Aktor wszechstronny: Łukasz Simlat kończy 45 lat!
"Jak się pojawiła w domu pierwsza kamera, to ja już przebierałem się za różne postaci" - mówił w jednym z wywiadów. W swoim dorobku ma ponad 100 ról. Łukasz Simlat to bez wątpienia jeden z najbardziej wszechstronnych aktorów polskiego kina. Za swoje kreacje był wielokrotnie wyróżniany i nagradzany. Aktor obchodzi dziś swoje 45. urodziny.
Przyszły gwiazdor kina urodził się 11 grudnia 1977 roku w Sosnowcu. Niespotykane nazwisko zawdzięcza ojcu, który jednak nie był obecny w jego życiu. "Nie znam ojca. Nigdy go nie poznałem. Ojciec miał na nazwisko Simlat, tylko tam była taka sztuczna zamiana powojenna, wymuszona koniecznością zmiany. Koniecznością ucieczki, ukrycia się" - powiedział w rozmowie z Kubą Wojewódzkim.
Małego Łukasza wychowała mama lekarka, która by utrzymać rodzinę brała dodatkowe dyżury. Przyszły aktor musiał przejść lekcje szybkiego dojrzewania. "Jako 10-latek naprawiałem matce malucha. Gdy byłem w wieku podstawówkowym, wiele spraw na mnie spadło. Nie robiłem tego z musu, po prostu chciałem. Jak się jest jedynym facetem w domu, to czasem trzeba ogarniać sytuację w wieku do tego nieadekwatnym" - wyznał aktor w rozmowie z "Elle Man". Swoją mamę darzy ogromnym szacunkiem i jest jej wdzięczny za wsparcie. "Cieszy się z tego, że pracuję. Gdy postanowiłem iść do szkoły teatralnej, robiła wszystko, by mi w tym pomóc" - przyznał.
Aktor wychował się w blokach z wielkiej płyty, co wspomina z sentymentem. "Jadąc do Sosnowca do mamy czy do pracy, natychmiast łapię inny rytm. Wolniejszy, spokojniejszy, bardziej uważny" - mówił w jednym z wywiadów. Chociaż od lat mieszka w Warszawie, to nie ukrywa, że najchętniej by z niej wyjechał. Doskonale zdaje sobie jednak sprawę z tego, że to właśnie w stolicy jest najwięcej możliwości dla aktorów. Najchętniej zamieszkałby na... Wybrzeżu, o czym powiedział w rozmowie z portalem Prestiztrojmiasto.pl.
"Gdyby na Wybrzeżu, w Trójmieście była taka możliwość alternatywnego zarobkowania poza teatrem, jaka jest w Warszawie, to ja z chęcią bym tu zamieszkał. Plaże Helu to coś więcej niż piękno. Jakiś strach, który mnie kręci. Morze jest moją odskocznią. I Mazury. Można usiąść obok sąsiada na ławce, pomilczeć, popatrzeć, jak bizon kosi trawę. Mam takie marzenie: duży dom, a w nim cała rodzina w zasięgu ręki" - wyznał.
Łukasz Simlat: Aktor przez siedem dni w tygodniu
Aktorską pasję rozwijał już w szkole. Razem z kolegami nagrywali różne scenki. Przez dwa lata uczęszczał do studia aktorskiego "Art-Play" Doroty Pomykały i Danuty Owczarek w Katowicach. Na studiach wyprowadził się do stolicy. Do warszawskiej Akademii Teatralnej dostał się za pierwszym razem. Szkołę skończył w 2000 roku, ale bez obrony dyplomu. W tym samym roku zadebiutował epizodyczną rolą w serialu "Dom". Przez kilka następnych lat grał głównie epizody zarówno na planach filmowych, jak i na deskach teatrów.
Aby się utrzymać, imał się różnych prac. Prowadził festyny w mniejszych miejscowościach, reklamował jedną z sieci komórkowych w stroju Mikołaja. Dziś aktor nie odcina się od swoich skromnych początków. "Teraz chętnie bym zagrał tamtego Mikołaja. Aktorstwo to suma różnych przeżyć" - mówił w portalu prestiztrojmiasto.pl.
Przełomem w jego karierze była rola Arka w filmie "Kochankowie z Marony" Elżbiety Cywińskiej. Za kreację tę otrzymał nominację do nagrody im. Zbyszka Cybulskiego. Od tamtej pory pracuje niemal bez przerwy. Mimo zapracowania nie ukrywa, że nie stać go na luksus odrzucania ról.
"Aktorów, którzy mogą sobie pozwolić na odmawianie scenariuszy, jest w Polsce dwóch, może trzech. Mnie się to zdarza, jeśli przeczytam scenariusz i papier nic ze mną nie robi; albo jest to źle napisane; albo nie mam pojęcia, o czym czytam; albo wiem, o czym czytam, ale nie mam nic do powiedzenia na ten temat - mój zakres doświadczeń i wyobraźni kończy się w tym miejscu. W związku z tym nieuczciwe byłoby z mojej strony podjąć się takiego wyzwania przy tak spłyconym podejściu i przy braku czasu na research. Raczej się tu nie spełnię zawodowo, nie wyciągnę żadnych wniosków, nie przekroczę żadnej aktorskiej granicy - w takich przypadkach raczej odmawiam. Nie jest to częste - to prawda, ale zdarza się" - powiedział w rozmowie z Interią.
Łukasz Simlat ma w swoim dorobku różnorodne role. Szerszej grupie odbiorców kojarzy się głównie z komediowymi wcieleniami (m.in. z serialu "BrzydUla") oraz rolami twardzieli. Potrafi doskonale wpasować się w realia dramatu i obyczaju. Udowadnia to m.in. w filmie "Fuga", w którym jego bohater mierzy się z życiową tragedią: zostaje samotnym ojcem po tajemniczym zaginięciu żony. Kiedy ta po kilku latach niespodziewanie wraca do domu, nic już nie będzie takie samo jak wcześniej.
Łukasz Simlat: Ten zawód jest narkotykiem niewiedzy
Nie boi się angażować w projekty łamiące tematy tabu. W filmie "Głupcy" poruszany był wątek kazirodztwa, a w serialu "Matka" pedofilii. Jednak są granice, których nie chciałby przekroczyć. Sam nie podjąłby się roli pedofila. "Aktor zawsze czeka na coś nowego. Nie zawsze tak wychodzi, że to aktor decyduje, co chce robić. Pod wieloma rzeczami się nie podpiszę. Podejście do człowieka namazanego doświadczeniem pedofilii, który - co ważne - nie jest sprawcą pedofilii, ma jeszcze możliwość odegrania się za wszystkie krzywdy, powoduje, że to jest element, który przekonuje mnie do akceptacji scenariusza. Gdyby się okazało, że ktoś mi nie daje [do przeczytania - przyp. red.] ostatniego odcinka, w którym okazuje się, że mój bohater jest pedofilem, nie rozmawialibyśmy teraz o tym serialu" - przyznał w Interii.
Aktor już kilka lat temu podkreślał, że nigdy nie przyjąłby roli pedofila. "W takich filmach siłą rzeczy na planie muszą pojawić się dzieci, trzeba z nimi zagrać. Ja tego nie jestem w stanie zrobić, bo w ten sposób reklamuje się straszne zjawiska. Oczywiście film to także walka z pedofilią. Ja się jednak po prostu do tego nie nadaję" - podkreślił w rozmowie z "Faktem".
Aktor od lat pilnie strzeże swojego prywatnego życia i stroni od publicznych wystąpień - poza tymi związanymi z zawodowymi obowiązkami. "Nie lubię zamieszania wokół siebie" - przyznał w programie Kuby Wojewódzkiego. W rozmowie z Interią poruszył kwestię zarobków aktorów.
"Nie jestem nikim innym jak zwykłym człowiekiem, który też robi zakupy. Gdzie robię te zakupy, to już zależy ode mnie. Ale w sklepiku osiedlowym widzę, jakie sumy zostawiam. To jest przerażający widok. Czy trudno jest się utrzymać? To zależy, jakie jest podejście aktora do pieniądza. Nigdy nie prowadziłem rozrzutnego stylu życia, nie pociąga mnie hazard, nie mam takiego problemu, że nie radzę sobie z pieniądzem. Muszę tylko podejmować męskie decyzje, ile mogę wydać. To jest ta dorosłość, którą należy w sobie pielęgnować. Ja dodatkowo nie lubię mieć długów - kolejny neon, który miga mi nad głową". Dodał również, że zawód aktora jest nieprzewidywalny i sam nie wie, czy za pół roku telefon z nowymi propozycjami będzie dzwonił.
Olga Bołądź o serialu "Matka". "Dla takich ról warto uprawiać ten zawód"