Jonathan Brandis: Blaski i cienie sławy
Jako nastolatek był na szczycie, ale szybko zdobyta sława zaczęła z czasem przemijać. Nie wytrzymał życia w cieniu. Popełnił samobójstwo. Jonathan Brandis, gwiazdor "Niekończącej się opowieści", "Kumpli" oraz serialu "Seaquest", miał wtedy zaledwie 27 lat.
Jonathan Brandis przygodę z show-biznesem rozpoczął, mając zaledwie cztery lata. Na pierwsze castingi zabierała go matka, która dostrzegła w dziecku potencjał. By zapewnić mu większe szanse na sukces, jego rodzicie zdecydowali się nawet na przeprowadzkę do Los Angeles. Tam Brandis szybko został dostrzeżony przez producentów filmowych. W wieku sześciu lat zadebiutował jako aktor w słynnej operze mydlanej "Tylko jedno życie".
Pięć lat później zagrał w najpopularniejszych serialach przełomu lat 80. i 90.: "Prawnikach z Miasta Aniołów", "Pełnej chacie" i "Who's the Boss?". Ekranową nieśmiertelność zapewniła mu rola w drugiej części "Niekończącej się opowieści" George'a Millera o podtytule "Następny rozdział". Za kreację Bastiana otrzymał nominację do prestiżowej nagrody Saturn.
W 1990 roku zagrał również w miniserialu będącym adaptacją kultowej powieści Stevena Kinga "To". Świat dosłownie oszalał na punkcie uroczego 14-latka. "Podjęliśmy decyzję, by kontynuować karierę Jonathana, ale pod warunkiem, że nie zakłóci ona naszych wartości rodzinnych" - mówiła w jednym z wywiadów matka aktora.
Kolejne propozycje spływały z każdej strony. Brandis wystąpił m.in. w podwójnej roli w "Drużynie biedronek", zagrał w "Kumplach" u boku Chucka Norrisa, użyczał głosu w animacji "Aladyn". Sława go cieszyła, ale starał się zachować dystans. "Trudno to wytłumaczyć. Jesz śniadanie, idziesz rano do pracy, robisz wszystko, co każdy musi robić każdego dnia. A z drugiej strony - stoję w kiosku, gapiąc się na samego siebie" - wyznał skromnie.
W 1993 roku, za sprawą roli Lucasa w serialu "SeaQuest", w jednej chwili stał się idolem nastolatek. Dostawał 4 tysiące listów tygodniowo od fanek, które śledziły jego każdy krok. "Nie byłem na to przygotowany" - mówił.
Miał 18 lat, gdy znalazł się w rankingu najbardziej seksownych mężczyzn. Na bal maturalny wybrał się z inna gwiazdą młodego pokolenia - Brittany Murphy. Po osiągnięciu pełnoletności, postanowił się usamodzielnić. Miał duże ambicje.
"Mam nadzieję, że jestem oceniany również ze względu na moje aktorskie umiejętności, a nie tylko z powodu ślicznej twarzy. Chciałbym zostać reżyserem, zależy mi na kreatywności. Jako aktor boję się, że zostanę zaangażowany do czegoś marnego. To jest coś, co naprawdę chciałbym robić" - zapewniał. Jak jego idol, Alfred Hitchcock, chciał zając się reżyserią oraz pisaniem scenariuszy.
Dobra passa zakończyła się jednak razem z ostatnim odcinkiem "SeaQuest". Po wstrzymaniu serialu idol młodzieży starał się zmienić wizerunek. Nie chciał być dłużej "tym ślicznym chłopcem". Chciał grać poważne, ambitne role. Niestety, twórcy i widzowie nadal chcieli go oglądać jedynie jako uroczego chłopca sprzed lat, którym już dawno nie był.
Brandis z czasem coraz gorzej znosił porażki. Propozycji brakowało, a pieniądze się kończyły. Pojawiła się depresja, a ucieczką od problemów okazał się alkohol. W 2002 roku liczył, że dzięki filmowi "Wojna Harta" wróci na szczyt. Nie udało się, sceny z jego udziałem zostały wycięte z ostatecznej wersji filmu.
Jesienią 2003 roku na kilka dni przyjechał do rodziców. "Chciał być z nami. Widzieliśmy, że coś go trapi, ale nie wiedzieliśmy co, ani jak bardzo było źle..." - wspominała później jego matka. 11 listopada razem z przyjaciółmi wybrał się na kolację. Później całą grupą udali się do jego mieszkania.
W pewnym momencie Brandis wyszedł z pokoju. Po kilkunastu minutach jeden z przyjaciół zaczął go szukać. Znalazł go na korytarzu drugiego piętra - wiszącego na nylonowej linie. Nieprzytomnego aktora przewieziono do szpitala. Zmarł 12 listopada 2003 o 2:45 nad ranem. Miał zaledwie 27 lat.