Reklama

"Kamienie na szaniec": Nie ma patosu, jest wzniosłość i głębia

- W filmie nie ma patosu deklaratywnego, jest natomiast wzniosłość i głębia. W ten sposób byliśmy wierni książce Aleksandra Kamińskiego - mówi Dominik W. Rettinger, scenarzysta filmu "Kamienie na szaniec", którego pokaz prasowy odbył się w poniedziałek.

Książka "Kamienie na szaniec" była pisana podczas wojny z patriotycznym patosem - przypomniał Rettinger. "Była to idealizacja oraz mit - i trudność sprawiało przełożenie go na język codziennych zdarzeń, motywacji i reakcji" - wyjaśnił.

Według niego "Kamienie na szaniec" praktycznie nie nadają się - poza precyzyjnie opisaną akcją pod Arsenałem - do dosłownej filmowej adaptacji. - Musieliśmy stworzyć dialogi i sytuacje, które nie istniały w książce - dodał podczas konferencji prasowej.

Przy pracy nad filmem jego twórcy korzystali też z książek Stanisława Broniewskiego "Orszy", dowódcy akcji pod Arsenałem i publikacji prof. Tomasza Strzembosza nt. Polskiego Państwa Podziemnego i działalności dywersyjnej Szarych Szeregów.

Reklama

Reżyser filmu Robert Gliński zwrócił uwagę na rozterki moralne, jakie przeżywali harcerze z Szarych Szeregów, związane z zabijaniem. - Czy harcerz może zabijać? Nieważne z jakich powodów, nie jest istotne, że zabija wroga. Zabicie człowieka jest pewnym wyborem - mówił. Według niego "Alek" nie chciał zabijać ze względów etycznych, choć nie był tchórzem, przeciwnie, odznaczał się odwagą. Musiał przebyć pewną drogę, zanim wziął udział w akcji pod Arsenałem i strzelał.

Gliński powiedział, że odtwórcy głównych ról - "Rudego" i "Zośki" - Tomasz Ziętek i Marcel Sabat, byli nad ich grobami na Cmentarzu Powązkowskim. - Zobaczyłem, że coś ich ruszyło i wiedziałem, że pokażą w filmie coś prawdziwego, energetycznego. To nie było zagrane, to było przeżyte - stwierdził.

- Widzieliśmy chłopaków w naszym wieku, którzy giną. To będzie w nas tkwić - powiedział Kamil Szeptycki, grający rolę Aleksego Dawidowskiego "Alka".

Reżyser przypominał, że Tadeusz Zawadzki "Zośka" zginął od zabłąkanej kuli w sierpniu 1943 r. podczas ataku na niemiecką strażnicę graniczną w Sieczychach koło Wyszkowa. - Nie chciałem robić finału, w którym śmierć głównego bohatera jest bezsensowna. Wolałem pokazać, że ma on rozterki, waha się strzelać do niemieckiego żołnierza, bo widzi w nim młodego chłopaka, takiego samego jak on - powiedział Gliński.

- To są nasi ojcowie, nasze matki - podkreślił producent filmu Mariusz Łukomski. - Chcieliśmy pokazać ewolucję od młodzieńczej zapalczywości do pewnej dojrzałości. Nie mogliśmy uwzględnić wszystkich uwag konsultanta historycznego, bo wtedy film byłby encyklopedią i pomnikiem.

- Chcieliśmy zrobić film nowoczesny, który będzie przemawiał do ludzi młodych, stąd dynamiczny montaż i mocne kolory - powiedział autor zdjęć Paweł Edelman.


"Kamienie na szaniec", wyprodukowane przez Monolith Films, wchodzą na ekrany 7 marca.

Ciekawi Cię, co w najbliższym czasie trafi na ekrany - zobacz nasze zapowiedzi kinowe!

Chcesz obejrzeć film? Nie możesz zdecydować, który wybrać? Pomożemy - poczytaj nasze recenzje!

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Kamienie na szaniec
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy