Kino umarło? Mocne słowa Quentina Tarantino
Quentin Tarantino odwiedził festiwal Sundance, który odbywa się od 23 stycznia do 2 lutego 2025 roku. Twórca "Pulp Fiction" wypowiedział się o kondycji współczesnego Hollywood. Z jego ust padły smutne słowa. Zdradził także, nad czym obecnie pracuje.
"Co dzisiaj znaczy słowo 'film'? To rzecz, którą grają w kinach dla symbolicznego zysku przez cztery tygodnie. [...] A po dwóch można już zobaczyć ją w telewizji" - mówił Tarantino podczas spotkania z uczestnikami festiwalu Sundance. "Już w 1997 roku było źle. W 2019 roku też było źle, a to był ostatni rok kina".
Twórca "Bękartów wojny" zaatakował wytwórnie filmowe, które bardzo szybko i "pod byle pretekstem" zamieszczają swoje produkcje na streamingu. Wyznał także, że sam nie spieszy się z pracami nad nowym projektem reżyserskim. Skupia się na roli ojca. Chce także, by jego syn, który ma teraz 5 lat, towarzyszył mu na planie.
"Nie chcę robić żadnego filmu, dopóki mój syn nie będzie miał co najmniej 6 lat. W ten sposób będzie wiedział, co się dzieje, będzie tam i będzie to wspomnienie na całe życie" - wyznał Tarantino.
Nie oznacza to jednak, że Tarantino nie pracuje nad nowym projektem. Właśnie pisze sztukę teatralną. "Jeśli okaże się sukcesem, może nakręcę na jej podstawie mój ostatni film" - droczył się z publicznością. Nie ukrywał jednak, że jest bardzo zadowolony ze swojej pracy.
Na koniec dodał, że chce, by po zakończeniu przez niego kariery reżyserskiej widzowie wciąż mieli ochotę na więcej. "To jest stawka tej gry, tylko niewiele osób w nią gra" - zaznaczył.
Tarantino od początku kariery zapowiadał, że nakręci jedynie dziesięć filmów. Dziewiąty, "Pewnego razu... w Hollywood", miał premierę w 2019 roku. Od tego czasu wszyscy zastanawiają się, jak reżyser pożegna się z widzami.
Jego ostatnim filmem miał być "The Movie Critic", opowiadający o krytyku w Nowym Jorku lat 70. Według plotek w roli głównej miał wystąpić Brad Pitt. Projekt jednak skasowano.