Reklama

Daniel Olbrychski i Monika Dzienisiewicz: Gdy się kłócili, fruwały rowery

Oboje mieli trudne charaktery, więc ich związek był, łagodnie mówiąc, burzliwy.

Oboje mieli trudne charaktery, więc ich związek był, łagodnie mówiąc, burzliwy.
Monika Dzienisiewicz i Daniel Olbrychski na chrzcinach wnuków w 1994 roku /Zenon Zyburtowicz /East News

Jak się ta historia zaczęła, tak naprawdę wiedzieli tylko oni. Ponoć w roli swata wystąpił niechcący pies Beaty Tyszkiewicz, który podczas przyjęcia z okazji imienin jej mamy, zapewne zdenerwowany nadmiarem obcych ludzi w domu, ugryzł pana Daniela. Piękna Monika Dzienisiewicz, zamiast współczuć aktorowi, "dogryzła" mu jeszcze dodatkowo jakąś kąśliwą uwagą. Nie wygląda to na dobry początek, ale...  może ludowa mądrość nie bez przyczyny głosi, że kto się czubi, ten się lubi. Przynajmniej chwilowo...

Ślub wzięli w marcu 1967 r. Nie bez przeszkód, choć nie zaliczyli do nich dzielącej ich sporej różnicy wieku - Daniel Olbrychski miał dopiero 22 lata, a jego wybranka 6 więcej. Monika Dzienisiewicz musiała jednak wcześniej rozwieść się z zakochanym w niej po uszy mężem, Włodzimierzem Wowo Bielickim, popularnym scenografem i aktorem, jednym z założycieli legendarnego kabaretu Bim-Bom.

Reklama

Środowisko, w którym się oboje obracali, nie było zachwycone tym, że Olbrychski "poderwał" żonę powszechnie szanowanego i lubianego kolegi po fachu. Wielu znajomych uważało też, że pan Daniel, wiążąc się z Moniką, popełnia poważny błąd. Był jeszcze bardzo młody i mimo ogromnej popularności, jaką zyskał dzięki roli w "Popiołach", dopiero rozpoczynał karierę. Celnie ujął to Andrzej Wajda, który zamiast życzeń ślubnych przysłał telegram o treści: "Co robisz, kopnij się w głowę!". Mimo to Olbrychski postawił na swoim.

Nie było to spokojne małżeństwo. "Byłam w Danielu zakochana, ale jak tylko zaczęliśmy być razem, wiedziałam, że to się źle skończy. Bo nie umiałam go kochać. A on umiał kochać najbardziej na świecie, ale tylko siebie" - mówiła pani Monika. "Nie byłam dla niego dobrą żoną - przyznawała też. - Robiłam mu sceny zazdrości, bo był ode mnie młodszy. Skoro ja porzuciłam wspaniałego męża, to nikt mi nie mógł zagwarantować, że Daniel nie porzuci starszej od siebie żony".

Awantury wybuchały niemal codziennie i niewiele zmieniło pojawienie się na świecie syna Rafała. Oboje małżonkowie mieli trudne charaktery i żadne nie chciało ustąpić drugiemu. Na domiar złego załatwiali swoje sprawy publicznie, nie zwracając uwagi na otoczenie. Tak jak podczas realizacji filmu "Skok" Kazimierza Kutza, kiedy pani Monika pojawiła się w PGR Manieczki, gdzie ekipa kręciła kolejne sceny. Doszło do awantury i Olbrychski nie chcąc "spędzać reszty wieczoru w sypialni na wypominaniu sobie wzajemnych, prawdziwych bądź urojonych win" udał się na wódkę do reżysera.

Był tam też Marian Opania w towarzystwie statystek, ale ich obecność nie pohamowała rozsierdzonej Dzienisiewicz. "Nie minęło może pół godziny - relacjonował Olbrychski - gdy weszła moja żona, podeszła do mnie i publicznie dała mi w pysk. Znając mnie, czym prędzej odwróciła się na pięcie. Starała się iść demonstracyjnie, z godnością, ale jednocześnie na tyle szybko, żeby umknąć przed rowerem, którym w nią rzuciłem. Kazio zdążył tylko krzyknąć: 'Jezus'! Rower (bo był to jego rower) już frunął, ale trafił w zamykające się za Moniką drzwi. Rozleciał się w drobny mak".

Małżeństwo układało się coraz gorzej, a w życiu aktora zaczęły pojawiać się inne kobiety. Najbardziej cierpiał na tym mały Rafał, który nawet po latach nie lubił wspominać swego dzieciństwa. Twierdził, że "niemal nie było w nim nic pozytywnego", wychowywały go matka i babcia, a ojca widywał bardzo rzadko. Z reguły bywał bowiem "zajęty pracą i innymi kobietami".

O ostatecznym rozpadzie związku zadecydował romans Olbrychskiego z Marylą Rodowicz. Znali się wcześniej z widzenia, a zbliżył ich śnieg i mróz. Maryla wracała z trasy koncertowej, ale ze względu na fatalne warunki drogowe zostawiła samochód w Lublinie. Jej menedżer spotkał pana Daniela i poprosił, by aktor przyprowadził auto do Warszawy. Dla Olbrychskiego prowadzenie porsche było wielką atrakcją, której nie mógł się oprzeć. W tajemnicy przed żoną pojechał pociągiem do Lublina...

Wypadki potoczyły się błyskawicznie. Pan Daniel podjął inicjatywę, uczył piosenkarkę jeździć konno i pewnego dnia w szatni klubu jeździeckiego cały "pachnący podniecająco koniem i potem" pocałował ją pierwszy raz. Zostali kochankami, choć Olbrychski wciąż był żonaty. Jednak nie spieszyło mu się do rozwodu, nadal mieszkał z rodziną. A pani Maryla zgodziła się przyjąć rolę "tej drugiej".

"Gdyby między mną i Danielem działo się dobrze - twierdziła Monika Dzienisiewicz - to ani Maryla Rodowicz, ani nikt inny nie zdołałby zauroczyć mojego męża. Wiedziałam, że do Daniela dzwoni impresario pani Rodowicz, namawiając go, by uczył gwiazdę jeździć konno i prowadzić samochód. Sama przekazywałam mężowi informacje o tych telefonach".

Kochankom sprzyjały zresztą okoliczności, Olbrychski rozpoczął zdjęcia do "Ziemi obiecanej" i wyjazdy służbowe wykorzystywał do romansowych spotkań. Sprawa wyszła na jaw przypadkiem, za sprawą Mariny Vlady i Włodzimierza Wysockiego. Oboje przyjaźnili się z aktorem, więc przejeżdżając przez Polskę w drodze do zachodniej Europy, postanowili zrobić mu niespodziankę. I faktycznie zrobili.

Zadzwonili do jego mieszkania z hotelu MDM, odebrała pani Monika, a że męża nie było w domu, sama pojechała po gości. Na parkingu przed hotelem zobaczyła samochód męża (Trabant), stojący "klamka w klamkę" z wozem Rodowicz. Pani Olbrychska "lekko się zdenerwowała". "Spytała w recepcji o numer mojego pokoju, przyszła pod drzwi i waliła - opowiadała Maryla Rodowicz. - A myśmy siedzieli jak myszki pod miotłą parę godzin, bo długo się awanturowała". Co ciekawe, przyjęcie na cześć Wysockiego i Vlady w mieszkaniu Olbrychskich i tak się odbyło.

Po tym incydencie pan Daniel wyprowadził się z domu i razem z Marylą Rodowicz wynajęli mieszkanie. Związek ten od samego początku skazany był jednak na porażkę. Piosenkarka oczekiwała oficjalnej deklaracji Olbrychskiego, czyli małżeństwa, lecz aktor przez trzy lata wspólnego życia nie kwapił się, by spełnić oczekiwania partnerki. "Z latami narastało coś, do czego nie przywiązywałem wagi - tłumaczył później aktor. - Nie potrafiłem wyjaśnić swojej sytuacji prawnocywilnej. Wciąż byłem formalnym mężem Moniki Dzienisiewicz, więc nie mogłem zrobić nic, by doprowadzić do ślubu z Marylą. Nie chciałem, aby rozwód przeprowadzono z orzekaniem o winie; po co w sądzie wylewać na siebie pomyje?".

Wzajemne oskarżenia na sali sądowej faktycznie nie należą do przyjemności, ale wydaje się, że w tym przypadku chodziło też o sprawy bardziej przyziemne. W przypadku orzeczenia rozwodu z winy Olbrychskiego, Monika Dzienisiewicz mogła uzyskać dla siebie alimenty z powodu obniżenia jej stopy życiowej. A znając jej stosunek do całej sprawy, było to bardzo prawdopodobne. I trudno nawet byłoby się jej dziwić.

"Nie chciałam dać mu rozwodu na złość - wyjaśniała. - Na początku byłam zdecydowana na rozwód, ale zadzwoniła do mnie koleżanka - nie podam nazwiska - i powiedziała: 'Zaklinam cię, nie daj mu rozwodu, bo ona już sobie szyje suknię ślubną. Termin ślubu wyznaczony!'".

Pani Maryla twierdziła jednak, że nie miała sukni i raczej należy jej wierzyć. Słynna piosenkarka nie przygotowywałyby się do ceremonii, która mogła nigdy nie nastąpić - to nie leży w jej charakterze. Zresztą z upływem czasu coraz gorzej rozumiała się z panem Danielem, aż wreszcie w jej życiu pojawił się Andrzej Jaroszewicz. Dopiero wtedy pani Olbrychska zgodziła się na rozwód.

Najwyraźniej względy ambicjonalne miały swoje znaczenie. Monika Dzienisiewicz wyszła za mąż po raz trzeci, za Andrzeja Kopiczyńskiego, związek przetrwał do jej śmierci. Olbrychski na ślubnym kobiercu stawał jeszcze dwa razy, obecnie jego żoną jest Krystyna Demska. Natomiast temat jedynego małżeństwa Maryli Rodowicz to materiał na oddzielne opowiadanie...          


Sławomir Koper

Życie na Gorąco Retro
Dowiedz się więcej na temat: Daniel Olbrychski
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy