Aleksandra Śląska: Nie tylko Królowa Bona
Piękna blondynka o przenikającym spojrzeniu była królową nie tylko na ekranie. Mówiono o niej: królowa, caryca, święty potwór. Aleksandra Śląska nie przejmowała się tymi nieprzychlebnymi przydomkami. Dla niej liczyło się tylko jedno - teatr. Aleksandra Śląska była aktorką w iście hollywoodzkim stylu. Od jej śmierci minęły już 33 lata, ale o tej wyjątkowej aktorce trudno jest zapomnieć.
"Niebanalna uroda oraz niepowtarzalny kolor włosów predestynował ją do ról wyniosłych królowych oraz wszystkich okrutnych i tajemniczych uwodzicielek" - mówił o niej Andrzej Łapicki. I takie też postacie grywała na ekranie oraz w teatrze. Widzowie telewizyjni doskonale pamiętają jej rolę w "Królowej Bonie". Aktorka wydawała się być stworzona dla tej roli. Lecz zanim stała się jedną z największych polskich artystek, musiała przejść długą drogę.
Gwiazda kina urodziła się 4 listopada 1925 roku w Katowicach jako Aleksandra Wąsik. Przyszła gwiazda pochodziła z zamożnej rodziny. Ojciec aktorki był wicedyrektorem Okręgu Polskich Kolei Państwowych, działaczem niepodległościowym, uczestnikiem III powstania śląskiego, a w latach 1935-1938 posłem na Sejm II RP.
Po wybuchu drugiej wojny matka wysłała ją do Wiednia. Chciała oszczędzić jej wojennego terroru. Po latach z tego powodu spotkało ją wiele przykrości. Zarzucano jej ucieczkę z Polski. "Tam opiekowała się nią jakaś ciotka, a ona pracowała i uczyła się aktorstwa. Bolały ją uwagi na ten temat, wolała się nie tłumaczyć, że to była ucieczka od pracy przymusowej, nie każdy to rozumiał" - mówił z rozmowie z "Dziennikiem Zachodnim" Szczęsny Zygmunt Górski, syn aktorki z pierwszego małżeństwa.
W Austrii rozpoczęła naukę aktorstwa, którą kontynuowała po powrocie do Polski. W szkole dramatycznej przy krakowskim Teatrze Słowackiego inni studenci wołali za nią "ta ze Śląska". Ambitna dziewczyna nie wstydziła się swojego pochodzenia i nie miała zamiaru go ukrywać. Wręcz przeciwnie, za namową jednego z wykładowców przyjęła "Śląska" jako swój przydomek. "No, to będziesz Śląska. To lepsze na afisz" - miał powiedzieć Wiesław Gorecki.
Jerzy Kamas i Aleksandra Śląska mieli romans? Ich związek był tajemnicą poliszynela
Po studiach dostała angaż w krakowskim Teatrze im. Słowackiego, ale nie została w nim zbyt długo. Mimo, że na krakowskiej scenie odnosiła duże sukcesy, to zdecydowała się na wyjazd do stolicy. Od 1956 roku do końca życia Aleksandra Śląska związana była z stołecznym Teatrem Ateneum.
To w nim znalazła miłość. Kiedy przyszły dyrektor tej sceny, Janusz Warmiński, zobaczył rudowłosą piękność, zupełnie stracił dla niej głowę. "Pamiętam Janusza jako takiego zakochanego chłopca, który przy Oli robił się strasznie mały i taki uczniowski" - opowiadał po latach Jerzy Kryszak.
Wkrótce został jej drugim mężem. Reżyser w latach 1952-1958 i 1960-1996 kierował warszawskim Teatrem Ateneum im. Stefana Jaracza. Wszyscy wiedzieli jednak, że to Aleksandra Śląska zarządza instytucją - zatwierdza obsadę każdego przedstawienia, przyjmuje do pracy nowe aktorki i nowych aktorów. Mówiono, że pozbywała się konkurentek zagrażających jej pozycji oraz kobiet, które wpadły w oko jej mężowi. On sam wybaczał jej miłostki z zauroczonymi nią aktorami.
Dzięki Warmińskiemu kariera Śląskiej w filmie poszybowała - załatwił jej rolę w "Piątce z ulicy Barskiej", za którą dostała wyróżnienie w Cannes. Aktorka na ekranie pojawiała się od zakończenia studiów. Zadebiutowała filmem "Ostatni etap" Wandy Jakubowskiej. Scenariusz oparty był o własne przeżycia reżyserki. Śląska, która miała zagrać jedną z więźniarek obozu Auschwitz-Birkenau, ostatecznie wcieliła się w zimną i okrutną Oberaufseherin, nadzorczynię obozową. Swoją rolę zagrała tak przekonywująco, że zaczęła otrzymywać listy z pogróżkami. Jej brat wdał się nawet w sprzeczkę z mężczyzną, który twierdził, że widział Śląską, przechadzającą się po Katowicach w nazistowskim mundurze.
Pojawiała się również w filmach o tematyce współczesnej: w filmie "Pętla" u boku Gustawa Holoubka czy "Ich dzień powszedni" u boku Zbigniewa Cybulskiego. W 1963 roku kolejny raz wcieliła się w Niemkę w filmie "Pasażerka". Dla niej samej była to najważniejsza rola. Jednak po tym występie Śląska na dłuższy czas wycofała się z kina. Skupiła się na pracy radiu i dubbing. Wzięła udział w 150 słuchowiskach. Jej charakterystyczny, lekko zachrypnięty głos szybko pokochali słuchacze.
Aleksandra Śląska tak dobrze wypadała w dramatycznych rolach, że praktycznie nie otrzymywała innych propozycji, czego sama żałowała. "Niestety, nigdy nie miałam okazji wypróbować swych sił na estradzie. Żałuję, bo kiedyś miałam wielką ochotę i na wieczorkach urządzanych jeszcze podczas studiów grałam krótkie kabaretowe black-outy" - przyznała w 1964 roku w "Polityce".
Aleksandra Śląska: Wyniosła królowa i okrutna uwodzicielka
Jej najbardziej pamiętną rolą ekranową, jest ta ostatnia. Jako wyniosła Bona zachwyca do dzisiaj. Chyba trudno o aktorkę lepiej dobraną do roli. Aleksandra Śląska, podobnie jak żona Zygmunta I Starego, była odważną i ambitną kobietą, która potrafiła zawsze postawić na swoim. Na początku lat 80. w serialu "Królowa Bona" i filmie "Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny" Janusza Majewskiego wcieliła się w pochodzącą z Włoch monarchinię.
Aktorka obawiała się powrotu przed kamerę. Na dodatek w pierwszym odcinku 55-letnia Śląska miała wcielić się w Bonę zaledwie 25-letnią. "Tylko ona mogła tak realistycznie zagrać emocje dziewczyny młodszej o 30 lat. Ta praca przez rok wymagała hartu ducha, wstawania o świcie, kilkugodzinnej charakteryzacji, trefienia włosów... Znam aktorki, które pozornie są miłe, a na zapleczu piekło, fryzjerki by je zabiły. Ola taka nie była" - powiedział o niej reżyser.
W latach 80. Marek Koterski napisał specjalnie dla niej rolę w "Domu wariatów". Ale kiedy po miesiącach prób, na trzy dni przed zdjęciami, Warmiński złamał rękę, ona poinformowała, że musi zostać z nim w domu. Ich wspólne życie przerwała niespodziewana śmierć aktorki.
Aleksandra Śląska, co wyszło na jaw dopiero po jej śmierci, przeczuwała, że dzieje się z nią coś niedobrego. Przed wyjazdem do czeskiego uzdrowiska, zostawiła mężowi - Januszowi Warmińskiemu - dokładne instrukcje, jak korzystać z kuchenki mikrofalowej, jak uruchomić opiekacz, jak rozmrażać lodówkę. Do swojego mieszkania na ulicy Złotej nigdy już nie wróciła! Prosto z Karlovych Varów przewieziono ją do szpitala. Podejrzewano, że ma zapalenie płuc. Syn aktorki i jej mąż próbowali dociec, jak to możliwe, że tak poważna choroba umknęła wcześniej lekarzom.
Janusz Warmiński wypożyczył nawet ze szpitala dokumentację choroby żony, bo chciał wiedzieć, czy musiała umrzeć, czy nie dało się jej uratować. Aleksandra Śląska zmarła 18 września 1989 roku. Została pochowana na Starych Powązkach w Warszawie. Po jej śmierci Janusz Warmiński stracił chęć do życia. Codziennie chodził jednak do teatru. "Muszę tam chodzić, bo tam jest Ola" - tłumaczył. Odszedł siedem lat po niej, 2 listopada 1996 roku.