Andrzej Szalawski: Dramat aktora. Niesłuszne oskarżenia zniszczyły mu życie
Aktor Andrzej Szalawski, któremu nieśmiertelność zapewniły m. in. role generała Michała Potockiego w serialu „Przygody Pana Michała”, Hermana Bucholca w „Ziemi obiecanej” i przede wszystkim Juranda ze Spychowa w „Krzyżakach”, przez kilkadziesiąt lat walczył, by oczyścić się z zarzutu kolaboracji z Niemcami podczas II wojny światowej. Choć w 1966 roku Sąd Wojewódzki dla miasta stołecznego Warszawy zarządził zatarcie wyroku, jaki wydano na niego niemal dwie dekady wcześniej, do końca swoich dni nie został zrehabilitowany i żył z łatką zdrajcy...
Zanim w 1960 roku Andrzej Szalawski zagrał Juranda ze Spychowa w "Krzyżakach" Aleksandra Forda, spędził ponad trzy lata w więzieniu... Na odsiadkę i konfiskatę mienia skazał go komunistyczny sąd, uznając, że aktor w czasie wojny "współpracował z Niemcami i działał na szkodę narodu polskiego". Tak naprawdę był to jednak pretekst, by na wniosek PRL-owskich Służb Bezpieczeństwa ukarać go za to, że w kwietniu 1943 roku odważył się - pracując jako lektor w nazistowskiej kronice filmowej - przekazać Polakom informację o zbrodni w Katyniu. Na lata przylgnęła do niego łatka "katyńskiego lektora" i "niemieckiego kolaboranta".
Przed wybuchem wojny Andrzej Szalawski występował na scenach Poznania oraz Lwowa i zagrał w filmie "Dziewczęta z Nowolipek". Rola Ignasia w przedwojennym kinowym hicie przyniosła mu popularność i uznanie krytyki. Był uważany za świetnie zapowiadającego się amanta o warunkach, jakimi nie dysponował wówczas żaden inny polski aktor. Był wysoki, postawny, bardzo przystojny i miał znakomity głos. Właśnie jego głos zdecydował o tym, że gdy po wybuchu wojny niemiecko-sowieckiej wrócił z zajętych przez Rosjan Kresów Wschodnich do Warszawy, dostał pracę w stołecznym oddziale "Deutsche Wochenschau", czyli niemieckiej kroniki filmowej wyświetlanej w kinach Generalnej Guberni. Aby stać się posiadaczem ausweisa, który zapewniał bezpieczeństwo podczas ulicznych łapanek, zarejestrował się nawet w hitlerowskim Urzędzie Propagandy i zaczął występować na scenach teatrów kontrolowanych przez Niemców.
Praca lektora w "Wochenschau" i występy w Komedii, Miniaturze oraz Masce sprawiły, że Związek Artystów Scen Polskich wpisał Andrzeja Szalawskiego na listę kolaborantów i zdrajców. Niewiele osób wiedziało, że tak naprawdę do pracy w nazistowskiej kronice filmowej skierował aktora... Związek Walki Zbrojnej (późniejsze AK). Szalawski został zaprzysiężony jako członek ZWZ w październiku 1941 roku, a rozkaz pracy w "Wochenschau" w celu rozpracowania zatrudnionych tam osób przekazał mu osobiście Roman Niewiarowicz, rotmistrz Wojska Polskiego. Dopiero wiele lat po zakończeniu wojny wyszło na jaw, że Andrzej Szalawski, działając pod pseudonimem Florian, przekazał podziemiu wiele bardzo ciekawych i przydatnych informacji.
"Dostarczyłem zdjęcia z Palmir (miejsce masowych mordów - przypis red.), z obozów jenieckich, profanacji kościołów" - powiedział w wywiadzie.
ZWZ pozwolił Szalawskiemu odejść z "Wochenschau" dopiero latem 1943 roku. Trzy miesiące wcześniej aktor odczytał w kronice informację, że w katyńskim lesie Niemcy odkryli groby tysięcy polskich oficerów, którzy - to cytat z oficjalnego komunikatu - "padli ofiarą żydowsko-bolszewickiej zbrodni". Wkrótce po tym, jak zrezygnował z pracy lektora, tajna Rada Teatralna skazała go za występy w okupacyjnych teatrach na... ogolenie głowy na łyso. Gdy się o tym dowiedział, sam wykonał na sobie ten wyrok.
Tuż przed wybuchem powstania warszawskiego Andrzej Szalawski wyjechał ze stolicy i podjął pracę - ponoć za zgodą arcybiskupa Adama Sapiehy - w krakowskim Teatrze Powszechnym. Koniec wojny zastał go w Krakowie.
Po wyzwoleniu Szalawski, jak wszyscy polscy aktorzy, musiał stanąć przed powołaną przez ZASP komisją. Niestety, nie przeszedł weryfikacji środowiskowej, która była niezbędna, by uzyskać pozwolenie na wykonywanie zawodu. Przez prawie dwa lata pracował w Jeleniej Górze jako szofer i sufler w Teatrze Miejskim, aż w końcu w 1947 roku Leon Schiller ściągnął go do Łodzi i zatrudnił w Teatrze Wojska Polskiego.
Środowisko wciąż nie chciało zapomnieć Andrzejowi Szalawskiemu tego, że w czasie wojny współpracował z Niemcami. Aktor był ostentacyjnie ignorowany przez koleżanki i kolegów, którzy nie mieli pojęcia, dlaczego podjął pracę w hitlerowskiej kronice filmowej. Nie wiedziała tego też komunistyczna bezpieka...
1 października 1948 roku funkcjonariusze Urzędu Bezpieczeństwa aresztowali Szalawskiego, a kilka miesięcy później Sąd Apelacyjny w Warszawie - po trwającym zaledwie trzy dni procesie - skazał go za pracę w "Wochenschau" na więzienie i konfiskatę majątku.
"Jest niewątpliwe i dowiedzione, że musiał zdawać sobie sprawę o przestępczym charakterze pracy całej instytucji i o przestępczym charakterze udziału w takiej pracy" - stwierdzono w uzasadnieniu wyroku.
Aktor spędził za kratkami ponad trzy lata. Prośba o łaskę, którą po procesie jego matka skierowała do prezydenta Bolesława Bieruta, została odrzucona... To, że już w 1943 roku poinformował Polaków o zbrodni w Katyniu, zadziałało, niestety, na jego niekorzyść.
Po odzyskaniu wolności Szalawski pracował w teatrach w Łodzi, Warszawie i Gdańsku. W 1956 roku Ewa i Czesław Petelscy dali mu rolę w filmie "Wraki", a cztery lata później Aleksander Ford zaangażował do "Krzyżaków".
Andrzej Szalawski nawet na moment nie przestał walczyć o odzyskanie dobrego imienia. Udało mu się przekonać Sąd Wojewódzki dla miasta stołecznego Warszawy, by zarządzono zatarcie wyroku z 1949 roku, ale Ministerstwo Sprawiedliwości, do którego zwrócił się z wnioskiem o ponowne zbadanie jego sprawy, odmówiło mu, tłumacząc, że "nie znajduje podstaw do wniesienia rewizji nadzwyczajnej".
Szalawski przez czterdzieści lat zmagał się z poczuciem niesprawiedliwości, licząc, że jednak doczeka rehabilitacji. Nie doczekał. Zmarł na skutek wylewu 11 października 1986 roku. Na pogrzebie (spoczął na warszawskich Powązkach) doszło do skandalu, bo jego żona - aktorka Izabella Wilczyńska - odmówiła postawienia na grobie krzyża. Powiedziała, że jej ukochany przez większą część życia nosił na barkach swój krzyż, więc nie chce, by cień krzyża padał jeszcze na jego grób.
Choć od śmierci Andrzeja Szalawskiego minęło już 36 lat, odtwórca roli Juranda ze Spychowa w "Krzyżakach" wciąż nie został oficjalnie zrehabilitowany i oczyszczony z zarzutu kolaboracji z nazistami.
"To był najuczciwszy i najbardziej prawy człowiek, jakiego znałem" - powiedział o nim pasierb aktor Marcin Troński, syn Izabelli Wilczyńskiej, w rozmowie z "Dziennikiem Bałtyckim".
Czy sprawa Andrzej Szalawskiego doczeka się w końcu wyjaśnienia?
Zobacz również: