Reklama

"Diuna" czekała właśnie na niego. Kim jest nowy mistrz kina, Denis Villeneuve?

Zakończyło się właśnie długie oczekiwanie fanów "Diuny". Druga część dzieła Denisa Villeneuve po kilkukrotnej zmianie daty premiery, wreszcie trafiła do kin. Już od tygodni mówi się, że kanadyjski reżyser stworzył arcydzieło. To nie jest jego jedyny kinowy przebój.

Denis Villeneuve: "Diuna" czekała właśnie na niego

Przed premierą "Diuny" wiele osób zastanawiało się czy Denis Villeneuve się nie przeliczy. Filmowi twórcy wielokrotnie podchodzili do adaptacji epickiej powieści Franka Herberta. Jako pierwszy próbował producent Artur P. Jacobs., który zapowiedział, że zrobi to w dziesięć lat. Producent zmarł przed realizacją swoich planów. Następnie podjął się tego Alejandro Jodorowsky, który w jednej z ról chciał obsadzić Salvadora Daliego. Chilijski reżyser plany miał ambitne. Herbert wspominał, że scenariusz był gruby jak książka telefoniczna, a film trwałby od 10 do 14 godzin. Nic więc dziwnego, że producenci ze względów finansowych skasowali projekt. 

Reklama

Wtedy prawa do adaptacji trafiły do włoskiego producenta Dina De Laurentiisa. Na fotelu reżysera miał zasiadać Ridley Scott, który po śmierci brata całkowicie stracił serce do tej produkcji. Córka De Laurentiisa, zaproponowała, by film przejął David Lynch. On sam nie był do tego zbytnio przekonany. Jednak z czasem zmienił zdanie. "Gdy skończyłem książkę, byłem oszołomiony" - wspominał w wywiadzie dla Cinefex z 1985 roku. Po wielu perturbacjach film trafił do kin pod koniec 1984 roku. Chociaż dzisiaj uchodzi za dzieło kultowe, wtedy krytycy nie pozostawili na filmie Lyncha suchej nitki. 

Niektórzy pisali wprost - "Diuna" jest książką, której nie da się przenieść na duży ekran. Dlatego, gdy pojawiły się doniesienia o planach Denisa Villeneuve, wróżono kolejną klapę. Chociaż miał już na swoim koncie artystyczne sukcesy, to dla wielu "Diuna" była wręcz przeklętym projektem. Jednak kanadyjski reżyser kolejny raz udowodnił, że jest mistrzem współczesnego kina si-fi. Druga część jego "Diuny" właśnie wchodzi do kin i już określana jest mianem "arcydzieła". 

Denis Villeneuve: Najlepszy reżyser ostatnich lat?

Denis Villeneuve urodził się w 1967 w niewielkim miasteczku Bécancour w Kanadzie. Rodzice przyszłego artysty prowadzili spokojne życie. Ojciec był notariuszem, a matka zajmowała się domem i piątką dzieci. Denis jest najstarszym z rodzeństwa. Od małego był zafascynowany kinem. Chodził już do szkoły, gdy swoją premierę miał film, który odmienił oblicze kina. Oryginalna trylogia "Gwiezdnych wojen" wywarła ogromny wpływ na młodym Denisie, który już w liceum tworzył swoje pierwsze krótkometrażowe filmu. Od kolegów otrzymał przydomek "Spielberg". 

Villeneuve jest wielkim miłośnikiem klimatów science fiction, co widoczne jest w jego twórczości. Mimo fascynacji kinem na studiach wybrał kierunek naukowy. Jednak pasja do tworzenia wygrała i przerzucił się na studia filmowe. Na początku lat 90. zaczął kręcić swoje "poważne" filmy. W 1991 roku otrzymał nagrodę Radio-Canada za reportaż. W następnych latach pracował przy epizodach filmowych oraz teledyskach muzycznych. W 1998 roku jego pełnometrażowy debiut filmowy "32 sierpnia na Ziemi", został zaprezentowany podczas festiwalu w Cannes w sekcji "Un certain regard". Film został również zgłoszony do reprezentowania Kanady w wyścigu po Oscara. Dwa lata później jego film "Maelström", również miał taką szansę.

Następne lata ambitny reżyser spędził na... nagrywaniu reklam oraz krótkich metraży. W 2009 roku wrócił z filmem "Politechnika", w którym opowiedział o prawdziwej strzelaninie w uczelni, do której doszło w 1989 roku w Montrealu. Za ten film otrzymał nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w Toronto. Rok później odebrał kolejną statuetkę. "Pogorzelisko" powstało na podstawie druzgocącej sztuki Wajdi Mouawadawy. "Zdawałem sobie sprawę, że pracuję z bardzo mocnym materiałem. Ta sztuka to arcydzieło" - powiedział Villeneuve w wywiadzie dla CBC News. Film zdobył nominację do Oscara za film nieanglojęzyczny, a jego reżyser rozpoczął swoją przygodę z Hollywood.

Każdy jego kolejny film odnosił sukces. W 2013 roku w kinach można było zobaczyć aż dwie jego produkcje - "Labirynt" oraz "Wróg". Naprawdę głośno zrobiło się o nim po premierze "Sicario". Film z Emily Blunt, Benicio del Toro i Joshem Brolinem był nominowany do 3 Oscarów, 3 nagród BAFTA oraz Złotej Palmy w Cannes. Produkcją "Nowy początek" wrócił do tematyki sci-fi. Krytycy nie szczędzili zachwytów, a niektórzy nazwali film najlepszą produkcją o kosmitach od lat. I tym razem został doceniony przez Amerykańską Akademię Filmową. "Nowy początek" nominowany był w ośmiu kategoriach. Ostatecznie zdobył statuetkę za najlepszy montaż dźwięku.

"Diuna": Kinowe arcydzieło

Dwa Oscary zdobył jego kolejny film - "Blade Runner 2049". Jeszcze lepiej poradziła sobie pierwsza część "Diuny". Film, który wydawał się niemożliwy do nakręcenia, zdobył aż sześć "złotych rycerzyków". Jednak zanim film trafił do kin, twórcy musieli pokonać wiele przeszkód, w tym pandemię. Data premiery filmu była kilka razy przekładana. "Największą przeszkodą w ukończeniu 'Diuny' na czas jest montaż. Myślałem, że będzie można to bez problemu zrobić na odległość" - przyznał w jednym z wywiadów Villeneuve.

Po prezentacji pierwszej zapowiedzi filmu nie brakowało krytyki. Malkontenci narzekali na efekty specjalne oraz zmiany względem książki. "Widziałem zwiastun. Został zrealizowany bardzo sprawnie. Widzimy jednak, że to kino przemysłowe, że kosztowało dużo pieniędzy. Ale żeby takie było, będzie musiało się zwrócić finansowo. I w tym właśnie leży problem. Nie ma tu żadnych niespodzianek. Film wygląda identycznie jak wszystkie inne filmy. Jego forma, kształt, oświetlenie, aktorstwo - to wszystko jest przewidywalne" - powiedział z kolei Alejandro Jodorowsky cytowany przez francuski magazyn "Le Point". Pytań o nową ekranizację nie uniknął David Lynch. "Moje zainteresowanie 'Diuną' jest zerowe. To dla mnie łamiące serce wspomnienie" - ucinał temat legendarny reżyser. 

Denis Villeneuve pokazał jednak na co go stać. Krytycy oraz widzowie wychodzili z kina zachwyceni. "Długo oczekiwana, parokrotnie przesuwana, rozbudzająca wyobraźnię i nadzieję na solidne kino, a nawet coś więcej, filmowa 'Diuna' w reżyserii Denisa Villeneuve'a nareszcie dociera na nasze ekrany. Można w zasadzie powiedzieć jedno - warto było tak długo czekać. Ekranizacja księgi pierwszej literackiego dzieła Franka Herberta ma wszystkie argumenty, by zachwycić widza, bezwarunkowo nim zawładnąć, przenosząc go w inny wymiar, inną rzeczywistość, inny świat" - napisał Artur Cichmiński w recenzji dla Interii.

Druga część "Diuny" właśnie wchodzi do kin i już zyskała miano arcydzieła. Z pierwszych recenzji możemy wnioskować, że twórcy spełnili pokładane w nich nadzieje, być może nawet z nawiązką. Recenzent serwisu "FilmSpark" nazywa drugą "Diunę" magnum opus reżysera oraz "najważniejszą epicką produkcją s-f tej generacji". Zachwytów nie ukrywał także Steven Weintraub z "Collidera". Według niego film mógłby być nawet dłuższy. Mike Ryan z Uproxx przyznał, że nie był fanem pierwszej części, ale druga jest "fenomenalna" i "jednym z najlepszych filmów s-f, jakie widział w życiu". 

Film widział już również Christopher Nolan. "Chyba nie będzie przesadą, jak ujmę to w ten sposób: jeśli pierwsza 'Diuna' to 'Nowa nadzieja', kontynuacja jest jak 'Imperium kontratakuje', moja ulubiona część 'Gwiezdnych wojen". Uważam, że to niezwykle ekscytujące rozwinięcie wszystkiego, co widzieliśmy w pierwszym filmie" - wyznał twórca "Incepcji".

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy