- To jest film, który chwyta widza za gardło i puszcza, kiedy pojawiają się napisy końcowe na ekranie - mówi o "Ukrytej sieci" Jakub Szamałek, współautor scenariusza i autor bestsellerowej książki, na podstawie której powstała produkcja. Tytuł zadebiutuje na ekranach polskich kin 1 września.
Jakub Szamałek studiował archeologię w Oxfordzie i Cambridge. Sławę przyniosły mu nowe technologie - jest współtwórcą scenariuszy do gier "Wiedźmin 3" i "Cyberpunk 2077". To autor bestsellerowych książek. Pierwsza część głośnego cyklu "Ukryta sieć", która sprzedała się w Polsce w nakładzie 160 tys. egzemplarzy, została właśnie zekranizowana.
W filmie "Ukryta sieć", którego reżyserem jest Piotr Adamski, główne role grają: Magdalena Koleśnik, Andrzej Seweryn i Piotr Trojan. Produkcja trafi do kin 1 września. Na polskie ekrany tytuł wprowadza firma Monolith Films.
O czym jest film "Ukryta sieć"?
Jakub Szamałek: - Jak każdy dobry film jest to historia wielowarstwowa i wielowątkowa. Opowiada o naszej relacji z technologiami i o tym, jaką rolę pełnią w naszym życiu. O władzy i o pewnych pokusach, które za sobą niesie. A także o rodzinie, trudnych relacjach wewnątrz niej i o tym, że choć się kochamy, to się nawzajem krzywdzimy.
Jest to też film o silnej i niebanalnej kobiecie.
- Julita jest silna, ale nie dlatego, że to jest teraz modne. Ona nie jest specjalnie silna fizyczne. Momentami jest też autentycznie przerażona. Ma jednak w sobie gniew i determinację, która pozwala jej dotrzeć do końca prowadzonego przez siebie śledztwa. Bardzo zależało mi, by Julita była wiarygodna psychologicznie, bo osobiście męczą mnie serie książek, których bohaterami są osoby nieprzemakalne i niezmienne w 24 tomach serii. Jak Batman, który jest zawsze milczący albo jak James Bond, który zawsze jest gotowy iść do kasyna i pić whisky wstrząśnięte niezmieszane. Dlatego Julita jest postacią, która zmienia się na przestrzeni książek i reaguje na wydarzenia w plastyczny sposób.
Czy to stereotyp, że thriller jest gatunkiem tylko dla facetów?
- Jestem świeżo po lekturze omówienia raportu Biblioteki Narodowej, z którego wynika, że więcej niż sześć książek rocznie czyta 14% kobiet i 4% mężczyzn w Polsce. Faceci nic nie czytają, więc niech sobie nie roszczą prawa do żadnego z gatunku, tylko niech zaczną czytać. Podejrzewam, że jeżeli chodzi o film, sprawa ma się podobnie i nie wydaje mi się, żeby to był jakiś szczególnie męski gatunek. Zapraszam do kin wszystkich. Naprawdę myślę, że to jest film uniwersalny. Może zainteresować zarówno kobiety, jak i mężczyzn.
Jak myślisz, komu się nie spodoba "Ukryta sieć"?
- Może osobom, które liczą na łatwą rozrywkę podczas chrupania popcornu. To jest film, który chwyta widza za gardło i puszcza, kiedy pojawiają się napisy końcowe na ekranie.
Twoja bohaterka wpada w kłopoty z powodu naiwności w podejściu do nowych technologii. Stąd pytanie - czego ty nigdy nie zrobisz w sieci? Oczywiście to jest pytanie w kontekście dbania o prywatność.
- Wbrew pozorom nie jestem aż takim ekspertem od spraw technologicznych, tylko dobrze udaję. Staram się jednak zachowywać podstawowe bezpieczeństwo w sieci, kiedy łączę się z internetem poza domem, to oczywiście przez VPN. Ale to nie jest tak, że mam laptopa z jakąś bardzo egzotyczną wersją Linuxa, którego nikt poza mną nie jest w stanie odpalić. Staram się jednak nie zapominać, że sieć to nie jest konfesjonał ani pustka, której można powierzać wszystkie swoje bolączki, bo zawsze albo prawie zawsze jesteśmy w jakiś sposób w tej sieci obserwowani.
- Coraz częściej myślę, że to już jest tak integralna część naszej rzeczywistości, że może po prostu trzeba się z tym pogodzić. Być może za 10 czy 15 lat nasza sfera prywatna będzie okrojona do tak wąskiej przestrzeni, że już nikogo nic nie będzie bulwersowało, np. nagie zdjęcia celebryty, bo staną się one szeroko dostępne w internecie i to nie będzie już nawet wiadomość na trzecią stronę portalu plotkarskiego.
Studiowałeś w Londynie, mieszkasz teraz w Kanadzie. Czy widzisz różnicę w podejściu ludzi do kwestii bezpieczeństwa w sieci w Polsce i na świecie?
- Nie. Wydaje mi się, że wszyscy jesteśmy tacy sami: bardzo szybko się przyzwyczajamy do nowych rzeczy, bardzo chętnie korzystamy z udogodnień, mamy mało cierpliwości do tego, żeby zastanawiać się, jak coś naprawdę działa. Wydaje mi się, że to jest moc filmu "Ukryta sieć", bo on nie opowiada o jakimś polskim doświadczeniu, które występuje tylko między Łabą a Bugiem, ale dotyczy wszystkich, którzy używają smartfonów albo komputera.
Wierzysz, że istnieją jeszcze bezpieczne aplikacje?
- Stuprocentowo żadna nie jest bezpieczna. Warto sobie zadać pytanie: jeśli ściągamy coś za darmo, to skąd producent ma pieniądze? Darmowe aplikacje wcale tak naprawdę nie są za darmo.
Czy twoje postrzeganie mediów społecznościowych zmieniło się w ostatnich latach?
- Diametralnie. Mam taki wątpliwy tytuł do chwały, że jestem może jednym z pierwszych Polaków, którzy używali Facebooka. Mało kto pamięta, że w zamierzchłych czasach Facebook był dostępny tylko na uniwersytetach amerykańskich, a potem na brytyjskich, a ja wtedy właśnie studiowałam w Wielkiej Brytanii. Pamiętam, że ktoś mi powiedział, że jest takie nowe coś i żebym się zapisał. Początkowo to było bardzo fajne narzędzie, które traktowaliśmy jak korkową tablicę w akademiku, do której można przypiąć zdjęcie, ogłoszenie o imprezie, jakiś żart. Potem zaczęliśmy mieć nadzieję, że "ta korkowa tablica" ma szanse stać się niesamowitym narzędziem do szerzenia wolności, równości i innych wspaniałych rzeczy. Wszyscy przeżywaliśmy "arabską wiosnę" i rozmawialiśmy o tym, jak te wszystkie twittery i facebooki wyzwolą ciemiężone narody. A potem przekonaliśmy się, że jednak nie.
- Dla mnie przełomowym momentem był ten, kiedy w trakcie robienia dokumentacji do cyklu "Ukryta sieć", pojechałem na szkolenie prowadzone przez dziennikarzy śledczych, którzy zajmują się szukaniem informacji w internecie. Oni pokazali mi, w jaki sposób można wyciągać informacje na temat użytkowników mediów społecznościowych w sposób całkowicie legalny i banalnie prosty. Ja byłem wtedy bardzo dumnym i wydawało mi się, że jednak świadomym użytkownikiem mediów społecznościowych. Mówiłem im, że mam założone kłódeczki i różne ustawienia prywatności, ale okazało się, że to jest nic warte. Postanowiłem się wtedy wypisać z tego klubu i pokasowałem swoje prywatne media społecznościowe.
Wyprowadziłeś się za ocean. Czy pozwalasz swojej córce grać na komputerze, jakie masz podejście do jej aktywności w internecie?
- Oczywiście to nie jest tak, że my teraz mieszkamy w chacie krytej słomą i oświetlamy sobie świeczką litery w książkach. Mamy jednak taką zasadę, że jeżeli córka chce grać na komputerze, to ja nie zamykam się w pokoju z komputerem i mówię: "Uf, mam dziecko z głowy". Staram się znaleźć czas na to, żeby grać razem. Świadomie też wybieram te gry, które moim zdaniem są wartościowe, choć niekoniecznie edukacyjne. Mnie nie chodzi o to, żeby córka uczyła się różniczkowania. Wybieram dla niej gry z ciekawym przekazem albo z fajną grafiką. Czasem też organizujemy sobie takie doświadczenie jak kino domowe, przygotowujemy przy okazji popcorn i celebrujemy moment. Staramy się, żeby technologia, która wchodzi w nasze życie, była ogarnięta w ramach jakichś zasad i rutyny.
Wracając do filmu, czy rodzina przedstawiona w "Ukrytej sieci" potrafi się wspierać? A może jest między nimi więcej murów niż mostów?
- Powiedziałbym, że ta rodzina wspiera się, ale w zły sposób, niejako wbrew sobie. Bohaterowie nie pytają się nawzajem: "czego potrzebujesz, jak mogę ci pomóc?" tylko zgadują, czego dana osoba może potrzebować i zakładają, że wiedzą lepiej, więc wykonują jakieś działania, które mają jej sytuację poprawić. Myślę, że wielu widzów ma takie doświadczania, że w ich rodzinie ktoś wie lepiej - dziadkowie, rodzice, rodzeństwo. Wielu z nas wie, czym jest wzajemne pouczanie się zamiast szczerej rozmowy. To prowadzi do gorzkich i trudnych momentów w relacjach, więc rodzinna warstwa filmu wydaje mi się uniwersalna.
Czy podpisałbyś się pod sformułowaniem, że z rodziną najlepiej się wychodzi na zdjęciu?
- Z rodziną z "Ukrytej sieci" na pewno. Ale myślę też, że w ogóle relacje rodzinne zazwyczaj są trudne i że ludzie, którzy deklarują, że żyją w szczęśliwej rodzinie, w której nie ma żadnych problemów, mogą ich mieć najwięcej.
Rozmawiała: Iwona Czarnyszewicz