Reklama

Barbara Krafftówna nie żyje. Wzruszające słowa o aktorce

"Była sama w sobie naprawdę dziełem sztuki" - wspomina zmarłą dziś w nocy Barbarę Krafftównę Joanna Szczepkowska. "Dysponowała nieograniczoną rozpiętością talentu" - dodaje reżyser Maciej Prus. "Bez niej będzie smutniej i głupiej" - podsumowuje Magdalena Zawadzka.

"Była sama w sobie naprawdę dziełem sztuki" - wspomina zmarłą dziś w nocy Barbarę Krafftównę Joanna Szczepkowska. "Dysponowała nieograniczoną rozpiętością talentu" - dodaje reżyser Maciej Prus. "Bez niej będzie smutniej i głupiej" - podsumowuje Magdalena Zawadzka.
Barbara Krafftówna /Piotr Zając /Reporter

Maciej Prus w rozmowie z PAP przypomniał, że Barbara Krafftówna była "ukochaną uczennicą fenomenalnego, lekko zapomnianego artysty teatru, reżysera Iwo Galla". "Halina Gallowa, wybitny pedagog, zawsze opowiadała, że mąż mówił do Basi: 'bądź męska', w znaczeniu: 'bądź silna'. Ta drobniutka kobieta była na scenie silna jak mężczyzna. Miała niebywały talent i nieprawdopodobne możliwości. Ale pomnik po niej zostaje, bo to, co ona zagrała u Hasa w 'Jak być kochaną', to jest już światowa czołówka. Takich ról, jakie ona zagrała, jest niewiele na świecie" - powiedział.

Reklama

Reżyser podkreślił, że Barbara Krafftówna "była fantastyczną aktorką, a przy tym dysponowała nieograniczoną rozpiętością talentu". "Przecież to była gwiazda kabaretu - pamiętamy jej 'Przeklnij mnie' z Kabaretu Starszych Panów - a jednocześnie tworzyła najbardziej dramatyczne role filmowe - by przypomnieć jeszcze raz Felicję z 'Jak być kochaną'. Wielka aktorka o nieobliczalnych możliwościach" - powiedział.

Dodał, że artystka "miała ogromny wdzięk i urok". "Nie pracowałem z nią nigdy jako reżyser. Podczas studiów byłem jedynie asystentem przy przedstawieniu, w którym występowała. Mimo to Basia zawsze o tym naszym spotkaniu pamiętała. Była wielką gwiazdą, a jednocześnie fenomenalnym człowiekiem, pełnym spokoju i radości" - podsumował Prus.

"Basia Krafftówna była sama w sobie naprawdę dziełem sztuki. Ona mogłaby stać na scenie nic nie mówiąc, a i tak jej sylwetka i wnętrze, bogactwo ducha by do widza przemawiało" - podkreśliła w rozmowie z PAP Joanna Szczepkowska. Jak powiedziała, "sama jej umiejętność skupienia wewnętrznego już powodowała to, że od niej nie można było na scenie oderwać oczu"

Szczepkowska zwróciła również uwagę na głos Barbary Krafftówny. "Jej szczególny głos był przyrównywany do instrumentu muzycznego" - wskazała. "Ponieważ miała także słuch absolutny, to właściwie wszystko to, co mówiła - czy była to piosenka, czy proza na scenie, czy wiersz - było rodzajem melodii" - powiedziała aktorka.

Szczepkowska wspomniała także, że "Basia podchodziła niebywale poważnie i z wielką dyscypliną do każdej roli". "Mało kto wie, że analizowała każde zdanie. Rozmawiała z reżyserami godzinami, dzwoniła do nich, zadając szereg pytań. Na ogół aktorzy wolą po prostu grać spontanicznie, nie teoretyzując" - powiedziała aktorka. "Basia natomiast podchodziła do roli bardzo analitycznie" - dodała. "Dopiero z całym bagażem wiedzy wchodziła na scenę, po wielu rozmowach i dyskusjach" - wyjaśniła.

W ocenie Joanny Szczepkowskiej Barbara Krafftówna "była zdecydowanie za mało wykorzystywana w filmie". "Jej rola w 'Jak być kochaną' to rola zagrana na miarę współczesnych ról. Basia miała bardzo dużo środków wyrazu, które były bogate, a jednocześnie skromne. Kiedy ogląda się 'Jak być kochaną', to widać, jak ona umiała także oszczędnie grać i mimo wszystko, jaki to miało wyraz" - wskazała. "Jak to często w przypadku wybitnych aktorów się mówi, szkoda, że się nie wykorzystywało tak do końca jej talentu" - dodała.

Z kolei Magdalena Zawadzka powiedziała PAP, że "nie ma nic gorszego niż to, że opuszczają nas ludzie, którzy byli dla nas tak wielką wartością". Dodała, że bardzo trudno pogodzić jej się ze śmiercią swojej koleżanki. "To los podejmuje decyzje, ale gdy są to decyzje, które dotyczą takich ludzi, są decyzjami, z którymi nie mogę się pogodzić" - zaznaczyła. "Możemy tylko podziękować, że była z nami tak długo. Wielu wspaniałym osobom nie było to dane. Jej los podarował długowieczność" - podkreśliła.

W 1981 r. Magdalena Zawadzka i Barbara Krafftówna zagrały na scenie Teatru Dramatycznego w "Skizie" Gabrieli Zapolskiej. Krafftówna, u boku Gustawa Holoubka, wcieliła się w rolę Lulu. Magdalena Zawadzka wspominała, że Barbara Krafftówna wielokrotnie doradzała jej w pracy nad rolą: "Służyła także swoją wyrozumiałością i serdecznością oraz wiedzą dotyczącą sztuki aktorskiej".

Magdalena Zawadzka i Barbara Krafftówna uzyskały tytuł Mistrza Mowy Polskiej. Zawadzka powiedziała, że było to dla niej wyjątkowe doświadczenie, ponieważ dzięki temu mogła częściej słuchać Barbary Krafftówny. "Jej wypowiedzi były małymi felietonami. To wielka rozkosz w czasach, gdy wykwintny język polski jest tak rzadki. Bez niej będzie smutniej i głupiej" - podsumowała Magdalena Zawadzka.

W rozmowie z PAP Barbarę Krafftównę wspominał także reżyser teatralny Paweł Miśkiewicz, który obsadził ją w roli matki w spektaklu "Peer Gynt. Szkice z dramatu Henryka Ibsena" oraz w tytułowej roli - dzielonej z Klarą Bielawką - w "Alicji" na motywach książek Lewisa Carrolla.

"Ciągle jestem w szoku, bo wydawało się, że czas zapomniał o pani Barbarze, że ma podpisany jakiś tajemny pakt - nie wiadomo, z Bogiem czy z diabłem - na to, że będzie zawsze. Właśnie w wypadku roli w 'Alicji' bazowaliśmy na tym cudownym, unikalnym bycie, jakim była - pomieszaniem dziecka i staruszki. Przy czym kompletnie nie respektowała nigdy tego swojego dojrzałego wieku. Była zawsze figlarna, dowcipna, ale jednocześnie bardzo profesjonalna i pokorna w pracy. Choć była wielką aktorką, nigdy nie gwiazdorzyła" - powiedział.

Dodał, że artystka "wyprzedzała swój czas niesamowitą świadomością formy", co widać, kiedy ogląda się jej stare prace filmowe czy spektakle Teatru Telewizji. "Miała niesamowite wyczucie formy i odwagę sięgania w nieoczywiste rejony, w które inni się nie zapuszczali. Ciekawość świata i ludzi zachowała do samego końca, bo jeszcze niedawno odwiedzała moje premiery, zaglądała do teatru, ciągle zainteresowana, co się dzieje" - podkreślił reżyser.

Miśkiewicz wspomniał, że z Barbarą Krafftówną spotkał się już we wczesnym dzieciństwie dzięki płytom z bajkami, których słuchał. "Zawsze zachwycał mnie ten unikalny tembr głosu, kompletnie irracjonalna, a jednak trafiająca w sedno intonacja rozmaitych fraz, które już tam było słychać. Miałem wrażenie, że tak jak towarzyszyła mi pani Barbara od lat dziecinnych, tak będzie i do samego końca. Trochę mnie oszukała dzisiaj, ale myśl o niej zawsze wywołuje uśmiech i radość. Nawet teraz, w tak smutnym dniu, gdy się ją wspomina, to nie z żalem i bólem, tylko z radością, że w ogóle ktoś tak wyjątkowy był między nami" - zwrócił uwagę.

Zobacz również:

Operacje zniszczyły jej twarz. "To, co mi się stało, jest straszne"

Polka ukrywała włosy pod czapką. "Moja nowa fryzura stanie się sensacją"

Najpiękniejsza gwiazda PRL-u? Zniknęła na 20 lat. Co się stało?

Więcej newsów o filmach, gwiazdach i programach telewizyjnych, ekskluzywne wywiady i kulisy najgorętszych premier znajdziecie na naszym Facebooku Interia Film.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Barbara Krafftówna | barbara krafftówna nie żyje
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy