Była wielką aktorką, ikoną teatru i kina. Jak szlachetne wino – im starsza, tym lepsza, zachwycała kolejne pokolenia.
Gdy Danuta Szaflarska zbliżała się do setnej rocznicy urodzin, zgodziła się opowiedzieć o sobie w filmie "Inny świat". Przez niemal półtorej godziny na ekranie widać jej twarz, od której nie sposób oderwać wzroku. To świetne podsumowanie jej życia: spośród wszystkich ról, które zagrała, wszystkich filmów, w których wystąpiła, najtrudniejszą, z jaką przyszło jej się zmierzyć, była rola jej samej. Zagrała ją wspaniale.
Szaflarska urodziła się 102 lata temu w monarchii austro-węgierskiej, rządzonej jeszcze przez cesarza Franciszka Józefa, w Kosarzyskach - górskiej wiosce, gdzie stało raptem kilkanaście chat. Ludzie nie umieli tam pisać i czytać, ale też nie musieli zamykać domów, bo wszyscy znali się świetnie i sobie ufali. Jej rodzice byli nauczycielami, ojciec prowadził też gospodarstwo. Los obdarzył małą Danusię dwojgiem rodzeństwa: starszą, bardzo opiekuńczą siostrą Irenką i młodszym bratem Jurkiem. Żadne z nich nie pożyje długo. Irena umrze w dzieciństwie na szkarlatynę, 20-letni Jerzy zginie jako kawalerzysta we wrześniu 1939 r.
Ale to dopiero ma nadejść. Na razie Danusia korzysta z wolności, biegając boso po polach i lasach i podpatrując życie przyrody. Jej beztroskie dzieciństwo kończy się wraz ze śmiercią ojca, który umiera na zapalenie wyrostka robaczkowego, gdy córka ma 9 lat. Jeszcze przez chwilę mieszka z mamą i bratem w Kosarzyskach, gdzie trwa epidemia tyfusu. Na szczęście choroba omija rodzinę Szaflarskich i rok później są już w Nowym Sączu.
Danusia, wbita w sztywny szkolny mundurek, uczęszcza do gimnazjum dla dziewcząt. Nienawidzi chodzenia w butach (jako dorosła osoba wybierze się na Turbacz boso) i buntuje się, przez co regularnie ląduje na dyrektorskim dywaniku. Zarzuty są poważne: przekrzywiony beret lub przedziałek, który wbrew regulaminowi zmienia położenie na głowie niesfornej uczennicy. Z pieniędzmi też jest niewesoło. Raz w miesiącu mama kupuje kilogram cukierków i wydziela swym pociechom po jednym dziennie. Za to niedziela jest dniem deseru, niecierpliwie wyczekiwanym przez rodzeństwo.
Danusia marzy o aktorstwie. Próbowała już zresztą swych sił w wiejskim teatrzyku, organizowanym przez dzieci w wozowni w Kosarzyskach, ale jest realistką i doskonale wie, że musi szybko i nieźle zarabiać, by dołożyć się do rodzinnego budżetu. Wybiera Wyższą Szkołę Handlową w Krakowie, lecz musi przerwać naukę, gdy zapada na tyfus. Jest silna, wychodzi z choroby. Za namową przyjaciół pakuje walizkę i jedzie do stolicy, by zdawać na studia aktorskie. Komisja nie jest nią zachwycona. Kandydatka ma zbyt małe oczy, nie ma też pojęcia o historii teatru, zostaje jednak przyjęta warunkowo.
Jest w Warszawie, w której zakochuje się od razu, na wymarzonych studiach, ale nie ma pieniędzy na jedzenie. Jeszcze niedawno jej marzeniem było zjedzenie całej pomarańczy bez konieczności dzielenia się nią z rodziną (udało się, gdy wybrała się na nartach nielegalnie na Słowację, by tam kupić upragnione owoce; udała się także ucieczka przed strażą graniczną), teraz nie stać jej nawet na chleb. Niemal mdleje z głodu na zajęciach, ale wstydzi przyznać się do tego kolegom... Uczucie głodu będzie odtąd do niej wracać przez lata. Dopadnie ją znowu w 1939 r., gdy w sierpniu obejmie swą pierwszą posadę w wileńskim Teatrze na Pohulance. Wojna oznacza brak chleba nawet w piekarniach, na cały teatr musi wystarczyć jeden bochenek i główka kapusty. Głodujący aktorzy z wdzięcznością przyjmują wizytę pokojówki hrabiny Tyszkiewicz (Ordonki), przynoszącej dar od swej pani: wielką, lukrowaną babę.
Choć świat wokół się rozpada, aktorski zespół jest zdyscyplinowany. Pani Danuta nie schodzi ze sceny nawet wtedy, gdy w trakcie spektaklu otrzymuje wiadomość o śmierci ukochanego brata, który zaledwie kilka tygodni wcześniej, wyruszając na wojnę, pożegnał ją zawadiackim salutem szabli. Aktorzy wytrwają też na scenie do końca przedstawienia, gdy Rosjanie ostrzeliwują miasto, a widzowie w popłochu opuszczają teatr.
Pogrążona w żałobie dziewczyna nie jest na szczęście sama - odnajduje ją matka, która podczas wrześniowej zawieruchy przemierzy pieszo cały kraj, by dostarczyć córce zapomniane przez nią dokumenty. Do Wilna w poszukiwaniu Szaflarskiej dociera też po pewnym czasie pianista Jan Ekier. Ma przy sobie obrączki, proponuje małżeństwo. Po latach aktorka tłumaczy, że zgodziła się, bo... nie wypadało inaczej, skoro włożył w odnalezienie jej tyle wysiłku. No i chciała wrócić do stolicy.
Narzeczeni wyruszają więc w drogę. Do celu docierają dzięki pomocy niemieckich żołnierzy, którym udało się wyrwać z piekła pod Leningradem. Narzekając na wojnę i przeklinając Hitlera, podrzucają młodych do Warszawy. Danuta i Jan ślub biorą jednak w Krakowie. Śpieszy im się, ale kościół wymaga kilkutygodniowego oczekiwania. Dopiero groźba, że obejdą się bez ślubu, przekonuje księdza: dostają sakrament według procedury przewidzianej dla konających. Nie jest to najlepsza wróżba dla ich małżeństwa...
Tym bardziej, że jego pierwsze trzy dni Szaflarska spędza we łzach, opłakując utraconą wolność. Niedługo potem są już z powrotem w stolicy. Szaflarska występuje w Teatrze Frontowym Armii Krajowej, zostaje mamą. Marysia ma rok, gdy wybucha Powstanie. Pani Danuta zgłasza się do budowy barykad, z teatrem organizuje koncerty. Biega po mieście, roznosząc zawiadomienia po ostrzeliwanych przez snajperów ulicach.
Po latach nazwie 63 dni Powstania gehenną. W warunkach, jakie panują, utrzymanie przy życiu córki graniczy z cudem. Trzeba korzystać z okazji: płonie kamienica po drugiej stronie podwórka i wyprane z trudem pieluchy szybko schną na balkonie. Dziecko potrzebuje powietrza, więc młoda matka wykorzystuje kilkuminutowe przerwy w ostrzale, by choć na chwilę wystawić córeczkę na słońce, podnosząc ją na rękach nad zrujnowanym śmietnikiem...
Gdy Niemcy wysiedlają z miasta ludność cywilną, Szaflarska i jej rodzina są głodni, zawszeni, śmierdzący, ale żyją. Na dalszą tułaczkę aktorka zabiera ze sobą nocnik dla dziecka i nieużywane dotąd, pieczołowicie przechowywane na "po wojnie" pantofelki. Te ostatnie zostawi jednak w końcu w ruinach. Czuje, że po tym, czego doświadczyła, życie już nigdy nie będzie takie samo.
Pierwszy ślad normalności pojawia się w Bochni, dokąd docierają warszawiacy (36 godz. na stojąco w potwornie zatłoczonym wagonie z chorym dzieckiem na rękach). Przygodni ludzie zabierają ich na nocleg, oferując kurczaka z ziemniakami: najwspanialszy posiłek w życiu pani Danuty. Kolejne pamiętne zje dopiero po wojnie, na planie "Zakazanych piosenek", gdy dostanie jajecznicę ze skwarkami...
Jak wspominała, do udziału w tym filmie skłoniła ją głównie perspektywa posiłków oferowanych ekipie - nie miała za co kupić jedzenia dla siebie i córki, bo mąż zostawił je, gdy nie zgodziła się zrezygnować z aktorstwa, by zostać tradycyjną żoną. Bo po pierwsze, umówili się inaczej, po drugie, gotowała średnio, a sprzątać nienawidziła. Nie porzuci sceny także po latach dla drugiego męża, Janusza Kilańskiego. Po nim zostanie jej druga córka, Agnieszka.
"Zakazane piosenki" uczyniły ją sławną, kolejny film - "Skarb" dał jej status gwiazdy. Przez wiele lat jej kariera rozwijała się pomyślnie, lecz gdy Szaflarska osiągnęła wiek średni, propozycji zaczęło ubywać. Aktorka miała depresję, granie trzecioplanowych epizodów ją przygnębiało, ale trzymała się swej dewizy: bez względu na trudności uśmiech na twarz i do przodu!
Starzała się z godnością. Niezwykłą siłę charakteru udowodniła po raz kolejny, gdy w wieku niemal 90 lat została napadnięta na klatce schodowej domu, w którym mieszkała. Napastnicy dusili ją, straciła przytomność... Na szczęście nic bardzo złego jej się nie stało. Nie straciła też ani energii życiowej, ani ciekawości świata i ludzi. Znów zarzucano ją propozycjami pracy: jako 92-latka wystąpiła w filmie "Pora umierać", trzy lata później wróciła na etat do teatru. Zmarła 19 lutego tego roku w wieku 102 lat. Pochowano ją na Powązkach.
AP