Lucyna Winnicka: Śmiała się jak anioł
Pamiętamy ją z filmów "Pociąg" i "Matka Joanna od Aniołów". Lucyna Winnicka była jedną z najwybitniejszych i najbardziej znanych aktorek powojennego polskiego kina. Kiedy porzuciła film i zmieniła zawód, również odniosła sukces.
Elegancka, powściągliwa blondynka w latach 50. i 60. XX wieku nieprzypadkowo była nazywana "królową polskiego kina". Określenie pasowało do niej również dlatego, że była żoną "króla filmu" - reżysera Jerzego Kawalerowicza.
W 1954 Jerzy Kawalerowicz kompletował obsadę do filmu "Pod gwiazdą frygijską". Zwrócił uwagę na świeżo upieczoną absolwentkę PWST, Lucynę Winnicką, i chociaż po zdjęciach próbnych powiedział, że na ekranie wygląda "jak rozdeptany mops", dał jej główną rolę. Na planie między żonatym mężczyzną a śliczną debiutantką zaczęło iskrzyć.
Kawalerowicz początkowo dzielił czas między rodzinę w Łodzi i Winnicką, która pracowała w Szczecinie - jeździł od jednej do drugiej kilka razy w tygodniu. To podczas jednej z podróży w wagonie sypialnym był świadkiem sceny, która zainspirowała go do napisania scenariusza dramatu "Pociąg", a w głównej roli obsadził oczywiście młodą aktorkę. Niedługo po premierze Winnicka i rozwodnik Kawalerowicz pobrali się, tworząc zgrany tandem w pracy i życiu.
- Ona śmiała się jak anioł. On był sceptykiem i patrzył okiem mędrca. Ale mędrca zakochanego w aniele, a anioł był zakochany w mędrcu - opowiadała przyjaciółka rodziny Małgorzata Leczycka. Prawie nigdy się nie rozstawali - ani w domu, ani w pracy.
- Byłam pierwszą żoną angażowaną w Polsce przez męża reżysera, co trochę napsuło ludziom krwi - wspominała Winnicka.
Zagrała w większości jego filmów, ale roli, która okazała się jej najsłynniejszą - w "Matce Joannie od Aniołów" - Kawalerowicz wcale nie chciał jej powierzyć. Tak długo przekonywała męża, aż uległ. Fenomenalną grę Winnickiej doceniła Francuska Akademia Filmowa, przyznając jej Kryształową Gwiazdę dla najlepszej aktorki zagranicznej, a film dostał m.in. Srebrną Palmę - nagrodę specjalną jury na festiwalu w Cannes.
Wydawało się, że pary, która odnosiła zawodowe sukcesy i doczekała się dwójki dzieci, nic nie rozdzieli. W 1970 r. Kawalerowicz kręcił nad Morzem Śródziemnym "Maddalenę" z Włoszką Lisą Gastoni w roli głównej. W ręce Winnickiej wpadło czasopismo, w którym Gastoni zwierzała się z miłości do polskiego reżysera i planów wspólnego z nim zamieszkania. Niedługo później Kawalerowiczowie się rozwiedli, ale pozostali przyjaciółmi. On ożenił się po raz trzeci, ona już nigdy nie wyszła za mąż, a w 1977 r. porzuciła kino.
- Szłam po niewłaściwych torach. Przyglądałam się wzajemnemu podgryzaniu i oskarżaniu o kradzież ról, nie umiałam walczyć o swoje, zamykałam się w skorupie - wyjaśniała na łamach "Polityki".
Zajęła się dziennikarstwem: publikowała w "Przekroju", "Literaturze" i "Kurierze", jeździła po świecie, pisała książki. W Japonii zainteresowała się Dalekim Wschodem. - Walczyć zaczęły we mnie dwie dusze: solidna dusza artystki filmowej i zawadiacka podróżnika reportera - pisała.
Po powrocie założyła Akademię Życia, w której uczyła medycyny niekonwencjonalnej i propagowała dalekowschodnią filozofię. Była też jedną z założycielek Transparency International Polska - organizacji do walki z korupcją.
Ostatnie lata życia spędziła w domu spokojnej starości w Palmirach.
Zmarła w 2013 r. w wieku 85 lat. W jednym z ostatnich wywiadów powiedziała: - Moja biografia zawierałaby wiele wątków. Dzięki kinu zdobyłam jakiś kawałek nieśmiertelności. Gdy będę leżała w grobie, ludzie będą mnie widzieli żywą, ładną i młodą. Ale najważniejszym wątkiem byłoby życie z Jerzym Kawalerowiczem. - To on nauczył mnie aktorstwa filmowego - mówiła. Przez lata była jego żoną, muzą, ulubioną aktorką.