Alan Alda: Koniec "pana przyjemniaczka"
Alan Alda grywał w swoim życiu senatorów i telewizyjne gwiazdy, zabójców i profesorów; był nawet chirurgiem w ogarniętej wojną Korei. Niewykluczone jednak, że najlepiej wyszła mu rola... clowna.
Było to jeszcze zanim serial "M.A.S.H" (1972 - 1983) zapewnił mu sławę. Alan, syn broadwayowskiego gwiazdora Roberta Aldy, z determinacją dążył do zrobienia kariery aktorskiej na własną rękę. W tym celu "zaliczał" wszelkie możliwe castingi, a w ciągu dnia, by zachować sprawność ciała i umysłu, pracował dorywczo jako kierowca taksówki, portier i - tak, zgadliście: clown.
Ale uwaga, nie był to cyrk. Nic z tych rzeczy. Zadanie polegało na tym, by stać przy wjeździe na stację benzynową w pełnej gali, czyli kostiumie clowna, i wygłupami przyciągać klientelę.
- Byłem wspaniałym clownem - z dumą mówi 75-letni dziś aktor, z którym przeprowadzam wywiad telefoniczny. - Dla tej roli dałem z siebie wszystko. Tańczyłem w spiekocie dnia, skakałem do góry i kręciłem piruety. Pewnego deszczowego dnia skręciłem nogę w kostce, odstawiając ten mały taniec, ale nie opuściłem posterunku. Przysięgam, nawet nie potrafię tańczyć, ale jakoś mi się to udawało.
Musiało jednak minąć wiele lat, zanim Alda ostatecznie postanowił, że nie wróci na róg ulicy, by pląsać przed przejeżdżającymi autami.
- Nawet po sukcesie "M.A.S.H" mówiłem sobie: "Być może pewnego dnia będę musiał wrócić do zawodu taksówkarza. Jeśli tak, wciąż jestem na to emocjonalnie przygotowany". Wiedziałem tylko, że nie chcę kłaść asfaltu.
Najwyraźniej jest to praca, która onieśmiela nawet Alana Aldę.
- To jest po prostu za trudne dla mnie! - mówi aktor. - Nie miałbym do tego predyspozycji. Kiedy czasami, jadąc samochodem, mijam tych gości kładących asfalt, czuję dla nich ogromny podziw. To ciężki kawałek chleba!
Tymczasem jednak, niemal 30 lat po zakończeniu emisji "M.A.S.H", na Aldę - aktora wciąż jest zapotrzebowanie, więc praca fizyczna raczej mu nie grozi. Najnowszym filmem, w którym możemy go oglądać, jest komedia "Tower Heist: Zemsta cieciów" w doborowej obsadzie - oprócz Aldy, znaleźli się w niej m.in. Matthew Broderick, Eddie Murphy i Ben Stiller.
Przeczytaj recenzję filmu "Tower Heist. Zemsta Cieciów" na stronach INTERIA.PL!
Cała ta trójka wciela się w pracowników ekipy zajmującej się naprawami i konserwacją w luksusowym biurowcu na Manhattanie. Przez przypadek dowiadują się oni, że oszczędności zgromadzone przez nich na funduszu emerytalnym przepadły na skutek działań bogatego biznesmena (w tej roli Alda), który oszukiwał ludzi, wykorzystując do tego celu tzw. schemat Ponziego. Winowajca okazuje się przebywać w areszcie domowym w tym samym budynku, w którym pracują poszkodowani. Ci ostatni postanawiają wykorzystać swoją doskonałą znajomość topografii miejsca, by obrabować apartament "więźnia" i zgarnąć rzekomo ukryte w nim miliony dolarów.
Postać grana przez Aldę, w dużym stopniu przypominająca skazanego za podobne oszustwa Bernarda Madoffa, w niczym nie przypomina standardowej roli "porządnego gościa", w której aktor jest etatowo obsadzany. I to właśnie mu się podoba.
- Ameryka musi zapomnieć o całym tym wizerunku "pana przyjemniaczka", który do mnie przylgnął - mówi ze śmiechem. - Uwielbiam grać różne rodzaje ról, ponieważ jedną z najlepszych rzeczy w moim zawodzie jest możliwość zaskakiwania ludzi. Chcę powiedzieć im: "Owszem, w prawdziwym życiu jestem miły, ale jestem też aktorem!".
- Właściwie to zdarzyło mi się nawet zabić na ekranie - mówi Alda, mając na myśli telewizyjny film "Zabijcie mnie, jeśli zdołacie" z 1977 r., w którym zagrał Cheryla Chessmana, postać autentyczną. Ten mieszkaniec Kalifornii spędził 12 lat w celi śmierci, oczekując na egzekucję. - Uznano go za winnego uprowadzenia i gwałtu. Pamiętam, że zagrałem tę rolę, kiedy występowałem w "M.A.S.H". Ludzie byli w szoku - opowiada aktor.
- Ale i tak myśleli, że jestem miłym facetem - dodaje, a w jego głosie słychać pewne rozczarowanie. - Cóż, w końcu co tydzień oglądali "M.A.S.H" w telewizji i czytali w gazetach wywiady ze mną.
Kariera Aldy wciąż ma się świetnie. W 2005 r. aktor był nominowany do Oscara za najlepszą rolę drugoplanową w "Awiatorze". Do listy swoich sukcesów może również dopisać gościnne role w nagradzanych serialach: w "Ostrym dyżurze", "Prezydenckim pokerze" czy "Rockefeller Plaza 30" - Jestem za to wszystko bardzo wdzięczny - podkreśla Alda.
- Powiedzmy to sobie szczerze: jestem w wieku, w którym wiele osób zwalnia, i przeprowadza się na wieś. Ja do nich nie należę. Świetnie gra mi się teraz te postacie z krwi i kości. To nie są doskonali ludzie, w związku z czym nieraz powtarzam: "Wow, nigdy wcześniej czegoś takiego nie robiłem...".
Nie zmienia to faktu, że Alda wciąż jest pytany o to, co robił wcześniej, a mianowicie o jedenaście lat, w trakcie których był kapitanem Benjaminem Franklinem Pierce'em z serialu "M.A.S.H", znanym jako "Sokole oko". - Podchodzą do mnie czasem ludzie, których nie było jeszcze na świecie, kiedy serial był emitowany po raz pierwszy. Obecnie śledzą lojalnie wszystkie powtórki.
Obecnie, jak twierdzi aktor, serial zyskał nowe znaczenie w związku z konfliktami w Afganistanie i Iraku.
- Telewizja zaczęła pokazywać "M.A.S.H", kiedy prowadziliśmy wojnę - mówi. - Dziś, kiedy jesteśmy w podobnej sytuacji, docierają do mnie głosy, że ludzie nie chcą już oglądać wojny w telewizji czy w kinie. Wydaje mi się jednak, że "M.A.S.H" jest inny: ten serial nigdy nie pokazywał walki, ale sprzątanie po niej. To serial o ratowaniu ludzkiego życia, o innym obliczu wojny. To właśnie tak przemawia do ludzi.
Sam Alda, który jako jedyny członek obsady pojawił się w każdym odcinku tasiemca, nie należy do milionowej rzeszy widzów oglądających kolejne powtórki serialu.
- Nigdy w życiu - śmieje się.- Jeśli przez przypadek na niego trafiam, zmieniam kanał w jednej sekundzie. Nigdy nie oglądam seriali i filmów, w których zagrałem.
Zobacz zwiastun "M.A.S.H.":
Niewiele brakowało, a Alda odrzuciłby rolę "Sokolego Oka", którą w filmie Roberta Altmana z 1970 r. wykreował sam Donald Sutherland.
- Niewielu ludzi wie, że decydenci odpowiadający za serial oficjalnie nie mieli obsadzonego w roli "Sokolego Oka" nikogo - aż do mniej więcej drugiej nad ranem w noc poprzedzającą pierwsze próby przed kamerą - zdradza mój rozmówca. - "M.A.S.H" powstawał w Kalifornii, a ja mieszkałem w New Jersey z żoną i dziećmi. Byłem rozdarty. Jak w takiej sytuacji miałem grać w serialu kręconym na drugim końcu Stanów Zjednoczonych?
- Byłem skłonny odrzucić tę propozycję, ale moja żona stwierdziła: "Jeśli to dobry serial, to może jakoś sobie poradzimy. Będziesz podróżował tam i z powrotem." I tak przez jedenaście lat latałem na weekendy z Los Angeles do New Jersey...
- To dowód na to, że człowiek tak naprawdę może wszystko, zwłaszcza, jeśli ma u boku partnera, który jest takim oparciem i pomocą.
Generalnie rzecz biorąc, Alda jest zdania, że miał przemiłe życie. Co prawda jako nastolatek zachorował na polio, ale, na szczęście, choroba miała łagodny przebieg.
- Pamiętam, że zaatakowała wszystkie części mojego ciała, z wyjątkiem jednej ręki - wspomina aktor.- Przez pewien czas byłem sparaliżowany, ale choroba nie wyrządziła żadnych trwałych szkód. Wyzdrowiałem. Lekarze powiedzieli mi, że miałem ogromne szczęście.
Szczęściem było również to, że wychowywał go ojciec, który pomagał synowi rozwijać jego talenty.
- Mój ojciec też był aktorem - mówi Alda. - Zabierał mnie do stołówek pracowniczych w Hollywod, na wspólne występy. Miałem wówczas zaledwie dziewięć lat. Występowaliśmy jako Abbott i Costello. Uwielbiałem rozśmieszać publiczność! To było wspaniałe uczucie, stać na scenie przed tysiącem żołnierzy czy marynarzy i wyczarowywać uśmiech na ich twarzach. To, że śmiali się dzięki mnie, było czymś cudownym.
Alda, który ukończył studia na nowojorskim Uniwersytecie Fordham, zadebiutował na małym ekranie w 1958 r., w jednym z odcinków "The Phil Silvers Show". Na debiut filmowy musiał czekać jeszcze pięć lat - był to film "Gone Are the Days" z 1963 r. Później przyszedł okres trudnej walki o role, aż do czasu, kiedy pojawił się "M.A.S.H".
W przeciwieństwie do wielu swoich kolegów z obsady tego bijącego rekordy popularności serialu, Alda nigdy nie wrócił na mały ekran, by zagrać główną rolę w kolejnym serialu. Zamiast tego, wolał łączyć występy na scenie z gościnnymi rólkami w produkcjach telewizyjnych i rolami w filmach. Jego dorobek obejmuje takie tytuły, jak "Zbrodnie i wykroczenia" (1989), "Wesele Betsy" (1990), "Tajemnica morderstwa na Manhattanie" (1993), "Wszyscy mówią: kocham Cię" (1996), "Igraszki z losem" (1996), "Czego pragną kobiety" (2000) i, oczywiście, "Aviator". Artysta wyreżyserował również cztery filmy - "Cztery pory roku" (1981), "Słodka Wolność" (1986), "Zacząć od nowa" (1981) i wspomniane "Wesele Betsy".
Szczególnie miłe jego sercu jest jednak drugie jego zajęcie - pisarstwo. Efektem tej twórczej działalności są bestsellery "Never Have Your Dog Stuffed: And Other Things I've Learned'' (2005) oraz "Things I Overheard While Talking to Myself" (2008).
- To dla mnie cudowna odskocznia - mówi Alda. - Z pisaniem jest w moim przypadku tak, jak z aktorstwem: zawsze o tym marzyłem.
- Przez długi czas pracowałem wyłącznie nad scenariuszami do filmów i seriali telewizyjnych, ale książka - to coś zupełnie innego. Kiedy pierwszy egzemplarz mojego najnowszego dzieła został mi dostarczony wprost do domu, pomyślałem: "Nie, nie będę tego czytał... Czytałem to już tyle razy, pisząc i poprawiając skrypt". Ale przecież trzymałem w ręku własną książkę. Moją książkę!
- Żaden pisarz nie oprze się pokusie przeczytania swojej książki, kiedy ta już ukaże się drukiem.
Wolny czas aktor spędza ze swoją żoną Arlene, z którą tworzy zgodne małżeństwo już od ponad pół wieku, trójką ich dzieci i gromadką siedmiorga wnucząt.
- Znać kogoś i kochać przez tyle lat - jest w tym jakaś wyjątkowa przyjemność - mówi Alan Alda. - Wiodę bardzo szczęśliwe życie i świetnie się bawię!
Cindy Pearlman
"The New York Times"
Tłum. Katarzyna Kasińska