Reklama

Jerzy Turek: Nauczył nas pokory i spokoju

​Przez 12 lat Polacy marzyli, by każdy listonosz był taki, jak Józek ze "Złotopolskich". Jerzy Turek tchnął w tę postać magię. Dużo wcześniej sprawił też, że polubiliśmy małego lizusa, którego mistrzowsko zagrał w "Misiu".

​Przez 12 lat Polacy marzyli, by każdy listonosz był taki, jak Józek ze "Złotopolskich". Jerzy Turek tchnął w tę postać magię. Dużo wcześniej sprawił też, że polubiliśmy małego lizusa, którego mistrzowsko zagrał w "Misiu".
Już niemal pięć i pół roku minęło od śmierci Jerzego Turka /Prończyk /AKPA

Gdyby komuś przyszło do głowy urządzić głosowanie na sto najlepszych scen w historii kina polskiego, ta znalazłaby się w ścisłej czołówce. Pamiętamy ją wszyscy: - Czasem aż oczy bolą patrzeć, jak się dla naszego klubu przemęcza, prezes Ochódzki Ryszard, naszego klubu "Tęcza". Ciągle pracuje! Wszystkiego przypilnuje i jeszcze inni (...) wtykają mu szpilki. To nie ludzie, to wilki! To mówiłem ja, Jarząbek Wacław - szepce do szafy postać, grana przez Jerzego Turka w komedii "Miś"(1980).

Aktor, który zmarł w 2010 roku na białaczkę, miał do trenera Jarząbka osobliwe podejście. - Kiedy dostałem tę rolę, pomyślałem: głupi Stasiek (Bareja - przyp. red.), wymyślił jakiegoś idiotę śpiewającego do szafy. Ale prawdą jest, że w życiu takich ludzi spotyka się mnóstwo - podkreślał w jednym z wywiadów. Ten bystry obserwator potrafił grać oryginałów, narażając się na wyśmianie. Nie przeszkadzało mu to.

Reklama

Pochodził z Tchórzowej (ur. 17 stycznia 1934 r.). Debiutował w Opolu, potem przez wiele lat związany był z Warszawą (teatry: Syrena, Polski, Narodowy, Rozmaitości, Dramatyczny i Kwadrat). Wiemy, że wolał żywy plan od tego filmowego. - Jeszcze tydzień przed ostatnim atakiem choroby czmychnął jak sztubak do Teatru Kwadrat - wspominała druga reżyserka "Złotopolskich", Małgorzata Raszek-Zaliwska.

Na srebrnym ekranie debiutował u Andrzeja Munka w "Eroice" (1957). Był świetny jako zaopatrzeniowiec Bączyk z Sulęcic w komedii "Nie lubię poniedziałku" (1971) Tadeusza Chmielewskiego. Kilka niezłych ról miał też u Barei. Grał fajtłapowatego męża egzaltowanej pieśniarki w serialu "Alternatywy 4" (1983) oraz trenera Jarząbka w "Rozmowach kontrolowanych" (1991). Pojawił się też w kontynuacji "Misia", "Rysiu" (2007). Oczywiście jako... Jarząbek!

Reżyserzy się do niego przywiązywali: - Kto raz zaprosił Turka do pracy w teatrze czy filmie, ten zapraszał go ponownie, bo była w nim prawda i on umiał ją przekazać prostymi środkami - dodaje pani Małgorzata. Najmłodsi raczej nie wiedzą, że to on użyczał głosu osiołkowi Kłapouchemu w ich ukochanych bajkach "Kubuś Puchatek" oraz "Chatka Puchatka".

Prawdziwą popularność przyniosła mu oczywiście rola listonosza Józefa Garlińskiego w serialu "Złotopolscy" (grał go przez 12 lat, wystąpił w 800 odcinkach). Był skromnym człowiekiem. Nieraz otwarcie mówił, że choć na ekranie bywa wesołkiem, naturę ma smutną, refleksyjną. Nie widział w tym sprzeczności. W końcu prawda filmu nie musi być prawdą aktora...

Nie dbał też za bardzo o zdrowie. Twierdził, że gdyby nie żona i syn Piotr, żyłby znacznie krócej. - Jerzy zdawał sobie sprawę, że odchodzi. Można by się od Niego uczyć pokory, jak robić to po cichu, godnie... Doświadczył spokoju, jest gotowy do innej próby. Jak napisał jeden z internautów: "Pan Turek teraz będzie grał w niebiańskim teatrze" - tymi słowy żegnała go Małgorzata Raszek- Zaliwska.

Maciej Misiorny

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Jerzy Turek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy