Reklama

​Keira Knightley narzeka na uprzedmiotowienie kobiet

Keira Knightley wystąpiła niedawno w dramacie "Niepokorna miss". Opowiada on o słynnym proteście Ruchu Wyzwolenia Kobiet, który zakłócił finałową galę konkursu Miss World w 1970 roku. W najnowszym wywiadzie brytyjska aktorka wypowiedziała się na temat uprzedmiotowienia i dyskryminacji kobiet. "To, jak wyglądasz, jest ważniejsze niż to, co masz do powiedzenia. Tak wciąż wygląda nasz świat" - stwierdziła gwiazda.

Keira Knightley wystąpiła niedawno w dramacie "Niepokorna miss". Opowiada on o słynnym proteście Ruchu Wyzwolenia Kobiet, który zakłócił finałową galę konkursu Miss World w 1970 roku. W najnowszym wywiadzie brytyjska aktorka wypowiedziała się na temat uprzedmiotowienia i dyskryminacji kobiet. "To, jak wyglądasz, jest ważniejsze niż to, co masz do powiedzenia. Tak wciąż wygląda nasz świat" - stwierdziła gwiazda.
Według Keiry Knightley, problem szklanego sufitu, który uniemożliwia kobietom rozwijanie karier i uzyskanie porównywalnych do mężczyzn zarobków, to zjawisko, które wciąż istnieje /David M. Benett/Dave Benett/WireImage /Getty Images

Konkurs Miss World cieszył się na przełomie lat 60. i 70. XX wieku ogromną popularnością. Transmitowany na żywo finał zmagań wyselekcjonowanych kandydatek oglądały miliony telewidzów. Organizowanie wyścigu o tytuł "Najpiękniejszej" wzbudziło sprzeciw członkiń Ruchu Wyzwolenia Kobiet, które zarzucały twórcom przedsięwzięcia seksizm i przedmiotowe traktowanie uczestniczek. Uważały one tego rodzaju konkursy za narzędzie do utrwalania szkodliwych stereotypów, przekonując, iż impreza ta była swego rodzaju instrukcją dla kobiet, jak mają wyglądać i się zachowywać, by mężczyźni uznawali je za atrakcyjne. To dlatego w 1970 roku grupa feministycznych aktywistek wdarła się na scenę Royal Albert Hall, by zakłócić finałową galę konkursu.

O tym wydarzeniu opowiada tegoroczny film "Niepokorna miss", w którym jedną z głównych ról zagrała Keira Knightley. Gwiazda wcieliła się w Sally Alexander, ambitną studentkę, która przyłącza się do londyńskiego koła Ruchu Wyzwolenia Kobiet. Jak zaznacza aktorka, postulaty ówczesnych aktywistek są jej bardzo bliskie. I podkreśla, że dyskryminacja kobiet m.in. w sferze zawodowej to wciąż aktualny problem.

Reklama

"Kiedy przeczytałam scenariusz, stwierdziłam, że całkowicie zgadzam się z feministkami drugiej fali, m.in. w kwestii szkodliwości organizowania konkursów piękności. A jednak większość swoich pieniędzy zarobiłam jako modelka, pracując dla Chanel" - wyznała Knightley w rozmowie z australijskim dziennikiem "The Daily Telegraph".

Jak wskazała gwiazda, problem szklanego sufitu, który uniemożliwia kobietom rozwijanie karier i uzyskanie porównywalnych do mężczyzn zarobków, to zjawisko, które wciąż istnieje. "Modeling to nadal zawód numer jeden dla kobiet. Bo to jedyna branża, w której kobieta może zarobić więcej niż mężczyzna. Drugim takim zawodem jest prostytucja. To nam mówi, że to, jak wyglądasz, jest ważniejsze niż to, co masz do powiedzenia. Tak wciąż wygląda nasz świat" - stwierdziła Knightley.

Aktorka zaznaczyła, że choć praca w charakterze modelki ma swoje plusy, uprzedmiotowienie kobiet, które cechuje tę branżę, jest dla niej czymś nie do zaakceptowania. "Jestem zadowolona z pieniędzy, które zarobiłam, stylu życia, który prowadziłam i doświadczeń, które zdobyłam. Ale uprzedmiotawianie kobiet w tym biznesie jest straszne i nie ma na to mojej zgody. O tym zresztą jest nasz film - pokazuje dwie strony medalu" - dodała.

PAP life
Dowiedz się więcej na temat: Keira Knightley
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy