Reklama

Ewa Błaszczyk i Jacek Janczarski: Tragiczny finał wielkiej miłości

To była miłość od pierwszego wejrzenia. I nie było dyskusji. Wybuchła tak szybko! Po prostu wiedzieli, że muszą być razem.

To była miłość od pierwszego wejrzenia. I nie było dyskusji. Wybuchła tak szybko! Po prostu wiedzieli, że muszą być razem.
Ewa Błaszczyk i Jacek Janczarski w 1994 roku /Zenon Zyburtowicz /East News

To były pierwsze miesiące stanu wojennego. Leszek Wosiewicz kręcił dla Telewizji Polskiej film "Wigilia 81". Na planie spotkały się Ewa Błaszczyk i Barbara Wrzesińska, wówczas żona Jacka Janczarskiego i matka jego syna Borysa. Ewa Błaszczyk była w związku z reżyserem Jackiem Bromskim. Janczarski pewnego dnia pojawił się na planie. "Nic nie zapowiadało dalszego rozwoju wypadków. Chociaż... tak silnie wtedy na siebie zareagowaliśmy - wspominała aktorka ich pierwsze spotkanie. - Zawsze miała zadarty nos, ale wtedy powędrował jeszcze wyżej. Pomyślałem:  "Poczekaj, my się jeszcze kiedyś spotkamy..." - opowiadał Jacek Janczarski.

Reklama

Zadzwonił po roku. - Rozwodzę się - zaczął rozmowę. - To była miłość od pierwszego wejrzenia - opowiadała aktorka. - Z taką nie ma dyskusji. Byłam w różnych związkach, jedne się rodziły wolniej, inne szybciej, ale to stało się tak: pstryk. I nie było odwrotu.
Tydzień później pojechali do Trójmiasta na plan filmu "Stan wewnętrzny", którego Janczarski był scenarzystą. Zagrali po epizodzie: on scenę w samochodzie, ona stała w bramie jakiegoś domu. Nie myśleli, co dalej. Ale mieli pewność,
że chcą być razem.

Jacek Janczarski nie był wtedy w najlepszym stanie. Chudy. Kłębek nerwów. Łykał relanium - podstawowy w PRL środek uspokajający. Dopiero z czasem odzyskał poczucie bezpieczeństwa i siły do pracy. Ślub odkładali. Powód był prozaiczny: mieszkanie. Jacek Janczarski miał małą i ciemną kawalerkę przy ulicy Elektoralnej. Zaś Ewa Błaszczyk po latach oczekiwania właśnie dostała lokum na Pradze. Nawet w późnym PRL-u małżeństwa nie mogły posiadać dwóch mieszkań. Gdyby wzięli ślub, musieliby jedno z nich zwrócić spółdzielni. Po pewnym czasie Ewie Błaszczyk udało się zamienić mieszkanie. W ten sposób została sąsiadką Jacka Janczarskiego. Wtedy połączyli dwa mieszkania w jedno i... już mogli wziąć ślub.

13 grudnia 1986 roku przypadał w sobotę. - Tylko takim wolnym terminem dysponował urząd stanu cywilnego - opowiadał Jacek Janczarski. - Pomyśleliśmy, że warto odczarować tę datę, żeby nie kojarzyła się tylko ze stanem wojennym. Podczas ślubu Ewa Błaszczyk była spokojna. Cała w bieli z wiązanką białych kwiatów w dłoniach. Za to Jacek Janczarski ze zdenerwowania przygryzał wargi. Wychodząc za mąż, aktorka zbliżała się do 30-tki. - Długo nie myślałam o zakładaniu rodziny. Wiedziałam, że jestem za ciekawska, wszędzie włażę, wszystkiego chcę spróbować. Nie nadawałabym się na panią domu i matkę - opowiadała.

Przy Jacku Janczarskim po raz pierwszy zaczęła myśleć o dziecku. Ale zanim się na nie zdecydowali, postanowili kupić dom. Wybrali przedwojenny na Bielanach. Wymagał remontu, co w końcówce PRL-u nie było proste. Ale kiedy dom był gotowy, Ewa Błaszczyk pomyślała, że jest to pierwsze miejsce, w którym poczuła się u siebie. 2 stycznia 1994 roku przyszły na świat bliźniaczki: Ola i Mania. Urodziły się przedwcześnie (po siedmiu i pół miesiącach), ważyły zaledwie 1,25 i 1,40 kilograma. Nie podjęły funkcji życiowych, ratowano je za pomocą respiratorów, walka o ich życie trwała cztery doby. Udało się. Jednak szpital opuściły dopiero po trzech miesiącach. Kiedy ich waga osiągnęła dwa kilogramy. Przez pierwsze dwa lata dziewczynki wymagały stałej opieki. Częste wizyty u lekarza, wenflony w głowach, szpital w domu. - Całą uwagę skupiałam na dziewczynkach, a nie na sobie - opowiada aktorka.

Związek Ewy Błaszczyk i Jacka Janczarskiego ewoluował. Namiętność ostygła, ale nadeszła fala głębokiej, intensywnej przyjaźni. Jacek Janczarski cieszył się późnym ojcostwem. W 1999 poleciał do Paryża w odwiedziny do syna Borysa. To był jedyny raz w czasie ich związku, kiedy wyjechał bez Ewy. Latem 1999 roku Jacek Janczarski i Ewa Błaszczyk z córkami wyjechali wspólnie na pierwsze dalekie wakacje. Wybrali Santorini. Właściwie nie było ich stać, ale postanowili zaszaleć. Złączyli cztery łóżka i spali wszyscy obok siebie. Oni po bokach, dziewczynki w środku, żeby nie spadły. Byli szczęśliwi i nie myśleli, że coś złego może się wydarzyć.

Kilka miesięcy później w sobotę 23 stycznia 2000 r. pojechali na kolację do znajomych mieszkających pod Warszawą. Tam Jacek Janczarski zasłabł. W szpitalu stwierdzono tętniaka i rozwarstwienie aorty. Lekarze w szpitalu na Szaserów bali się operować. Uważali, że to zbyt duże ryzyko. Operacji podjął się zespół kardiochirurgów w Aninie. Jacek Janczarski panikował. "Utną mi nogę. Umrę. Ucałuj dziewczynki" - mówił przed operacją. Ale przecież przeprowadzano ją, by mógł dalej żyć, więc nikt na serio nie brał pod uwagę, że coś pójdzie nie tak. Scenarzysta zmarł tydzień po operacji nie odzyskawszy przytomności. Następujące po sobie tygodnie Ewa Błaszczyk przeżyła jak we śnie. Pracowała, grała spektakle Byle zapomnieć.

Środa, 11 maja 2000 r., była słoneczna. Córki Ewy Błaszczyk przeziębiły się, więc mama powiedziała, żeby wzięły gripeksy. Dziewczynki popiły tabletki ice tea. W pewnym momencie Ola zaczęła się dusić. Aktorkę z nieprzytomnym dzieckiem na rękach do szpitala zawiózł przejeżdżający obok kierowca. Lekarze nie robili nadziei, że dziewczynka w ogóle przeżyje. W lipcu 2013 roku dzięki staraniom Ewy Błaszczyk i jej fundacji otwarto klinikę "Budzik" dla dzieci po ciężkich urazach mózgu.

EP
 

Życie na gorąco
Dowiedz się więcej na temat: Ewa Błaszczyk
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy