Reklama

Agnieszka Żulewska: Zaczęłam się obserwować

Muszę się jeszcze strasznie wielu rzeczy nauczyć - twierdzi Agnieszka Żulewska, odtwórczymi roli Leny w filmie "Chemia" Bartosza Prokopowicza.

Muszę się jeszcze strasznie wielu rzeczy nauczyć - twierdzi Agnieszka Żulewska, odtwórczymi roli Leny w filmie "Chemia" Bartosza Prokopowicza.
Ostatnio strasznie dużo myślę się o sobie i to mnie straszliwie męczy - wyznaje Agnieszka Żulewska /Podlewski /AKPA

Rola Leny, bohaterki filmu "Chemia" Bartosza Prokopowicza, inspirowanego losami jego zmarłej na raka żony Magdaleny, to pani pierwsza duża rola. Jak się przygotowuje do grania postaci, która w zasadzie tworzy cały film? Był duży stres?

Agnieszka Żulewska: - Stres oczywiście był, bo to było moje pierwsze tak duże doświadczenie. Ale chyba nie myślałam, że to głównie ja muszę w nim coś unieść. Bartek porozkładał nam - mnie i Tomkowi (Schuchardtowi - przyp. red.) - siły ciężkości na dwie strony. Razem więc płynęliśmy i nikt chyba nie myślał w ten sposób, że ma coś ważniejszego do zrobienia.

Reklama

Aktorzy czasem, by przygotować się do roli, podpatrują innych. Obserwowała pani ludzi zmagających się z rakiem, rozmawiała z nimi, by lepiej wejść w rolę?

- Nie i miałabym do siebie ogromny żal, gdybym tak zrobiła. Nigdy w życiu nie postąpiłabym tak, by się przyglądać, podglądać, rozmawiać i wykorzystywać na swój własny, aktorski użytek czyjąś chorobę. Traktować kogoś w związku z tym instrumentalnie - tylko dlatego, że jakaś aktoreczka ma coś zagrać. Wszystko, co wiedzieliśmy w tym temacie, to było to, co podawał nam Bartek. Co pokazywał, jeśli chodzi o ich domowe nagrania i to, jak nas prowadził. To były jego delikatne sugestie. A że ma ogromną wiedzę na ten temat, to była to baza.

Żona Bartka - Magda, założycielka fundacji Rak'n'Roll , była kimś, kto pozwolił pani stworzyć postać Leny?

- Też nie. Oglądaliśmy zdjęcia czy nagrania z ich życia, ale Magda nie była nigdy punktem wyjścia. Od razu wiedzieliśmy, że Lena musi być zbudowana od początku do końca przeze mnie i Bartka, ale nie na wzór Magdy.

Reżyser mówił, że zanim zjawiłaś się na castingu myślał o kimś innym, kto mógłby zagrać Lenę. Ale kiedy się zjawiłaś, jego typ legł w gruzach. Czułaś duże zaufanie z jego strony?

- Ogromne. Przede wszystkim jednak chyba od razu strasznie się polubiliśmy. Od razu była między nami chemia, wiedziałam, że się na pewno dogadamy.

Zdajesz sobie sprawę z tego, że przez wzgląd na podejmowany temat "Chemia" to film, na który wielu ludzi będzie się bało pójść do kina?

- Tak, dlatego przełamujemy cały czas takie ewentualne obawy tym, co o filmie mówimy. Powtarzamy, że to przede wszystkim historia o miłości. I tak faktycznie jest, bo to nie jest historia o raku. Moi rodzice byli w kinie kilka dni temu i kiedy wyszli uznali, że to w zasadzie nie jest film o chorobie. Trzeba się po prostu przełamać i pójść.

Co młodej aktorce marzy się po takiej roli? Co chciałaby pani zagrać?

- Planów w ogóle nie mam. Wiem, że muszę się jeszcze strasznie wielu rzeczy nauczyć. Przede wszystkim muszę się jakoś teatralnie ogarnąć, bo jest to pole, na którym jeszcze ciągle niewiele umiem i na którym najwięcej się chyba uczymy jako aktorzy. Ale ostatnio zdałam sobie sprawę na przykład z tego, że tak naprawdę chciałabym być uczestnikiem zawsze takich rzeczy, które są jasne z gruntu. Projektów, które dają ludziom coś, co w dzisiejszym świecie można byłoby nazwać jasnością, czymś, co jest dobre. Oczywiście nie ma tego, co dobre, bez tego, co jest ciemniejsze. Ale chciałabym uczestniczyć w czymś, co napędza dobrą nowinę, niezależnie od tego, jak to rozumiemy. Chyba nie chcę uczestniczyć w takich rzeczach, które wysysają energię.

"Chemia" tę energię może wysysać.

- Oczywiście. Dlatego mówię, że ostatnio na to wpadłam. Ale "Chemia" dzięki Bartkowi też ma w sobie strasznie dużo jasności.

Rozdzwoniły się po premierze tego filmu telefony z propozycjami kolejnych ról czy z propozycjami udziału w programach telewizyjnych?

- Całe szczęście nie, ale chyba natychmiast te dotyczące programów telewizyjnych zostałyby przeze mnie zgaszone. Nie wyobrażam sobie funkcjonowania w czymś takim, na przykład opowiadania o tym, jak zagrałam kobietę chorą na raka w telewizji śniadaniowej.

Urodziłaś się w niewielkim miasteczku na Opolszczyźnie, sporą część życia mieszkałaś w niewielkiej miejscowości pod Opolem. Skąd ci przyszło do głowy aktorstwo?

- Skończyłam "plastyczniak" w Opolu i miałam iść tak naprawdę na Akademię Sztuk Pięknych. Ale gdzieś w ostatniej klasie tato przeciągnął mnie w stronę aktorstwa - zapisał do Miejskiego Domu Kultury do kółka teatralnego. Tam poznałam świetnych ludzi, okazało się że jest to świat, który mnie bardzo interesuje, że są jakieś przygody. Zassało mnie natychmiast i nie było wyjścia - musiałam zdawać do szkoły aktorskiej. Wybraliśmy Łódź - to była jedyna szkoła, do której zdawałam, no i dostałam się.

Czyli aktorstwo nie było marzeniem z dzieciństwa. A ma pani poczucie, że się realizuje?

- Mam poczucie, że jestem teraz w dobrym miejscu, że to miejsce, w którym powinnam być. Nie mam chyba wielkich marzeń związanych z ogromnymi rolami. Obserwuję natomiast uważnie to, co się teraz dzieje. Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji, że premierę miał duży film, w którym zagrałam. Za chwilę do kin wchodzi też "Demon", w którym gram, czyli zamieszanie będzie podwójne. Sama muszę siebie obserwować w tym wszystkim, patrzeć jak to będzie.

Po co?

- Bo to pierwsza taka sytuacja i nie wiem, jak się w niej zachowam.

Czy nie uderzy pani woda sodowa do głowy?

- Chyba nie o to chodzi. Najgorsze jest to, że w takich sytuacjach strasznie dużo myśli się o sobie i to mnie straszliwie męczy. W związku z wywiadami, uczestniczeniem w premierach, tym, że cały czas ktoś o tym pisze, zaczęłam się obserwować. To jest potwornie męczące i frustrujące. Zastanawiam się, gdzie to wszystko zmierza i w którym momencie zatrzymam się, żeby to odrzucić i znowu skupić się na czymś zdecydowanie ciekawszym.

Rozmawiała Katarzyna Kownacka (PAP Life).

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: Agnieszka Żulewska | Chemia (film)
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy