Najlepsze filmy lat 90. Znasz je wszystkie?
Lata 90. XX wieku w kinie amerykańskim to okres, w którym o swoim talencie dało znać wielu współczesnych mistrzów – chociażby David Fincher, Quentin Tarantino, Paul Thomas Anderson oraz Richard Linklater. Jednocześnie swoją formę wciąż trzymali mistrzowie, z sukcesem dostosowujący się do nowych czasów i technicznych rewolucji. Wybranie kilku filmów do grona najlepszych było nie lada wyzwaniem. Poniżej osiem propozycji.
Już na początku ostatniej dekady XX wieku dostaliśmy jedno z jej największych filmowych arcydzieł. Historia Henry’ego Hilla, który "od kiedy pamięta, chciał być gangsterem", do dziś porywa. Wynika to nie tylko z brawurowej reżyserii Scorsesego (wejście do klubu Copacabana wciąż robi ogromne wrażenie) i perfekcyjnego scenariusza, zręcznie mieszającego humor z szokującą przemocą. To także aktorski koncert. Wspaniali są powoli popadający w paranoję Robert De Niro i Lorraine Bracco jako żona Hilla – jak najbardziej świadoma jego przestępczego życia. Rewelacyjny jest Ray Liotta jako główny bohater, zachwycony gangsterskim życiem, później starający się od niego uciec, a w końcu jednak za nim tęskniący. Rolę życia gra tutaj nagrodzony Oscarem Joe Pesci jako psychopatyczny najbliższy przyjaciel Hilla. Nigdy nie sugerujcie mu, że jest zabawnym gościem.
Sequel idealny. Większy, bardziej efektowny, głośniejszy. Do dziś zachwyca technicznie, wciąż łapie też emocjonalnie. Jest coś wzruszającego w historii chłopca, który nie może otrzymać ciepła od swej pochłoniętej walką matki, więc znajduje je w chwilowo pełniącej funkcję zastępczego ojca maszynie. A wyciągnięty ku górze kciuk, widoczny w jednym z ostatnich ujęć, do dziś wywołuje morze łez.
Tak się robi kino rozrywkowe. Spielberg umiejętnie podtrzymuje zaangażowanie widzów. Najlepiej ukazuje to scena, gdy bohaterowie po raz pierwszy pojawiają się na wyspie zamieszkałej przez prehistoryczne gady. Zamiast pokazać nam od razu dinozaury, woli skupić się na zachwycie kolejnych postaci. Dopiero gdy wszyscy tracą głos na widok ogromnych gadów, w kadrze dostrzegamy potężne diplodoki. "Mamy też tyranozaura" – rzuca John Hammond, właściciel wyspy, zapewniając nas, że to dopiero początek atrakcji. Słowa dotrzymuje, podobnie jak twórcy filmu. Szkoda, że żaden z sequeli "Parku jurajskiego" nie potrafił wzniecić podobnych emocji.
Po pierwszym pokazie podczas festiwalu w Cannes Quentin Tarantino spytał Rogera Eberta, nestora amerykańskiej krytyki filmowej, co sądzi o drugim dziele w jego karierze. Dziennikarz podobno odpowiedział, że "to najlepszy albo najgorszy film" tej edycji wydarzenia. Odbiór rzeczywiście był różny, co podkreślił krzyk wścieklej kobiety z publiczności, gdy Tarantino odbierał Złotą Palmę. Czas stanął jednak po stronie bardzo odważnego wówczas werdyktu jury. Zabawa chronologią, naturalnie brzmiące, przepełnione dowcipem i wulgaryzmami dialogi, oryginalni bohaterowie i niezapomniana ścieżka dźwiękowa to tylko niektóre z aspektów, które złożyły się na dzieło uznawane dziś za kultowe. Od tamtej pory Tarantino wielokrotnie udowadniał, że jest jednym z najciekawszych współczesnych autorów filmowych.
Arcydzieło kina sensacyjnego. Opowieść o dwóch profesjonalistach – detektywie i złodzieju. Obaj są najlepsi w tym co robią. Jeden chce wykonać ostatnią robotę i odejść na zasłużoną emeryturę. Drugi zamierza go schwytać za wszelką cenę. "Gorączka" jest technicznym majstersztykiem, dopracowanym w najmniejszych szczegółach, a napędzanym przez dwóch bohaterów zbudowanych na sprzecznościach. Al Pacino wspaniale szarżuje, a Robert De Niro równie pięknie zachowuje stoicki spokój, rozważając każdy swój kolejny ruch. Obaj dzielą jedynie dwie sceny – każda z nich to mistrzostwo świata. Podobnie jak pamiętna sekwencja napadu na bank i następującej po nim strzelaniny.
Początek wspanialej historii miłosnej i jednej z najlepszych trylogii w historii kina. Fabuła jest prosta. On spotyka ją w pociągu do Wiednia. Rozmowa idzie zaskakująco dobrze, więc decyduje się jej towarzyszyć w podróży po stolicy Austrii. Chodzą więc sobie i gadają, a my nie możemy oderwać od nich wzroku. Docieranie się dwójki protagonistów, pełne romantycznych i szczerych chwil, ale też tych kłopotliwych i niezręcznych, do dziś chwyta za serce. Historia znajduje swą kontynuację w dwóch sequelach – równie dobrych jak część pierwsza.
Kolejny wspaniały "drugi film" na tej liście. Nihilistyczna, skąpana w deszczu opowieść kryminalna Davida Finchera skupia się na dwóch detektywach – starym wydze, który niejedno już widział i został mu dosłownie tydzień do emerytury, oraz młodym narwańcu, trochę idealiście. Razem starają się schwytać psychopatę, który dobiera swe ofiary według klucza siedmiu grzechów głównych. Obaj nie zdają sobie sprawy, gdzie zaprowadza ich te poszukiwania. Stylowa reżyseria Finchera daje znać o jego ogromnym talencie. Kevin Spacey jako zabójca kradnie kilka swoich minut na ekranie. A odpowiedz na pytanie "co jest w pudelku?" do dziś przeraża.
Kino nauczyło nas, że każdy, nawet najlepszy plan opracowany przez najmądrzejszych ludzi na świecie, musi się popsuć. Co stanie się więc, gdy za porwanie i próbę wymuszenia okupu weźmie się nieporadny sprzedawca samochodów? Jak pokazuje klasyk braci Coen, skutki tego będą połączeniem komedii i makabry. W środek całej sprawy, w której niespodziewanie szybko zaczynają pojawiać się kolejne trupy, wrzucona zostaje policjantka w zaawansowanej ciąży, w dodatku niepoprawna optymistka. Coenowie łącza krwawy kryminał z rozbrajającą satyrą. Po docenionym w Cannes "Burtonie Finku" wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z nietuzinkowymi twórcami. "Fargo" potwierdziło, że są mistrzami kina.
Sprawdź więcej zestawień i rankingów na RANKINGI - Film w Interia.pl