Reklama

Był na samym dnie. Wielką karierę rozpoczął przed pięćdziesiątką

Nikt nie przeklina tak jak on. Zanim kogoś zastrzeli, wyrecytuje mu swój ulubiony werset z biblii i poprosi o gryza hamburgera. Gdy świat jest w niebezpieczeństwie, zaraz zbierze grupę superbohaterów. To właśnie Samuel L. Jackson. W czwartek 21 grudnia 2023 roku popularny aktor kończy 75 lat.

 W "The Bill Cosby Show" pracował przez trzy lata... jako dubler głównej gwiazdy programu. Na drodze do kariery stanęły wtedy problemy z uzależnieniem, które kilka razy prawie przepłacił własnym życiem.

"Malaria": Osobista rola i przełom aktorski

Aktor wyszedł z ośrodka odwykowego na dwa tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć do "Malarii" (1991) Spike'a Lee. Jackson podszedł do roli bardzo osobiście, ponieważ jego bohater także zmagał się z uzależnieniem. Jego doświadczenia wpłynęły na kreację postaci.

"Powiedziałem Spike'owi: 'On nie może być ciągle pod wpływem. W swoich scenach czegoś potrzebuje. Ma misję, żeby zdobyć towar. Tak chcę to zrobić'. I to był przełom w mojej karierze. Bilet do Hollywood. Idealny związek doświadczenia i możliwości" - wyznał.

Reklama

Jackson wypadł tak dobrze, że podczas festiwalu w Cannes w 1991 roku otrzymał specjalną Złotą Palmę dla najlepszego aktora drugoplanowego.

"Pulp Fiction": Kuriozalna fryzura i kultowa rola

Pomimo sukcesu Jackson musiał poczekać jeszcze kilka lat na interesujące role. Do 1994 roku pojawiał się na drugim planie, jako ojciec-gangster ("Zagrożenie dla społeczeństwa") lub technik zjedzony przez welociraptory ("Park Jurajski"). I wtedy Quentin Tarantino obsadził go w roli zabójcy Julesa w "Pulp Fiction" (1994). Jego sceny stały się kultowe. Jackson jako filozofujący zabójca ze słabością do hamburgerów (których nie może jeść w domu, bo dziewczyna jest wegetarianką) wyciskał sto procent z każdej swojej sceny.

Jules przeszedł do historii kina także powodu swojej charakterystycznej fryzury. Aktor przyznał, że ten element jego wizerunku był wynikiem przypadku. Tarantino chciał, by zabójca miał ogromne afro. Asystentka kupiła jednak złą perukę. Zamiast afro na głowie Jacksona znalazły się loki Jheri. Reżyser był załamany. Aktor przekonywał go, że ta fryzura jest lepsza, wskazując, że noszą ją raperzy z N.W.A. Tarantino w końcu dał za wygraną. I tak narodziła się legenda. 

"Pulp Fiction" przyniosło mu pierwszą i jak dotąd jedyną nominację do Oscara. Uchodził za jednego z faworytów. Przegrał jednak z Martinem Landau, którego nagrodzono za "Eda Wooda". Jackson nie krył rozczarowania. Podczas transmisji z rozdania nagród kamery uchwyciły, jak chwilę po ogłoszeniu werdyktu klnie pod nosem.

Samuel L. Jackson: Nikt tak nie przeklina

Jackson pojawiał się od tamtej pory niemal w każdym filmie Tarantino. W "Jackie Brown" (1997) i "Nienawistnej ósemce" (2015) zagrał główne role. Najlepiej wypadł jednak w westernie "Django" (2012). Zagrał domowego niewolnika, w którego wcielił się Leonardo DiCaprio. Jackson przyznał, że ta rola należała do najtrudniejszych w jego karierze.

Jednym ze znaków rozpoznawczych Jacksona są wiązanki przekleństw, w których deklamacji osiągnął mistrzostwo świata. Nikt nie mówi 'osobach bardzo kochających swoje matki' tak jak on. Podobnie sądzą twórcy filmowi, proponując mu role w takich projektach jak "Bodyguard: Zawodowiec". Jackson oczywiście ją przyjął. I był w niej niesamowity.

Samuel L. Jackson: Będzie grał do końca życia

W czasie swej kariery Jackson pojawił się w kilku popularnych franczyzach. W "Szklanej pułapce 3" pomagał Johnowi McClaine'owi przetrwać kolejny pechowy dzień. W nowej trylogii "Gwiezdnych wojen" (1999-2005) wcielił się w mistrza Jedi Mace'a Windu, jedynego posiadacza fioletowego miecza świetlnego. Stał się także jedną z twarzy Kinowego Uniwersum Marvela za sprawą roli Nicka Fury'ego.

Jeszcze na początku XXI wieku Jackson udzielił wydawnictwu Marvel pozwolenia na wykorzystanie jego wizerunku w kreacji nowej wersji superszpiega (pierwotnie był on białym mężczyzną o kwadratowej szczęce — pewnie dlatego we wcześniejszej adaptacji wcielił się w niego David Hasselhoff). W "Iron Manie" (2008) pojawił się w jego roli w epizodzie po napisach końcowych. Od tego czasu wcielał się w Fury'ego aż trzynaście razy, ostatnio za sprawą "Marvels" Nii DaCosty.

Jackson jest obecnie jednym z najbardziej rozpoznawalnych aktorów na świecie. Gra w kilku filmach rocznie. Nie liczy się dla niego poziom produkcji — po prostu lubi swoją pracę. W "Wężach w samolocie" zagrał tylko z racji absurdalności tytułu — i zagroził swoim odejściem, jeśli zostanie on zmieniony. Zapytany, czy ogląda swoje filmy, odpowiada: "Jasne! Kocham siebie na ekranie!". Publiczność także — i ma nadzieje go oglądać jeszcze bardzo długo.

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Samuel L. Jackson | Pulp Fiction
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy