Michael C. Hall: Śmierć go prześladuje
W poniedziałek, 1 lutego, obchodzi 45. urodziny, choć mógł ich... nie dożyć. Jak sam przyznaje, wokół niego krąży śmierć; jest autorką zarówno jego największych sukcesów, jak i najboleśniejszych strat. Tylko jego talent pozostaje niezmienny. Mowa o Michaelu C. Hallu.
Michael przyszedł na świat w 1971 roku. Kiedy miał 11 lat, przeżył bardzo bolesną stratę. Na raka zmarł jego ojciec. Wcześniej, jeszcze przed narodzinami Michaela, odeszła jego siostra. Jak sam przyznaje, to wydarzenie wywarło ogromny wpływ na jego dalszą karierę. Mimo śmierci najbliższych jego metafizyczna relacja z ojcem nadal się rozwijała i trwała. Michael od dzieciństwa przejawiał zainteresowanie aktorstwem: "Zawsze miałem taki sceniczny impuls". Swoje marzenia postanowił wcielić w życie. Zaczął od występów w szkolnych przedstawieniach i w chórze. W 1996 roku ukończył Tisch School of Arts w Nowym Jorku.
Jego kariera nabrała tempa w drugiej połowie lat 90. Michael w pierwszej kolejności dał się poznać jako znakomity aktor teatralny. Zaczął od klasycznych ról w takich spektaklach, jak "Makbet" czy "Cymbeline". Prawdziwy przełom przyszedł jednak, kiedy na swojej drodze spotkał Sama Mendesa (reżysera, znanego m.in z "American Beauty", czy "Skyfall"). Mendes poszukiwał zastępcy do roli w spektaklu "Kabaret". Kiedy poznał Michaela, zachwycił się jego talentem. Znajomość z Mendesem okazała się bardzo cenna dla Halla, ponieważ to dzięki niej otrzymał propozycje udziału w serialu "Sześć stóp pod ziemią".
Premiera głośnego serialu produkcji HBO miała miejsce w 2001 roku. Jego współtwórcą był Allan Ball, który znał Mendesa z planu "American Beauty". Z uwagi na rekomendacje od swojego kolegi, Ball zdecydował się zaprosić aktora na przesłuchanie. Allan zachwycił się jego umiejętnościami i uznał, że jest idealny do jednej z głównych ról. "Sześć stóp pod ziemią" opowiadał o rodzinie, która od dwóch pokoleń prowadziła zakład pogrzebowy. Po śmierci ojca interes przejmują dwaj bracia. Michael otrzymał rolę jednego z nich- introwertycznego, samotnego geja, który próbuje odnaleźć swoją drogę do szczęścia mimo wszystkich przeciwności losu.
"Sześć stóp pod ziemią" doczekało się pięciu sezonów, a emisja zakończyła się w roku 2005. W tamtym czasie Michael sądził, że powróci na teatralną scenę. Otrzymał jednak propozycje gry w serialu "Dexter". Z pewnymi oporami, ale zdecydował się ją przyjąć. I była to chyba jedna z najlepszych decyzji w jego karierze. Opowieść o z pozoru spokojnym pracowniku departamentu policji w Miami, który nocą z niesłychaną finezją morduje złoczyńców, doczekała się ośmiu sezonów i niezliczonych nagród. Sam Hall został wyróżniony m.in Złotym Globem.
W trakcie pracy nad czwartym sezonem serialu, życie Michaela zawisło na włosku. Zdiagnozowano u niego chorobę Hodgkina - odmianę nowotworu, który atakuje węzły chłonne. Ponurym paradoksem było to, że chorobę odkryto u niego, gdy miał 39 lat. Dokładnie w tym samym wieku zmarł jego ojciec. Zapytany o to, jak zareagował, kiedy dowiedział się o diagnozie, Michael odpowiedział: "Szczerze? Moją pierwszą reakcją było zadziwienie. Cała ta sprawa z tym, że ja i mój ojciec byliśmy w tym samym wieku. To było takie...wow". Na szczęście Michael miał zapewnioną doskonałą opiekę i stosunkowo szybko udało mu się pokonać chorobę.
W 2009 roku Michael wystąpił w filmie "Gamer" - opowieści o świecie, w którym kontrolowanie umysłu przez oprogramowanie komputerowe jest już faktem. Niestety, ludzie zaczęli wykorzystywać nową technologię do organizowania krwawych igrzysk stylizowanych na grę komputerową. Mistrzem tych zawodów okazał się Kable (w tej roli Gerard Butler). Jednak, wbrew wcześniejszym założeniom, Kable zaczyna walczyć o własną tożsamość i wyzwalać się spod kontroli krępującego go systemu. W roli "Demiurga" całej gry wystąpił właśnie Michael. C Hall.
W 2013 roku Hall wystąpił u boku Daniela Radcliffe'a w obrazie "Na śmierć i życie". Film opowiadający o genezie powstania legendarnego ruchu beatników nie zebrał może doskonałych recenzji, ale bez wątpienia Michael C. Hall dobrze bawił się na planie. Miał przecież okazję wystąpić z samym Harrym Potterem. Jak sam wspominał w jednym z wywiadów: "Daniel bez wątpienia porusza tłumy. Kręciliśmy przy szkole podstawowej i wszystkie dzieci był dosłownie przyklejone do ogrodzenia i krzyczały 'Harry Potter, Harry Potter'. A [Daniel] do nich poszedł i powiedział, żeby były ciszej, ponieważ kręcimy. I zapadła cisza. Użył swoich magicznych mocy dla dobrych celów"- żartował Michael.
Kiedy w Stanach Zjednoczonych premierę miał ostatni odcinek finałowego sezonu "Dextera", Michael przebywał w Birmie, gdzie kręcił dokument o zmianach klimatycznych - "Ryzyko dla świata". Aktor zwrócił uwagę, jak bardzo zagrożonym przez globalne ocieplenie krajem jest to azjatyckie państwo. "Jestem bardzo podekscytowany, że mogę wziąć udział w opowiedzeniu historii, która naprawdę może oddziaływać na ludzkie umysły"- mówił Michael.
W ostatnim czasie Michael wrócił na teatralną sceną w Nowym Jorku, gdzie zachwycił rolą w musicalu "Lazarus". Niestety, znów poczuł oddech śmierci na plecach. "Lazarus" jest bowiem przedstawieniem, którego współautorem jest David Bowie. Jak wiadomo, kilka tygodni temu wybitny muzyk przegrał walkę z rakiem. Można jednak sądzić, że będąc w lepszym świecie z zadowoleniem obserwuje poczynania Michaela, który równie pięknie wykonuje słynną piosenkę Bowiego - "Lazarus".