Reklama

James Marsden: Nie tylko ładna buzia

James Marsden przez wiele lat był uważany za "ładną buzię". Przystojnego aktora z drugiego planu, który poza walorami estetycznymi nie ma za dużo do zaoferowania. Och, jakże się wszyscy myliliśmy. W 2022 roku Marsden w końcu otrzymał rolę na miarę swojego talentu. W serialu komediowym "Jury Duty" wcielił się w... samego siebie. 18 września 2023 roku aktor skończył 50 lat.

Na początku swojej kariery filmowej Marsden... miał pecha. Starał się o role w głośnych filmach, te jednak zawsze trafiały do kogoś innego. Ubiegał się o angaż do "Lęku pierwotnego". Wybrano Edwarda Nortona, któremu rola nastolatka podejrzewanego o brutalne morderstwo przyniosła nominację do Oscara. Był blisko wcielenia się w głównego bohatera "Klubu 54". Twórcy zdecydowali się jednak obsadzić Ryana Phillippe'a. Dołączył też do głównej obsady piątego sezonu "Ally McBeal". Jednak jego postać okazała się tak niepopularna, że twórcy postanowili usunąć go po kilkunastu odcinkach. 

Reklama

James Marsden: Cyklop i książę z bajki

W 2000 roku Marsden zagrał w "X-Men", adaptacji popularnego komiksu superbohaterskiego. Wcielił się w Cyclopsa, dowódcę drużyny, który emituje ze swoich oczu wiązki śmiercionośnych promieni. W komiksowych oryginale jest to jedna z najważniejszych i najciekawszych postaci. Twórcy filmowej adaptacji znacznie ograniczyli jego rolę. Cyclops był tylko przeciwwagą dla gwiazdy filmu, Hugh Jackmana w roli Wolverine'a. Jego udział w sequelach, "X-Men 2" i "X-Men: Ostatnim bastionie", był bardzo ograniczony. Mimo to aktor przyznał po latach, że postać jest bliska jego sercu i jeśli pojawi się taka możliwość, chętnie wcieli się w nią jeszcze raz. 

Odtwórca roli Cyclopsa często nazywany był "tylko ładną twarzą". Marsden obśmiał swój wizerunek w "Zaczarowanej" Disneya, w której wcielił się w Edwarda, będącego dosłownie księciem z bajki. Co prawda starał się o angaż do innej roli, jednak jako idealistyczny młodzieniec wypad fenomenalnie. W jednej z zabawniejszych scen filmu Edward, który dopiero co przybył ze świata bajek do prawdziwego, zostaje potrącony przez rowerzystów. Początkowo kolizja była symulowana, jednak nie wypadała ona zadowalająco. Marsden zaproponował w końcu, by rowerzyści naprawdę w niego wjechali. Właśnie to ujęcie znalazło się w ostatecznej wersji montażowej filmu. 

Jego sequel, "Rozczarowana", pojawił się na platformie Disney+ w 2022 roku. Marsden powtórzył swoją rolę. Jak przyznał w rozmowie z portalem "People", zrobił to z chęcią, ponieważ "pomysł zadziałał bardzo dobrze za pierwszym razem". "Przez rok, może dwa [po premierze pierwszej części] były rozmowy o kontynuacji i jej fabule. Z jakiegoś powodu nic nie doszło do skutku. Nie wiem dlaczego. I przez lata słyszałem, że starają się coś zrobić i próbują napisać scenariusz. I w końcu coś sklecili, a ja z chęcią wskoczyłem w dziwne stroje, by znowu pomachać mieczykiem" - wspominał w wywiadzie. 

James Marsden w "Jury Duty": Zagrał siebie

W ostatnich latach Marsden realizował swoje ambicje w telewizji. Zagrał duże role w "Westworld" oraz "Już nie żyjesz". Prawdziwym przełomem w jego karierze okazał się jednak sitcom "Jury Duty". Serial opowiada o amerykańskim systemie sądownictwa z perspektywy Ronalda, jednego z ławników. Haczyk polega na tym, że to wszystko ściema. Proces jest nieprawdziwy. Sędzia, prawnicy, adwokaci i pozostali ławnicy to aktorzy. Tylko Ronald był prawdziwy, a scenariusze powstawały na podstawie jego decyzji i ruchów. Marsden wcielił się w... samego siebie — hollywoodzkiego aktora, który zostaje wezwany jako jeden z ławników. I nie ukrywa, że nie jest zadowolony z takiego obrotu spraw. 

W wywiadzie dla serwisu "GQ" aktor przyznał, że do serialu przekonała go oryginalność pomysłu. Nie ukrywał jednocześnie, że bardzo dobrze się bawił, grając siebie jako dupka — egocentryka i rozpuszczonego gwiazdora. "Chciałbym powiedzieć, że nie lubiłem wcielać się w tę postać" - śmiał się. "Dostałem możliwość, by w subtelny sposób pokazać stereotypowego, hollywoodzkiego celebrytę, a absurdalność niektórych scen naprawdę mnie podekscytowała". 

"[Mój bohater] uważa, że każdy powinien się interesować jego zdaniem, jaki scenariusz teraz czyta, a jeśli nie gadamy o jego kolejnym filmie, to rozmowa nie jest ciekawa. To komediowa żyła złota". Przyznał także, że jego bohater mówi tak okropne rzeczy, że jeśli ktoś w środowisku filmowym pomyli fikcję "Jury Duty" z rzeczywistością, to zostanie wyklęty w Hollywood. Marsden otrzymał za swoją rolę nominację do Emmy za drugoplanowy występ w serialu komediowym.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: James Marsden
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy