Reklama

Anna Polony i Marek Walczewski: Uczucie podwyższonego ryzyka

Oboje marzyli o tym, by ich kochano, ale nie potrafili nawzajem dać sobie miłości. Chociaż umieli zagrać wszystko.

Oboje marzyli o tym,  by ich kochano, ale nie potrafili nawzajem dać sobie miłości. Chociaż umieli zagrać wszystko.
Anna Polony i Marek Walczewski w 1971 roku w spektaklu Starego Teatru "Wszystko dobre, co sie dobrze kończy" w reżyserii Konrada Swinarskiego /Wojciech Plewiński /Agencja FORUM

Zawsze widziała w sobie raczej wady niż zalety. "Kamera mnie nie lubi, w związku z czym odwzajemniam się jej tym samym. Dlatego nie poszłam i nie pójdę na 'Rewers' (gra w nim 'matkę' Krystyny Jandy i 'babkę' Agaty Buzek). Nigdy nie akceptowałam własnej aparycji, nie byłam pogodzona z fizycznością" - mówiła. Zupełnie odmiennie odbierały ją inne kobiety, widząc w niej piękną, dystyngowaną i fascynującą damę. Ale Anna Polony z niewiadomych powodów, wręcz z masochistyczną radością, podkreśla, że w jej przypadku w "temacie urody" Stwórca się nie popisał. I jednym tchem dorzuca, że nie grzeszy też cierpliwością, jest apodyktyczna, swoje zdanie wyraża głośno i bez pardonu (nieraz oberwała za to po głowie). Na tym nie kończy się lista jej wad: "Jestem złośnicą, impulsywna, gadatliwa, pazerna, zazdrosna..." - wyznaje.

Reklama

I co z tego? Ludzie i tak ją podziwiają. Za dzień spędzony sam na sam z Anną Polony daliby wiele. Gorącą sympatią darzą ją też jej byli studenci, choć nie mieli z nią łatwo. Legenda głosi, że mistrzyni, pieszczotliwie zwana przez nich "Smoczycą", w napadzie złości rzucała w nich butami. I co? Nadal jest ich ukochaną panią profesor.

To, że robiła z nimi fantastyczne przedstawienia dyplomowe i nauczyła wszystkiego, co nauczyciel może przekazać studentowi, przecież nie tłumaczy wszystkiego. Więc na pewno nie była taką zołzą, za jaką chce uchodzić. Może jej ognisty temperament wziął się stąd, że jej dziadkiem był Węgier? A może wpłynęło na nią to, że urodziła się w tzw. trudnych czasach?

Gdy przyszła na świat 21 stycznia 1939 r. w Krakowie, jej ojciec już nie żył. Choć wojna oszczędziła królewskie miasto, Anna Polony do dziś pamięta nieustanny strach dorosłych, który w naturalny sposób przechodził na dzieci. "Gdy do Krakowa wkraczali Rosjanie, Niemcy uciekali, siedzieliśmy w piwnicy starego czynszowego domu, to zostawiło ślad na moim pokoleniu" - mówiła.

Była najmłodszym dzieckiem z pięciorga rodzeństwa. Gdy się urodziła, jej mama miała 46 lat, najmłodsza siostra Zofia - 17. I to ona właśnie matkowała małej Ani, chodziła z nią na spacery, bo prawdziwa rodzicielka wstydziła się swojego wieku. "Mama nie wiedziała w pierwszym okresie, że jest w ciąży, myślała, że to okres przekwitania" - wspominała aktorka. Starsze rodzeństwo: dwóch braci i dwie siostry (traktowała ich jakby byli jej rodzicami) założyło już rodziny, miała więc wokół siebie wielu dorosłych. Sama też już od dziecka była odpowiedzialna, poważna i dorosła, co niekoniecznie dobrze odbiło się na jej małżeństwie. Ale o tym za chwilę.

Na razie Ania jest malutka, z warkoczykami i piegami na buzi. Większość czasu spędza z siostrą Zofią, a ta często jej śpiewa, opowiada o sztuce, historii i magii teatru. Nic dziwnego: sama marzyła o aktorstwie, ale wojna przekreśliła jej plany. Swą fascynacją zaraziła Annę i syna Andrzeja, młodszego od  Ani zaledwie o 5 lat (Andrzej Mrowiec też został aktorem, był mężem Stanisławy Celińskiej).

Kiedy Anna Polony była w I klasie, wydarzyło się coś, co zapewne zadecydowało o jej życiu. Na scenie Teatru Kolejarza stanęła przed publicznością i wyrecytowała wierszyk o św. Mikołaju. Bardzo jej się to spodobało. Niedługo potem mama, miłośniczka teatru, zabrała ją do Teatru Słowackiego na przedstawienie "Dom pod Oświęcimiem" Tadeusza Hołuja. Bardzo przeżyła ten spektakl. Gdy była w 10 klasie, krakowskie radio ogłosiło konkurs z okazji roku Mickiewicza. Zgłosiła się. Powiedziała "Świteziankę", dostała trzecią nagrodę... Już wtedy wiedziała, co chce robić w życiu. Choć wówczas panowało przekonanie, że aktorzy są zdemoralizowani, jej mama zgodziła się, by córka zdawała do szkoły teatralnej.

Do dziś twierdzi, że okres studiów to były najwspanialsze lata jej życia, wypełnione twórczością, sztuką, miłością. I tu jest najlepszy moment, by w tej opowieści pojawił się Marek Walczewski, rocznik 1937, jej kolega ze studiów, również krakus, ze wszech miar niebanalny człowiek i artysta.

Jego ojciec pochodził z Kresów, ze Stanisławowa - studiował prawo międzynarodowe w Wiedniu, był cenionym doktorem prawa międzynarodowego, z tym tylko, że po wojnie nie mógł dostać pracy. Odebrano mu też piękne mieszkanie. Mama Marka pochodziła z Krakowa, ratowała domowy budżet, szyjąc peleryny przeciwdeszczowe. Marek Walczewski też się nauczył tej sztuki, zresztą potrafił wszystko, także robić na drutach i szydełkować.

Jego starszy o 6 lat brat Jacek został wybitnym inżynierem i naukowcem, konstruktorem rakiet meteorologicznych. Marek uczęszczał do dwóch szkół: "normalnej" i muzycznej (klasa skrzypiec). W pewnym momencie porzucił je dla szermierki - był nawet reprezentantem Polski juniorów w tej dyscyplinie. Oprócz talentu muzycznego i sportowego miał również talent malarski, bardzo dużo malował - ta pasja pozostała w nim do końca życia. Studiował też architekturę jako wolny słuchacz, ale ostatecznie zwyciężyło aktorstwo.

Mówiono o nim, że nie da się go porównać z nikim innym, był aktorem totalnym, ulubionym artystą Jerzego Jarockiego. Z kolei Polony była aktorką Konrada Swinarskiego (wzmianka o tyle istotna, że miało to wpływ na dalsze losy obojga). Kiedy Anna Polony i Marek Walczewski zdecydowali się na ślub w 1961 r., ona miała 22 lata, on - 24.

Chyba od początku był to związek wysokiego ryzyka, nie tylko dlatego, że zamieszkali pod jednym dachem z matką Anny Polony. Oboje "ambicjonerzy", jak mówiła aktorka, zamiast cieszyć się nawzajem swoimi sukcesami, rywalizowali z sobą. Poza tym mieli różne pomysły na życie. "On szalony, ja szalona - widać za dużo było tego szaleństwa jak na jedno małżeństwo. Nienawidziłam stylu życia, który kochał mój mąż, czyli nocnych biesiad i wyciągania z lodówki wszystkiego, co się z trudem zdobyło" - zdecydowała się kiedyś na szczere wyznanie aktorka.

"Mąż był bardzo niecierpliwym człowiekiem, ja też nie miałam do niego cierpliwości, bardzo często dochodziło do kłótni, ale nie tylko o to chodziło, my mieszkaliśmy  z moją mamą, która była bardzo silną osobowością" - powiedziała podczas spotkania w warszawskim Instytucie Teatralnym. - Błędem było to, że w ogóle się z sobą związaliśmy, byliśmy w wiecznej konkurencji".  Tę wypowiedź poprzedziła jednak innym wyznaniem: "Mówić o sobie szczerze to niemożliwe, a nieszczerze, to jaki ma sens?".

Ostatecznie rozwiedli się po 13 latach. Było to głośne rozstanie. Polony nie wyszła już za mąż, bo, jak mówiła "ślub kościelny jest tylko jeden". Walczewski w 1974 r. poślubił Małgorzatę Niemirską, z którą był do końca życia, 35 lat. Pobrali się między próbą a spektaklem. Do urzędu stanu cywilnego na Pradze-Południe pojechali wartburgiem. Zamieszkali w kilkunastometrowym mieszkanku, które przed nimi zajmował Jerzy Grzegorzewski. Warto dodać, że Niemirska dla tej miłości rozwiodła się z aktorem i reżyserem Andrzejem Makowieckim. Ten z kolei związał się później ze Sławomirą Łozińską.

Ostatnie lata Marka Walczewskiego były naznaczone cierpieniem. Przez kilkanaście lat zmagał się z chorobą Alzheimera. Jak przeżyła rozpad związku Anna Polony? Choć od dawna chylił się on ku upadkowi (mąż ją irytował, a ona była zakochana w swym mistrzu Konradzie Swinarskim), to jednak odchorowała małżeński krach. "Dotknęło mnie emocjonalnie i ambicjonalnie. Czułam, że ludzie patrzą na mnie z politowaniem. Kurczę, która kobieta to lubi..." - mówiła.

Po roku przeżyła kolejną tragedię. O śmierci Swinarskiego dowiedziała się w garderobie, mierząc czarną suknię Gertrudy do "Hamleta", którego przygotowywali. Rozchorowała się. Dopadła ją silna nerwica wegetatywna. I... zaczęła studia reżyserskie. "Lekarz powiedział, że jak się nie zajmę czymś nowym, skończę w szpitalu psychiatrycznym". Uratował ją synek siostrzenicy. "Wczepiłam się w to malutkie dziecko całym sercem" - mówiła. Dziś wczepiona jest w życie. Jest piękna i spokojna.  

AP      

Życie na Gorąco Retro
Dowiedz się więcej na temat: Marek Walczewski | Anna Polony
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy