"Kamerdyner": Ten film kosztował aż 15 milionów złotych. "Nudna ramota"?
Mija dokładnie pięć lat od premiery filmu "Kamerdyner" Filipa Bajona. Epicka produkcja o kaszubskim chłopcu, który po śmierci matki zostaje przygarnięty przez pruską arystokratkę, otrzymała aż cztery nagrody na Festiwalu Filmów Fabularnych w Gdyni, w tym Srebrne Lwy. Krytyk Interii nie podzielał jednak tego entuzjazmu, nazywając dzieło Bajona "nudnym, pompatycznym i niespójnym".
"Kamerdyner" to wyreżyserowana przez Filipa Bajona inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia splątanych losów Polaków, Kaszubów i Niemców na tle burzliwych wydarzeń pierwszej połowy XX stulecia. Film powstał z ogromnym rozmachem. Budżet produkcji wynosił 15 milionów złotych. W obsadzie nie mogło zabraknąć gwiazd polskiego kina.
Akcja filmu rozpoczyna się w 1900 roku, gdy na świat przychodzi grany przez Sebastiana Fabijańskiego Mateusz Krol. Kaszubski chłopiec po śmierci matki zostaje przygarnięty przez pruską arystokratkę Gerdę von Krauss (Anna Radwan). Syn wieśniaczki dorasta u boku Marity, swojej rówieśniczki, córki von Kraussów (Marianna Zydek). Między młodymi rodzi się uczucie, na tle którego dzieje się historia.
"Kamerdyner" to opowieść rozpisana na kilkadziesiąt lat, podczas której wędrujemy przez m.in. pierwszą wojnę światową, odzyskanie przez Polskę niepodległości i walkę o miejsce Kaszub na mapie odrodzonego kraju, a później m.in. drugą wojnę światową oraz próbę eksterminacji Kaszubów przez okupantów niemieckich w ramach tzw. zbrodni w Piaśnicy, w ramach której zginęło między 12 a 14 tys. Kaszubów, wielu przedstawicieli inteligencji oraz kilka tysięcy chorych psychicznie zwożonych ze szpitali Rzeszy i okupowanej Polski.
"Opowieści o nieodległej polskiej historii są mi szczególnie bliskie. 'Kamerdyner' jest jedną z takich opowieści. Zależało mi na tymi, aby pokazać fragment historii, który dziś wydaje się zapomniany. Unikalny krajobraz Kaszub i tragiczne losy ich mieszkańców zasługują na to, aby ocalić je w ludzkiej pamięci. Kocioł narodowościowy, jaki w pierwszej połowie XX wieku mieliśmy na tych ziemiach, przyniósł nieoczekiwane dramaty, które znalazły swój tragiczny finał w mordzie Kaszubów w lasach Piaśnicy. To był ostatni moment, aby nakręcić ten film, za chwilę wszystko się rozpadnie, uleci z ludzkiej pamięci. A kamera może to wszystko jeszcze zachować. Jeszcze przez chwilę" - mówił reżyser Filip Bajon.
Ostatnie dzieło reżysera jest jego kolejnym obrazem o relacjach polsko-niemieckich, ale to jednak "Kamerdynera" określił jako dzieło najbardziej klarowne. "''Wizja lokalna 1901', 'Magnat', 'Limuzyna Daimler-Benz', ale teraz i ten film pokazują pewne paradoksy współistnienia tych kilku nacji. Różne grupy były na to skazane, najlepszym tego dowodem jest obecnie Unia Europejska, która stawia na współistnienie po to, aby konflikty między różnymi społecznościami się nie powtarzały" - powiedział.
Główna rola męska w tym filmie przypadła Sebastianowi Fabijańskiemu, który grał tę postać, z przerwami, przez trzy lata. "Powroty do tej roli były bardzo trudne. Ale tak długie zdjęcia miały pewien pozytyw, ponieważ miałem okazję nauczyć się grać na fortepianie. Nauczyć się grać utworów, które miałem wykonać w filmie" - Fabijański mówił w rozmowie z PAP Life.. "Wydaje mi się, że to jest cenne dla tego filmu, że oglądając Mateusza widzimy bohatera, który gra. A nie, że widzimy najpierw ujęcie na twarz, a potem na palce" - zauważał aktor.
Dla Fabijańskiego gra na fortepianie była dużym odkryciem. Granie na tym instrumencie niezmiernie przypadło mu do gustu. Co niezwykłe, poszczególnych utworów uczył się z aplikacji na tablet. Do nauki zmotywował go Ryan Gosling. Fabijański obejrzał "La La Land", w którym amerykański gwiazdor autentycznie gra na pianinie. Niesiony pasją, Fabijański kupił sobie nawet pianino.
Instrument pełni w "Kamerdynerze" specjalną rolę. "Kiedy Mateusz jest zdenerwowany, kiedy ma coś do wyrażenia, gra na fortepianie. Chciałem, żeby mój bohater po prostu dał komuś w mordę, ale reżyser się nie zgodził" - mówił Fabijański.
Rola pruskiej arystokratki Marity przypadła w udziale Mariannie Zydek.
"Myślę, że nasi bohaterowie mają bardzo burzliwe relacje i to się odzwierciedlało w naszych stosunkach na planie. Momentami były bardzo zażyłe, a czasami kończyliśmy zdjęcia z furią. Mam nadzieję, że w filmie będzie to działało tylko na plus" - mówiła PAP Life Zydek. "Każde spotkanie dwóch artystów jest z pogranicza konfliktu" - dopowiadał Fabijański Koniec końców, aktorzy polubili się.
"Sądzę, że wiele się od niego nauczyłam - bo jednak mam dużo mniejsze doświadczenie niż on. Sebastian jest bardzo dobrym partnerem, ale i trudnym, gdyż podchodzi do aktorstwa z ogromną wrażliwością i ambicją. Wydaje mi się, że podobnie myślimy o naszym zawodzie. Nie chodzi nam o robienie kariery, tylko żeby z wielką odpowiedzialnością opowiedzieć o życiu ludzi, którzy sami już tego zrobić nie mogą" - wyjaśniła aktorka.
Ważna w filmie jest postać ojca chrzestnego Mateusza Krola - patrioty i działacza Bazylego Miotke inspirowanego Antonim Abrahamem, "królem Kaszubów". "Przyznam, że przed rozpoczęciem prac nad filmem niewiele wiedziałem na temat pierwowzoru swojego bohatera. Zacząłem szperać w informacjach i dowiedziałem się trochę o swoim bohaterze, by móc przenieść na ekran jego cechy oraz przede wszystkim idee. Abraham walczył o polskość kaszubskich ziem, a łatwo nie było. Na Kaszubach były wtedy pruskie dwory, które się przeciwstawiały temu układowi. Potem była pierwsza wojna światowa, międzywojnie, druga wojna światowa, Piaśnica" - przypomniał odtwórca roli Janusz Gajos.
"Po przeczytaniu scenariusza, powiedziałem Filipowi, że nie wyobrażam sobie, żeby 'król Kaszubów; mówił w innym języku niż kaszubski. Zgodził się ze mną w tej kwestii. Kaszubski okazał się być dosyć trudny. Nałożyłem na siebie straszny obowiązek" - dodał Gajos.
Adamowi Woronowiczowi przypadła w udziale rola głowy pruskiej rodziny von Kraussów - postaci zakompleksionej, dumnej i wulgarnej. Krytycy byli podzieleni, niektórzy wytykali okropne dialogi - jak kwestię o "mapie Europy wartej twojego tyłeczka", którą von Krauss raczy jedną z sypiających z nim pokojówek. Niemniej podczas Festiwalu w Gdyni w 2018 roku otrzymał za tę rolę nagrodę za najlepszą rolę męską.
Film Bajona nie został przychylnie przyjęty przez krytyków. Po premierze na festiwalu w Gdyni recenzent Interii nazwał dzieło Bajona "nudnym, pompatycznym i niespójnym".
- Czy "Kamerdyner" jest filmem nieudanym? Mało powiedziane. Trzeba mieć niesłychanie mocną pozycję w polskim kinie, żeby kilkanaście milionów złotych wydać na taką ramotę. Film jest nudny, pompatyczny, niespójny. 150-minutowy seans sprawia wrażenie niekończącej się udręki" - pisał Krystian Zając. I dodawał, że po premierowym seansie widzowie nie ukrywali swojego rozczarowania.
- Postękiwania, wyrazy zniecierpliwienia, wykrzywione z niesmakiem lub szyderczo uśmiechnięte twarze widzów - takie emocje dominowały podczas projekcji obrazu Bajona, który zmierzył się z interesującym i rzadko dotykanym tematem, ale nijak nie potrafił zainteresować nim odbiorcy - notował recenzent Interii.
Innego zdania było jednak festiwalowe jury, przyznając "Kamerdynerowi" aż cztery nagrody, w tym Srebrne Lwy. Film Bajona został również wyróżniony za najlepszą muzykę (Antoni Komasa-Łazarkiewicz), najlepszą charakteryzację (Ewa Drobiec, Mirosława Wojtczak) i najlepszą rolę męską (Adam Woronowicz).
W lutym 2022 w TVP VOD zadebiutowała serialowa wersja filmu "Kamerdyner". Od listopada 2023 będzie można go oglądać w niedzielne wieczory na antenie TVP1.