Reklama

Marion Cotillard: Żyć pełnią życia

Śnieżek, który poprószył wczesnym rankiem, zdążył już stopnieć, ale chłodny wiatr wciąż hulał po Manhattanie. To właśnie tam, w przestronnym apartamencie jednego z hoteli, umówiłem się na wywiad z Marion Cotillard.

Szczególny przypadek

Jest godzina jedenasta rano. Laureatka Oscara, w pełnej gali i pełnym makijażu, siedzi na sofie, otulona kocem aż po podbródek. Jedna z nielicznych europejskich aktorek liczących się obecnie w Hollywood odebrała Nagrodę Akademii za fenomenalną kreację Edith Piaf w filmie "Niczego nie żałuję - Edith Piaf" (2007). Od tego czasu 37-letnia dziś Francuzka wystąpiła u boku Johnny'ego Deppa we "Wrogach publicznych" (2009), Daniela Day-Lewisa w "Nine - Dziewięć" (2009), Leonardo DiCaprio w "Incepcji" (2010) i Christiana Bale'a w "Mroczny Rycerz powstaje" (2012).

- Mój przypadek jest szczególny - skromnie wyjaśnia aktorka. - Nigdy nie walczyłam o to, by zrobić karierę w Stanach Zjednoczonych. Ameryka przyjęła mnie gościnnie jeszcze zanim podjęłam pierwsze próby grania w tutejszych produkcjach. Nie chodzi o to, że uważałam taki scenariusz za niemożliwy - po prostu nigdy wcześniej o tym nie myślałam.

Reklama

Chociaż przez większą część naszej rozmowy Cotillard praktycznie nie zmienia pozycji, jej oczy cały czas rozbłyskują ożywieniem. Jej intonacja - ostrożna, przemyślana, niemal matematyczna w swej precyzji - jest zapewne wynikiem determinacji, by zwięźle wyrażać swoje myśli w języku angielskim. Tylko raz milknie na chwilę, szukając właściwego zwrotu.

- Przychodzi mi do głowy takie francuskie słowo... - zaczyna, by po chwili wyjaśnić mi, co miała na myśli za pomocą pokrewnego sformułowania.

Chociaż ostatnimi czasy nie obywa się bez niej żadna prestiżowa gala i chociaż regularnie pracuje w Ameryce, Cotillard bynajmniej nie przeprowadziła się na stałe do Los Angeles. Mieszka we Francji i wciąż przyjmuje role we francuskich projektach teatralnych i filmowych. Najnowszy z nich, dramat "De rouille et d'os" ("Rdza i kość" - red.) - świetnie przyjęty w Cannes i bijący rekordy frekwencji nad Sekwaną - od połowy grudnia będzie wyświetlany także w amerykańskich kinach. Wkrótce rozpocznie się szaleństwo wręczania rozmaitych nagród filmowych - a Cotillard już jest wymieniana w gronie potencjalnych pretendentek do tegorocznych oscarowych laurów.

Na samym dnie

"De rouille et d'os" w reżyserii Jacques'a Audiarda to historia luźno oparta na dwóch opowiadaniach autorstwa kanadyjskiego pisarza Craiga Davidsona. Stephanie (Cotillard) pracuje jako treserka orek w oceanarium. Pewnego dnia, na skutek tragicznego wypadku, traci obie nogi. Po depresyjnym epizodzie, w trakcie którego zmaga się z myślami samobójczymi, wdaje się w romans z byłym bokserem-amatorem o imieniu Ali, pracującym w klubie nocnym jako ochroniarz. To właśnie tam - kilka miesięcy wcześniej - tych dwoje spotkało się po raz pierwszy. Ali okazuje Stephanie wsparcie, ale nie zamierza się nad nią litować. Młoda kobieta, początkowo zirytowana jego bezpośrednim sposobem bycia, z czasem zaczyna doceniać jego otwartość i psychiczną odporność - i czerpać z nich siłę.

Widz poznaje Stephanie, kiedy ta leży zakrwawiona na ziemi przed budynkiem nocnego klubu gdzieś na francuskiej Rivierze. Pierwsze słowo, jakie pada z jej ust, to przekleństwo. Jest szorstka, wściekła, uszczypliwa. Cotillard opisuje ją jako osobę "początkowo dosyć agresywną, skłóconą właściwie z całym światem, pustą jak skorupa". Jej postępowanie podyktowane jest chęcią świadomego narażania siebie - tylko wtedy czuje, że żyje.

- I wtedy wydarza się ten straszny wypadek. Moja bohaterka spada na samo dno. A w takiej sytuacji człowiek ma dwie możliwości: zrezygnować z życia i z samego siebie, nawet jeśli tego życia nie stracił - albo stanąć twarzą w twarz z rzeczywistością, chociaż odebrano mu wszystko. Ta rzeczywistość, z którą musi się zmierzyć, to on sam. Stephanie z czasem przekuje agresję, którą nosi w sobie, w wielką siłę.

Cotillard rozpoczęła przygotowania do roli od oglądania nagrań przedstawiających osoby, którym amputowano kończyny. Szybko jednak zrezygnowała z tego pomysłu.

- Dotarło do mnie, że w tym przypadku nie jest to konieczne - wyjaśnia. - Mieliśmy przecież pokazać, w jaki sposób Stephanie radzi sobie z tą nową dla niej sytuacją; z tym, co nagle stało się z jej ciałem. Pomyślałam więc, że będę to przeżywać razem z nią. Zawsze postrzegałam osoby sprawne inaczej jako bohaterów. Stracić rękę czy nogę - to coś nie do zniesienia. Ale kiedy już przejdziesz przez ból, przez wściekłość, przez etap braku akceptacji dla tego, co się z tobą stało i tego, czym się stałeś... wtedy już nic cię nie złamie.

Po pewnym czasie Stephanie wraca do swojej pracy w oceanarium, wyposażona w protezy nóg. Scena, w której "rozmawia" z jedną z orek przez szklaną taflę, należy do ulubionych scen Cotillard w całym filmie. Jak mówi, nakręcona została bez jakichkolwiek sztuczek kamery - a poprzedziło ją pięć dni spędzonych przez aktorkę w towarzystwie tych fascynujących morskich ssaków. - Trenerzy powiedzieli mi, że udało mi się nawiązać z orkami silną więź, ale ja nie jestem tego taka pewna. Może ta więź nie byłaby taka silna, gdyby nie rybki, którymi je częstowałam - śmieje się. - A tak w ogóle, to uwielbiam zwierzęta. Niewykluczone, że właśnie to mi pomogło.


Punkty zwrotne

Marion Cotillard pochodzi z rodziny o teatralnych tradycjach. Rodzice gwiazdy są aktorami; ojciec dodatkowo zajmuje się reżyserią, a matka wykłada w studium dramatycznym.

- Nie miałam nigdy żadnego objawienia. To nie było tak, że oglądałam jakiś film albo sztukę i nagle pomyślałam: "O, mój Boże, właśnie to chcę robić w życiu!" - opowiada aktorka. - Po prostu zawsze chciałam wykonywać ten zawód. Nawet nie pamiętam, kiedy to się zaczęło...

Cotillard uważa, że aktorstwo wymaga nastawienia podobnego do tego, jakie charakteryzuje małe dziecko wcielające się w różne postacie. - Jednego dnia udajesz, że jesteś stara; innego - że jesteś księżniczką. Udajesz, że jesteś czarnym charakterem albo osobą, której amputowano nogi. Wierzysz w to, a tym samym sprawiasz, że publiczność też w to wierzy. Dziecko, odgrywając role, autentycznie wierzy w stwarzaną przez siebie rzeczywistość, która przez to nie podlega kwestionowaniu.

Po trwającej dziesięć lat przygodzie z filmem francuskim, zarówno na małym, jak i wielkim ekranie, Cotillard zagrała drugoplanową rolę w "Dużej rybie" Tima Burtona (2003). Był to jej debiut w dużej anglojęzycznej produkcji - a prawdopodobnie także przełom, jeśli chodzi o dostrzeżenie ją przez Hollywood. - Staram się nie analizować mojej kariery - mówi z szerokim uśmiechem - ale, oczywiście, zgadzam się z tym, że w życiu zdarzają się jakieś punkty zwrotne.


Ona sama wskazałaby dwa: występ w "Bardzo długich zaręczynach" (2004) w reżyserii Jean-Pierre'a Jeuneta, dramacie osadzonym w realiach pierwszej wojny światowej z Audrey Tatou w roli głównej - a także, co chyba nikogo nie zaskakuje, film "Niczego nie żałuję - Edith Piaf", w którym zagrała jedną z najsłynniejszych artystek XX wieku.

Cotillard zdradza, że niewiele brakowało, a nie zostałaby obsadzona w roli Piaf: producenci obawiali się powierzenia roli ikony praktycznie nieznanej aktorce.

- Niemal wszyscy sponsorzy na pewnym etapie po prostu się wycofali. Chcieli, aby Piaf zagrała jedna z trzech aktorek, które znalazły się na "ich" liście. O mały włos, a realizacja filmu nie doszłaby do skutku. To był bardzo trudny okres. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że propozycja zaangażowania mnie odstraszyła sponsorów. Nikt mi o tym nie powiedział.

Być może jednak ta niewiedza okazała się błogosławieństwem.

- Nie czułam żadnej presji, ponieważ tak do końca nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo ludzie czekają na ten film. Koncentrowałam się na pracy. Ważne dla mnie było tylko to, by dobrze wywiązać się z powierzonego mi zadania.

I to się udało. Rola Piaf przyniosła Marion nie tylko "brytyjskiego i francuskiego Oscara", czyli nagrodę BAFTA i Cezara. 24 lutego 2008 r. odebrała Nagrodę Akademii dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej, stając się pierwszą w historii laureatką Oscara za rolę odegraną w języku francuskim. Od tego czasu nieprzerwanie pracuje z czołowymi reżyserami i gra u boku gwiazd należących do hollywoodzkiej ekstraklasy. (...)


Latem w Nowym Jorku zakończyły się zdjęcia do kolejnego filmu z jej udziałem, którego reżyserem jest Guillaume Canet, partner aktorki i ojciec jej rocznego synka, Marcela. W thrillerze zatytułowanym "Blood Ties" ("Więzy krwi" - red.) partnerować jej będą Mila Kunis, Clive Owen i Zoe Saldana. Na razie Cotillard nie ma w planach żadnych innych filmowych projektów, ale ze spokojem i ciekawością czeka na to, co przyniesie przyszłość. - Dziś wreszcie wiem, czego chcę, a na czym mi nie zależy - mówi.

© 2012 Karl Rozemeyer

Tłum. Katarzyna Kasińska

Chcesz poznać lepiej swoich ulubionych artystów? Poczytaj nasze wywiady, a dowiesz się wielu interesujących rzeczy!

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

The New York Times
Dowiedz się więcej na temat: Marion Cotillard | Z krwi i kości | Tam | życia | aktorka | film
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy