Reklama

"Iron Man": Geneza superbohatera. Kultowy film ma 15 lat

Dziś Tony Stark - playboy, miliarder, filantrop i wynalazca - jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych superbohaterów Marvela. Trudno uwierzyć, że jeszcze 15 lat temu większość widzów myliła go z robotem. Wszystko zmienił "Iron Man" Jona Favreau, który dzięki świetnej kreacji Roberta Downeya Jr. zdefiniował odzianego w zbroję herosa. 14 kwietnia 2023 roku mija 15 lat od premiery filmu.

Dziś Tony Stark - playboy, miliarder, filantrop i wynalazca - jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych superbohaterów Marvela. Trudno uwierzyć, że jeszcze 15 lat temu większość widzów myliła go z robotem. Wszystko zmienił "Iron Man" Jona Favreau, który dzięki świetnej kreacji Roberta Downeya Jr. zdefiniował odzianego w zbroję herosa. 14 kwietnia 2023 roku mija 15 lat od premiery filmu.
Robert Downey Jr. jako Tony Stark /Paramount Pictures / Marvel Studios/Collection Christophel/East News /East News

Iron Man zadebiutował na kartach komiksu w 1963 roku w 39. zeszycie serii "Tales of Suspense". Były to czasy zimnej wojny. Nie dziwi zatem, że geneza Żelaznego Mściciela wpisywała się w rywalizację między Wschodem i Zachodem. Czytelnicy poznali Tony'ego Starka jako potentata zbrojeniowego i milionera, który w Wietnamie prezentuje swój najnowszy produkt. Zostaje wówczas porwany przez żołnierzy Wietkongu i zmuszony do stworzenia nowej broni, przewyższającej amerykańską technologię. Stark w tajemnicy przed oprawcami opracowuje zbroję bojową, dzięki której udaje mu się uciec. Po powrocie do Stanów Zjednoczonych kontynuuje walkę ze złem oraz komunistycznymi szpiegami.

Reklama

"Iron Man": Ciężkie początki

Plany o przeniesieniu Iron Mana na duży ekran pojawiły się bardzo szybko. Stan Lee, współtwórca postaci i sporej części marvelowego panteonu, już w latach sześćdziesiątych próbował zrealizować film z którymś ze swoich bohaterów. Wtedy skończyło się na archaicznym serialu "The Marvel Super Heroes" (1966), który w pokraczny sposób wprawiał w ruch komiksowe plansze. Realna szansa na filmowy debiut Iron Mana pojawiła się dopiero w latach dziewięćdziesiątych, gdy prawa do postaci nabyła wytwórnia Universal. Niestety, nadzieje Lee na adaptację i tym razem okazały się płonne. Z projektem wiązały się kolejne osoby, a prawa wędrowały do coraz to nowych wytwórni - najpierw do Foxa, a później New Line Cinema. W pewnym momencie filmowym Iron Manem zainteresował się Quentin Tarantino, a w roli Starka widziano Nicolasa Cage'a, a później Toma Cruise'a. Znów nic z tego nie wyszło. Na osłodę został kolejny serial animowany, w Polsce wyświetlany jako "Iron Man - Obrońca dobra" (1994-96).

Tymczasem w Marvelu dojrzewał pomysł rozpoczęcia samodzielnej produkcji filmowej. Jednocześnie coraz poważniej zastanawiano się nad przeniesieniem narracji komiksowego uniwersum na kinowy ekran. Herosi współdzielili tam jeden świat i pojawiali się gościnnie w innych tytułach, a w wypadku większego zagrożenia łączyli siły, co owocowało tak zwanymi crossoverami. Taki rodzaj opowiadania, powszechny w komiksowych zeszytach i serialach telewizyjnych, nigdy nie pojawił się w filmach fabularnych. Zaraz pojawiło się pytanie, kto mógłby zapoczątkować Kinowe Uniwersum Marvela. Wybrano Iron Mana, który jako jedyny bohater Domu Pomysłów nigdy nie pojawił się w filmie pełnometrażowym, a szczęśliwym trafem prawa do niego wróciły z New Line Cinema do Marvel Studios w 2005 roku. Na reżysera "Iron Mana" wybrano Jona Favreau, uznanego aktora, który w 2003 roku zaskoczył świątecznym hitem "Elf".

Szybko stało się jasne, że w przeciwieństwie do Spider-Mana czy Batmana Iron Man nie jest skazany na sukces. Teoretycznie był on jednym z najstarszych i najbardziej znanych herosów Marvela. Jednak okazał się niemal zupełnie nierozpoznawalny poza komiksowym fandomem. Większość pytanych o niego osób myślała, że jest robotem. Dlatego też Favreau postawił sobie za cel, by w pierwszej kolejności przedstawić go jako zagubionego człowieka, którego prosta wizja świata zostaje w jednej chwili zniszczona.

"Iron Man": Zapomniany gwiazdor dostaje szansę

Reżyser chciał początkowo obsadzić w tytułowej roli względnie nieznanego aktora. Później jego wyborem był Sam Rockwell, który ostatecznie wcielił się w jednego z antagonistów w kontynuacji hitu. Casting został zakończony w momencie, gdy kwestie Starka po raz pierwszy przeczytał Robert Downey Jr. Na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych aktor ten uchodził za młodą nadzieję Hollywood. W 1993 roku otrzymał nominację do Oscara za tytułową rolę w biograficznym filmie "Chaplin". Niestety, rozwój jego kariery zatrzymały problemy z prawem i narkotykami. Downey Jr. co chwilę stawał przed sądem, tracił kolejne role, a dla producentów stał się zbyt nieobliczalny, by go zatrudnić. Gdy w 2003 roku pojawił się w "Śpiewającym detektywie", jego ubezpieczenie w ramach przyjacielskiej przysługi opłacił Mel Gibson.

Włodarze Marvela nie byli więc chętni, by powierzyć Downeyowi rolę Starka. Favreau upierał się jednak, że jest to właściwy wybór. Według niego losy aktora i komiksowego milionera były bliźniaczo podobne. Nie było innej osoby, która tak dobrze zrozumie Iron Mana. Marvel ostatecznie przystał na decyzję reżysera. Downey Jr. zainkasował za swoją rolę skromne dwa i pół miliona dolarów. Więcej zarobił Terrence Howard, nominowany do Oscara za "Pod prąd" w 2006 roku, który wcielił się w pułkownika Jamesa Rhodesa, najlepszego przyjaciela Starka.

Kolejnym problemem okazał się scenariusz. Favreau nie chciał bazować na pomysłach, które pojawiły się podczas niespełna 15 lat developmentu filmu. Skupił się przede wszystkim na tym, by przedstawiona historia miała sens. Gdy aktorzy weszli na plan, nie wszystkie sceny były ukończone, a w wielu brakowało dialogów. Favreau i Downey postawili więc na improwizację. Było to trudne doświadczenie dla Jeffa Bridgesa, który wcielił się w Obadiaha Stane'a, antagonistę filmu. "Spotykaliśmy się codziennie w jednej z przyczep i próbowaliśmy dojść, co dziś kręcimy" - mówił w wywiadzie dla ABC News. Przyznał, że kilka tygodni przed rozpoczęciem zdjęć przeprowadzono próby dialogów, z których Marvel nie był zadowolony.

"No to zaczęliśmy pisać sceny o poranku na planie" - śmiał się zdobywca Oscara za "Szalone serce". "Wiesz, dla mnie to było nieco stresujące. Wolę znać swój tekst. [...] Tak buduje się postać. Pomogło, gdy powiedziałem sobie: 'Daj spokój, Jeff, zrelaksuj się. Robisz film studencki za 200 milionów dolarów i grasz z fajnymi ludźmi. Baw się dobrze!'" - wspominał Bridges. Improwizowane dialogi okazały się kluczem do sukcesu filmu. Downey, konsultujący się z Shane'em Blackiem, scenarzystą "Zabójczej broni" i "Ostatniego skauta", prosił o kolejne duble, bo co chwilę miał pomysł na nowe żarty. Monolog podczas prezentacji rakiet oraz konferencja prasowa przeprowadzona na podłodze są jego pomysłami.

"Iron Man": Ukłon w stronę fanów

Komiksowa geneza Iron Mana została w filmie uwspółcześniona. Akcję przeniesiono z Wietnamu do Afganistanu. Zgodnie z panującymi wówczas trendami ograniczono elementy fantastyczne. Na 10 tygodni przed rozpoczęciem zdjęć ze scenariusza zupełnie usunięto postać Mandaryna, władającego magią dziesięciu pierścieni głównego antagonisty herosa. Jego artefakty stały się symbolem grupy terrorystycznej, która na początku filmu porywa Starka. Favreau zadbał także o nawiązania do innych komiksowych bohaterów. W jednej ze scen w tle pojawiła się nieukończona replika tarczy Kapitana Ameryki.

Zdecydowano się także na realizację epizodu postaci superszpiega Nicka Fury'ego. Sceny nie było w scenariuszu, a dla Favreau była ona przede wszystkim mrugnięciem oka w stronę fanów. W Fury'ego wcielił się Samuel L. Jackson, który od lat użyczał swojego wizerunku komiksowej wersji postaci. Jego dialog nakręcono z minimalną ekipą. Scena nie znalazła się w kopiach podczas pokazów przedpremierowych - zobaczyli ją dopiero ci, którzy w dniu amerykańskiej premiery zostali w kinie do zakończenia napisów końcowych. Tak oto zapoczątkowano jedną z tradycji Kinowego Uniwersum Marvela, która trwa do dziś.

Premiera "Iron Mana" odbyła się w Sydney 14 kwietnia 2008 roku. 2 maja film wszedł do kin i okazał się jednym z największych hitów tego roku. Zarobił ponad 585 milionów dolarów, a recenzenci chwalili go przede wszystkim za kreację Roberta Dwoneya Jr., który zaliczył tym samym powrót do aktorskiej pierwszej ligi. "Iron Man" zapoczątkował nowy rozdział w erze filmu superbohaterskiego. Był pierwszą odsłoną Kinowego Uniwersum Marvela, serii liczącej dziś kilkadziesiąt filmów i seriali, która zarobiła miliardy dolarów. Małą rewolucją okazała się także sama postać Starka - herosa, który zamiast cierpieć z powodu swych mocy, wydawał się zachwycony ich możliwościami. Do 2019 roku Downey wcielił się w Żelaznego Mściciela jeszcze dziewięć razy. Za każdym razem inkasował za to miliony dolarów, co uczyniło go jednym z najlepiej zarabiających aktorów na świecie.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Iron Man
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy