie z George'em Clooneyem uczestniczyłam nawet w telewizyjnej zbiórce pieniędzy na rzecz ofiar. Ale tak naprawdę rozmiar tej tragedii dotarł do mnie dopiero wtedy, kiedy przeczytałam scenariusz.
Bohaterka Watts to lekarka o imieniu Maria, która spędza bożonarodzeniowy urlop w jednym z luksusowych kurortów w Tajlandii wraz z mężem (Ewan McGregor) i trzema synami. Kiedy rankiem 26 grudnia w strefę przybrzeżną kurortu uderza tsunami, Maria i najstarszy z chłopców (Tom Holland) zostają rozdzieleni z resztą rodziny. Z ciężkimi obrażeniami trafiają do szpitala, ale to nie koniec ich dramatu. Wśród powszechnego chaosu i zniszczenia, Maria rozpoczyna gorączkowe poszukiwania męża i pozostałych dwóch synów...
Watts podkreśla, że ogromną rolę w budowaniu jej postaci odegrało spotkanie z kobietą, której historia posłużyła za kanwę filmowej opowieści: Hiszpanką Marią Belon. - Czułam, że łączy mnie z nią doskonała więź - mówi. - Podczas naszego spotkania spoglądałyśmy sobie w oczy przez długi czas. Popłynęły nawet łzy. Wreszcie padłyśmy sobie w objęcia...
- Maria pisała do mnie długie, bardzo emocjonalne listy. Jej historia bardzo mnie poruszyła. Wszystko to, czego moja bohaterka doświadcza na ekranie, to jej faktyczne przeżycia. Jeden za drugim spadały na nią te same ciosy. Pod względem fizycznym było to chyba największe wyzwanie, z jakim kiedykolwiek przyszło mi się mierzyć.
Sama Watts przypomina raczej szykowną gwiazdę kina z lat 40. niż wycieńczoną ofiarę kataklizmu. Nie ma w sobie również nic z zabieganej matki dwóch chłopców, którą przecież jest na co dzień: wspólnie ze swoim partnerem życiowym, którym jest znany aktor Liev Schreiber, wychowuje 5-letniego Alexandra i 4-letniego Samuela. A kiedy mówi o swojej pracy, brzmi jak psycholog!
- Lubię konfrontować się z mroczną stroną życia - przyznaje. - Lubię też pracować z reżyserami, którzy mają wizję. Wiem, że w rękach kogoś takiego będę musiała robić to, co mi każą - ale przecież tylko tak mogę dotrzeć do tych fascynujących mrocznych miejsc. W przypadku tej historii musiałam stawić temu czoła.
Jak zachowałaby się w obliczu sytuacji takiej jak ta ukazana w filmie "Niemożliwe"? Zdaniem Watts, niemożliwe jest udzielenie odpowiedzi na tak postawione pytanie. Prawdę o tym, jak funkcjonujemy w ekstremalnych okolicznościach, poznajemy dopiero wtedy, kiedy życie nas doświadcza.
- Ja sama jestem pewna, że nie znalazłabym w sobie takiej siły i odwagi, jaką wykazała się Maria - mówi, po czym milknie na chwilę. - Mogę tylko mieć nadzieję, że odkryłabym w sobie coś, co pozwoliłoby mi działać. Między innymi dlatego właśnie tak bardzo chciałam zagrać Marię. Chciałam wiedzieć, jak to jest.
W uzupełnieniu swoich słów aktorka przywołuje groźną przygodę (choć nieporównywalną z tragedią tsunami), jaka przydarzyła się niedawno jej synkowi. - Przyciął sobie palce drzwiami od windy - wyjaśnia. - Do dziś pamiętam to straszne uczucie zdezorientowania. Nie wiedziałam, co mam robić. Czy naciskać na przycisk i próbować otworzyć te drzwi, czy wyszarpywać jego rękę na siłę? Przez jakieś pięć sekund byłam kompletnie zagubiona, a on krzyczał i płakał... Wreszcie wyrwałam mu rączkę spomiędzy zasuniętych paneli. Była strasznie pokiereszowana.
Udział w filmie katastroficznym na pewno nie wpływa korzystnie na spokój matczynego serca. Watts zapewnia jednak, że stara się nigdy nie ulegać panice.
- Chociaż mam niemal neurotyczną osobowość, wiem, że nie mogę dopuszczać do siebie strachu - mówi ze smutnym uśmiechem. - W przeciwnym razie musiałabym wychodzić z domu w kasku na głowie i w folii ochronnej, i tak samo "stroić" moje dzieci. Zawsze jest przecież ryzyko, że spadną z krzesła i uderzą się w głowę, albo spadną ze schodów, albo zgubią się w metrze... Mam zresztą nadzieję, że w chwili wielkiego zagrożenia będzie przy mnie Liev. On w sytuacjach kryzysowych zachowuje zdumiewający wręcz spokój.
W ciągu 26 lat swojej aktorskiej kariery Watts zaskarbiła sobie sympatię i uznanie zarówno widzów, jak i krytyków, a to dzięki rolom w takich filmach, jak "Mullholland Drive" (2001), "Wschodnie obietnice" (2007), "Mother and Child" (2009) czy "Fair Game" (2010). Ukoronowaniem jej dotychczasowych dokonań pozostaje nominacja do Oscara, którą wyróżniono ją za fantastyczną rolę w dramacie "21 gramów" (2003). Przy okazji warto zauważyć, że Watts rzadko grywa w komediach, i jest to jej świadomy wybór - aczkolwiek dwa lata temu można było zobaczyć ją na ekranie w "Poznasz przystojnego bruneta" Woody'ego Allena.
- Reżyserzy nie proszą mnie zazwyczaj o to, bym śmiała się na planie - mówi. - Nie trafia do mnie zbyt dużo komediowych propozycji. Był jednak jeden taki film - "Jak być sobą"... To właśnie jest ten rodzaj komizmu, który mi odpowiada. Mimo wszystko wolę występować w produkcjach, o których ludzie chcą rozmawiać - i które dają im do myślenia. Chcę opowiadać historie z przesłaniem. Tak już mam: chcę lepiej zrozumieć siebie po to, by móc rozumieć innych.
Nie znaczy to jednak, że Naomi jest osobą równie udręczoną, co jej bohaterki. - Wcale nie mam w sobie potrzeby umartwiania się. Nie mam też mrocznej osobowości - mówi. - Mogę popaść w depresyjny nastrój, ale zawsze będę dostrzegać jasne strony danej sytuacji.
Obecnie na premierę czekają kolejne cztery filmy z udziałem brytyjsko-australijskiej gwiazdy. Wśród nich jest "Movie 43", w obsadzie którego roli się od wielkich nazwisk - a także dramat "Diana", ukazujący ostatnie dwa lata życia tragicznie zmarłej księżnej Walii.
Można powiedzieć, że Watts ma wreszcie to, o czym marzyła. Jej dokonania wydają się jeszcze bardziej imponujące, jeśli pamięta się o tym, że David Lynch zaproponował jej rolę w "Mulholland Drive", kiedy miała już 31 lat - i wciąż była praktycznie nieznaną aktorką. Ten film okazał się dla niej przełomowy.
- Kto wie, być może nie udźwignęłabym tego sukcesu, gdyby przyszedł on dziesięć lat wcześniej? - zastanawia się Watts. - Pewnie łatwiej ulegałabym wtedy wpływom i zgodziłabym się na wiele rzeczy, w których wypadłabym okropnie. Dziś mam lepsze rozeznanie własnych oczekiwań i możliwości.
Niewiele brakowało, a wielka kariera nigdy nie stała się jej udziałem. Chociaż Watts odnosiła umiarkowane sukcesy w australijskiej telewizji (zagrała też w dobrze przyjętym filmie "Randka na przerwie" z 1991 r.), po przeprowadzce do USA wszystko utknęło w martwym punkcie. Przez pewien czas przyszła gwiazda pracowała jako niania, a jej pracodawczynią była jej najlepsza przyjaciółka, Nicole Kidman (u boku której wystąpiła zresztą we wspomnianej "Randce na przerwie"). W tamtych czasach niejednokrotnie zarzekała się, że da sobie spokój z aktorstwem. - Za każdym razem jednak pojawiało się coś, co zmuszało mnie do dalszego obserwowania rozwoju wypadków - mówi.
Jej problem polegał między innymi na tym, że - jak sama podkreśla - za bardzo zależało jej na tym, by odnieść sukces.
- Nie dostawałam propozycji zawodowych, ponieważ swoją postawą odstraszałam ludzi. Byłam wiecznie zdenerwowana, bo przez tyle lat spotykałam się z odmową, przy czym za każdym razem szczegółowo wyjaśniano mi, dlaczego nie dostałam danej roli. Te wszystkie emocje były zbyt intensywne. Widać było od razu, że noszę w sobie jakieś dawne urazy. Wreszcie mój ówczesny agent zdobył się na odwagę i powiedział mi o tym. Wtedy poczułam, że sięgnęłam dna. Na szczęście wtedy była u mnie z wizytą moja mama. Wróciłam do domu cała zapłakana, a ona powiedziała: "Zapomnij o tym wszystkim. Ci ludzie nie zadali sobie trudu, żeby poznać twój talent i ciebie samą" - wspomina Naomi.
Na szczęście już wkrótce na jej talencie miał poznać się David Lynch. Słynny reżyser nie poprosił jednak Watts o zinterpretowanie dramatycznej sceny ze scenariusza "Mullholland Drive". Zamiast tego usiadł obok niej - i zaczął najzwyczajniej w świecie z nią rozmawiać.
- To była zwykła pogawędka dwojga ludzi. David sprawił, że nagle poczułam się jak interesująca osoba - i wtedy nagle zaczęłam być sobą - śmieje się aktorka.
- Pamiętam, że po tej rozmowie opuściłam pokój jak na skrzydłach.
© 2012 Nancy Mills
Tłum. Katarzyna Kasińska
Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!
Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!