Reklama

Jarosław Boberek: Król polskiego dubbingu

W czwartek, 14 czerwca, "król polskiego dubbingu" - Jarosław Boberek, obchodzi 55. urodziny. To właśnie on przemawiał głosem Kaczora Donalda, króla Juliana i nagrał kultowy utwór "Wyginam śmiało ciało" z filmu "Madagaskar". Popularność zyskał jednak rolą posterunkowego w serialu "Rodzina zastępcza".

W czwartek, 14 czerwca, "król polskiego dubbingu" - Jarosław Boberek, obchodzi  55. urodziny. To właśnie on przemawiał głosem Kaczora Donalda, króla Juliana i nagrał kultowy utwór "Wyginam śmiało ciało" z filmu "Madagaskar". Popularność zyskał jednak rolą posterunkowego w serialu "Rodzina zastępcza".
Jarosław Boberek /AKPA

Na forach internetowych można znaleźć mnóstwo wpisów komplementujących aktora. "Mistrz dubbingu! Kim byłby bez niego np. król Julian! Dzięki niemu jest prześwietny! Mistrzostwo!", "Najlepszy polski dubbingowiec, bez niego bajki nie byłyby takie same", "Dla mnie jest najlepszy w podkładaniu głosów! Nie ma sobie równych", "Co się stanie z polskim dubbingiem... gdy Jarosława Boberka już nie będzie?", "Co to by były za bajki bez jego głosu! Pełen profesjonalizm, jak dla mnie bomba" - to tylko niektóre z nich.

Nietypowy policjant

Warto wiedzieć, że Jarosław Boberek ma wyłączność na podkładanie głosu pod Kaczora Donalda w polskiej wersji językowej tej bajki. Jego głosem przemawiał m.in. król lemurów Julian w filmie "Madagaskar", Czerwony z "Krowy i Kurczaka", Asystent z "Jeża Jerzego"... Ale wymienianie dubbingowych ról Boberka zwyczajnie nie ma sensu; animacje, w których nie usłyszymy jego głosu, można bowiem policzyć na palcach jednej ręki (ew. dwóch).

Reklama

Miłośnicy seriali doskonale znają go z "Rodziny zastępczej" i "Rodziny zastępczej plus", gdzie wcielił się w postać zabawnego posterunkowego.

- To fajny okres w moim życiu. Wspominam go jako cenny poligon doświadczalny. Nie byłem tam jedynie typowym policjantem, patrolującym ulice "krawężnikiem". Posterunkowy był "skomplikowaną" naturą i często zachowywał się dość niekonwencjonalnie, że się tak wyrażę - mówił w rozmowie z "Tele Tygodniem".

Boberek przyznaje, że rola w "Rodzinie zastępczej" dawała mu pole do popisu, jeśli idzie o możliwość aktorskiej metamorfozy: - Mogłem być włoskim carabinieri, tajniakiem udającym skinheada, wróżką, radiestetą, kobietą, facetem do towarzystwa, żebrakiem i nawet aktorem - chwalił scenarzystów serialu, którzy - według artysty - "mieli niezaprzeczalny wpływ na popularność serialu". - Lubiliśmy tę pracę, świetnie się rozumieliśmy, ekipa była zgrana, a towarzystwo doborowe - wspomina po latach czas spędzony na planie serialu.

W późniejszych latach oglądaliśmy go w kolejnych serialowych kreacjach, rzadko były to jednak komediowe występy, jak postać gestapowca w jednym z odcinków sitcomu "Halo Hans!". Na ogół Boberek, wbrew dubbingowej renomie, obsadzany był w rolach dramatycznych: w serialu "Czas honoru" wcielił się w postać Antoniego Charewicza, w "Watasze" oglądaliśmy go jako policjanta Świtalskiego, a w serialu "W rytmie serca" zagrał ojca samotnie wychowującego syna.

Głos jest sprawą drugorzędną

Boberek jest absolwentem PWST we Wrocławiu. W latach 1990-93 występował w Teatrze Studyjnym 83 w Łodzi. Był również aktorem Teatru Studio w Warszawie, grał też w Teatrze Praga znajdującym się w stołecznym Centrum Artystycznym Fabryka Trzciny.

- Kiedy w 1993 roku przyjechałem do Warszawy i po raz pierwszy stanąłem przed mikrofonem, stwierdziłem, że nic z tego nie będzie. Dopasować się głosowo i jeszcze zagrać dokładnie tak, jak chce reżyser? Początki były koszmarne! - śmieje się z czasów, gdy rozpoczynał dubbingową (i aktorską) karierę.

Boberek jest jednak zdania, że głos jest drugorzędną sprawą w fachu aktora dubbingowego. Ważniejszy jest rodzaj empatii w stosunku do bohatera.

- Trzeba złapać charakter danej postaci, znaleźć "usprawiedliwienie" dla jej słów, dlaczego mówi tak, a nie inaczej. Słowem: zacząć żyć jej życiem, iść z nią krok w krok, tym samym tempem. Nie ma dużo czasu na analizowanie. Wchodzi się do studia, ogląda postać i zaczyna się nagrywanie. Nie można sobie pozwolić na dowolność, konieczne jest wbicie się w ciasny gorset stworzony przez twórców. Patrzysz jednocześnie na kartkę z tekstem, na ekran, a w słuchawce w uchu słyszysz oryginalny dialog, czy monolog swojej postaci - Boberek ujawnia sekrety dubbingowej kuchni.

- Bywa, że aktorzy podchodzą do tego mechanicznie, skupiając się na synchronie i głosie. Moim zdaniem głos jest tu sprawą drugorzędną - wyrokuje.

Na ogół mówi "nie"

Boberek przyznaje, że zdarza się, że ktoś prosi go, żeby zakwakał jak Kaczor Donald albo powiedział coś głosem króla Juliana z "Madagaskaru". Na ogół mówi "nie", gdy jednak proszą dzieci albo osoba, do której ma słabość, nie jest w stanie odmówić. - Nie jestem atrakcyjny, bo nie skandalizuję. Ja zwyczajnie nie bywam - wyznaje aktor.

O tym, że jest przede wszystkim artystą, a nie celebrytą, zaświadcza relacja ze spotkania z pewną dziennikarką.

- Po jednym z przedstawień teatralnych dziennikarka wyjęła dyktafon, a ja byłem pewien, że chce się czegoś dowiedzieć o spektaklu. Zapytała: "Jaki jest według pana idealny związek?" - wspomina zaskoczony Boberek.

W przeciwieństwie do szeregu aktorów, którzy przepytywani są przez kolorowe magazyny na temat swojego życia osobistego, król polskiego dubbingu robi wyłącznie to, w czym czuje się najlepszy.

- Mogę opowiadać o pracy, aktorskich doświadczeniach, lecz nie czuję się na siłach, by podawać gotowe recepty na życie. Nie zabieram głosu na tematy, o których nie mam pojęcia. Jestem przede wszystkim od grania, a nie doradzania, jak żyć i postępować, żeby osiągnąć pełnię szczęścia. Nie bawi mnie bycie telewizyjnym autorytetem. Podobnie jak pojawianie się w mediach za wszelką cenę, na zasadzie "nieważne, jak piszą, byle tylko napisali" - kończy aktor.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Jarosław Boberek
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy