Miłość w filmowym świecie: Agnieszka Kowalska i Maciej Kozłowski
Maciej Kozłowski znany był z takich ról jak choćby Krzywonos w "Ogniem i mieczem" czy Jaroszy w serialu "M jak miłość". Gdy poznał Agnieszkę Kowalską, wcale nie planował stworzenia związku, jednak zakochani szybko stali się nierozłączni. Niestety ich szczęśliwą miłość przerwała tragedia.
Maciej Kozłowski zwykle nie dostawał głównych ról i nie grał tego, co chciałby zagrać. "Zawsze mówił, że aktorstwo to zawód, który łamie kręgosłupy" - pisała we wspomnieniowej książce żona aktora, Agnieszka Kowalska. Obsadzano go najczęściej w tej samej roli: typa spod ciemnej gwiazdy, który miał do dyspozycji pięć minut i cztery zdania. Dlatego Kozłowski powtarzał nieustannie: "Nie mam żalu do siebie za brak talentu, mam żal do reżyserów za brak wyobraźni".
Agnieszka Kowalska z wykształcenia jest malarką z zawodu - portrecistką. Swojego przyszłego męża poznała, gdy namalowała jego portret i zawiozła go do Warszawy. Między malarką i aktorem szybko zaiskrzyło, choć oboje byli już po trudnych związkach i wcale nie poszukiwali nowych partnerów. 31 grudnia 2008 roku pobrali się.
W 2005 roku Kozłowski, oddając krew w ramach akcji Krewniacy, dowiedział się, że jest zakażony wirusem zapalenia wątroby typu C. Od razu podał się leczeniu i do końca wierzył, że wyzdowieje. Niestety los chciał inaczej - aktor zmarł w nocy z 10 na 11 maja 2010 roku.
Pod koniec kariery Maciej Kozłowski zagrał m.in. "Szybkiego" - lidera grupy pruszkowskiej w "Świadku koronnym" Jarosława Sypniewskiego i Jacka Filipiaka (2007) oraz sędziego w "Janosiku. Prawdziwej historii" Agnieszki Holland (2009). Wystąpił też w kilku serialach, m.in. "Ekipie", "Odwróconych", "M jak miłość". Rolę Tadeusza Grzemielewskiego w "Generale Nilu", złamanego w śledztwie Urzędu Bezpieczeństwa towarzysza broni generała Emila "Nila" Fieldorfa, krytycy uznali za jego życiową rolę.
Wspomnienia Agnieszki Kowalskiej ukazały się na rynku wydawniczym w 2013 roku.
"Oczywiście nie jest łatwo być przez dwie godziny na ekranie i nie zanudzić szanownej publiczności. Ale być tam tylko dwie minuty i skupić na sobie uwagę jest chyba równie trudno" - pisze Kowalska. I dodaje, że Kozłowski miewał wejścia tak krótkie, że mógł powiedzieć tylko jedno słowo, a jednak potrafił z tego słowa zrobić kultową scenę. "Tak się stało w 'Ajlawju', a to słowo w dodatku nie nadaje się do przytoczenia" - zauważa.
"To jednak teatr potrafił Kozłowskiego trzymać przy życiu i ostatecznie przyczynić się do jego rezygnacji z życia. Była dla niego niewątpliwie najważniejszy. Obawiał się być przez 20 minut na imprezie, z której nie mógł wyjść niezauważony (...), ale nigdy się nie bał wyjść i zagrać przy pełnej widowni, bo - jak twierdził - na scenie takie przygody się nie zdarzają. Niestety kiedy wracał do domu, jego organizm zupełnie się rozsypywał po takiej mobilizacji. 'Ciało nie jest człowiekiem. Jest instrumentem człowieka' - tak zawsze mówił i grał dalej. Aż do wyczerpania baterii" - wspomina.
"Teatr jest dla aktora tym samym, czym kościół dla księdza. Miejscem pracy i świątynią zarazem. Po teatrze krążą aktorzy i duchy. Także duchy poprzednich aktorów. W teatrze nie wolno gwizdać. Obecność na spektaklu i próbie jest święta. Lepiej z tym nie konkurować. Przez cały czas choroby Maciek odwołał tylko jedno przedstawienie. W swoim odczuciu poniósł klęskę" - pisze Kowalska.
Książka "Czas na mnie..." ukazała się nakładem Wydawnictwa Czerwone i Czarne.
Zobacz również:
Nie żyje Gina Lollobrigida. Legenda kina miała 95 lat
Ulubiony aktor Austriaków przez 13 lat gromadził pornografię dziecięcą