Camerimage: Powalczą o Złotą Żabę
"Drzewo życia" Terrence'a Malicka, "Młyn i Krzyż" Lecha Majewskiego oraz "Człowiek z Hawru", którego reżyserem jest Aki Kaurismäki, to pierwsze filmy Konkursu Głównego XIX Plus Camerimage!
Najnowszy film Terrence'a Malicka to jedna z najbardziej ambitnych prób połączenia piękna fizyczności ludzkiego ciała z nieznośną lekkością duszy. Opowiadając historię pewnej rodziny, na czoło której wysuwa się surowy ojciec (Brad Pitt), Malick zastanawia się tak naprawdę nad ludzką egzystencją.
Przygląda się formowaniu tożsamości młodych chłopców, przypatruje sinusoidzie małżeńskiego uczucia, obserwuje przeszłość z perspektywy zniekształcających ją wspomnień. Jego wizja zahacza o początki istnienia świata, sięga także jego końca, ale nie zawiera gotowych odpowiedzi. Co najwyżej sugeruje obecność różnych ścieżek, nazywając kilka z nich. "Drzewo życia" złożone jest z impresji, z których należy ułożyć sobie swoją wizję opowiadanej historii.
Zdjęcia Emmanuela Lubezkiego nadają słowom i myślom Malicka formy wizualnego poematu zwracającego się ku niebu. Kadry "Drzewa życia" zadziwiają kreatywnością i precyzją kompozycji, lecz posiadają równocześnie pewną efemeryczną jakość, która sprawia, że film zyskuje poczucie obcowania z czymś na pograniczu rozumu i wiary.
Przeczytaj recenzję "Drzewa życia" na stronach INTERIA.PL
Nieważne bowiem, czy Lubezki aranżuje sceny sentymentalnych wspomnień, fragmenty osadzone w aseptycznej rzeczywistości człowieka obojętnego na życie, czy intrygujące wizje innego świata, jego operatorski kunszt i artystyczną dojrzałość czuć w każdej klatce filmu. Dzięki jego zdjęciom w "Drzewie życia" czuć tak ulotne emocje, jak cud narodzin, niedoceniane piękno ludzkiego dotyku, chłopięcą radość z odkrycia kolejnego prawidła życia czy świadomość obecności czegoś przerastającego ludzkie pojęcie.
Kiedy wielki twórca zabiera się za stworzenie filmu o innym wielkim twórcy, widzowie mogą liczyć na dzieło co najmniej nietuzinkowe. "Młyn i Krzyż" to nie tylko efektowna kreacja minionej rzeczywistości (Niderlandy XVII wieku), nie tylko intelektualna łamigłówka, ale także refleksja polskiego artysty nad samym aktem tworzenia.
Podejmując się wyzwania przeniesienia na ekran kinowy zarówno magii malarstwa Pietera Bruegla, jak i teoretycznej fascynacji jego twórczością, Lech Majewski dokonał rzeczy niebywałej - namalował film przed oczyma widzów. Kiedy na ekranie widzimy Bruegla (Rutger Hauer) malującego rzeczywistość, która go otacza, jesteśmy świadomi tego, iż w szerszym kontekście sam malarz jest jedną z postaci w świecie, o którym opowiada ktoś inny. Kadry "Młyna i Krzyża" wypełnia więc szacunek dla sztuki. I niesamowita oprawa wizualna.
Przeczytaj recenzję filmu "Młyn i Krzyż" na stronach INTERIA.PL!
Ażeby uzyskać wrażenie malowania rzeczywistości z kamerą zamiast pędzla, Lech Majewski i operator Adam Sikora wykorzystali zdjęcia z wielu zakątków świata, nakładając je na siebie za pomocą efektów komputerowych. W ten sposób faktura filmowego obrazu przypomina kreację Bruegla, którą polski reżyser chciał jak najwierniej odtworzyć. Chmury z Nowej Zelandii zlały się w jedno z polskim niebem oraz pejzażami z innych krajów. W jednym z ujęć wykorzystano 147 takich przenikających się warstw. Fragmenty różnych rzeczywistości złożyły się więc na stworzenie wrażenia "bycia częścią obrazu", doświadczenia, które w ciemnej sali kinowej zyskuje niezwykły wymiar.
Najnowsza opowieść Akiego Kaurismäki nosi zarówno znamiona poruszającego kina społecznego, jak i uruchamiającej wyobraźnię uroczej fantazji. Kiedy protagonista Marcel natyka się na biednego afrykańskiego imigranta, powinien odwrócić wzrok i pójść dalej. Jednak decyduje się mu pomóc, co wiąże się ze sporym niebezpieczeństwem, ale także z możliwością doświadczenia prawdziwych cudów.
Kaurismäki na swoich bohaterów wybiera ludzi ledwo wiążących koniec z końcem, osobników żyjących na bakier z prawem oraz ukrywających się imigrantów, lecz wykorzystuje ich do stworzenia jedynej w swoim rodzaju humanistycznej ballady, pełnej uroku i subtelnego ciepła. To film o ludziach, którzy potrafią przezwyciężyć swoje ograniczenia i słabości, kiedy na horyzoncie pojawia się ważniejszy cel. "Człowiek z Hawru" to piękna, osadzona w rzeczywistości baśń, która czaruje ekscentrycznym humorem i wiarygodnymi w swoich słowach i czynach bohaterami.
Strona wizualna zawsze miała duże znaczenie w filmach Akiego Kaurismäki, podkreślając oddziaływanie rzeczywistości na bohaterów. Nie inaczej jest w "Człowieku z Hawru". Timo Salminen, stały operator fińskiego twórcy, wykreował rzeczywistość tyleż naturalną, co fascynująco barwną.
Choć kamera zagląda do ubogich mieszkań, na puste nabrzeża i ulice pełne obojętnych ludzi, kadry "Człowieka z Hawru" mienią się wyrazistymi kolorami, podkreślającymi osobowości poszczególnych postaci, a także baśniowy sznyt opowieści. Spokojna praca kamery akcentuje chęć odrzucenia cywilizacyjnej potrzeby nerwowego pośpiechu. A starannie przemyślane oświetlenie scen, eksponujące między innymi szczerość rysującą się na twarzach protagonistów, uwydatnia zaraźliwy optymizm opowieści.