"365 dni: Ten dzień": Zagraniczne media miażdżą film
Choć premiera nowego filmu na podstawie powieści Blanki Lipińskiej miała miejsce zaledwie kilka dni temu, w sieci pojawiło się już sporo recenzji, nawet tych zagranicznych. Film wzbudził ogromne emocje wśród brytyjskich dziennikarzy. Większość z nich nie zostawiła na produkcji suchej nitki.
Laura (Sieklucka) i Massimo (Morrone) znów są razem, gorętsi niż kiedykolwiek. Niestety, sprawy komplikują rodzinne więzi Massimo i tajemniczy mężczyzna, który pojawia się w życiu Laury, pragnąc zdobyć jej serce i zaufanie... za wszelką cenę - tak brzmi fabularna zarys filmu "365 dni: Ten dzień".
Na ekran powrócili ulubieńcy - najlepsza przyjaciółka i powierniczka Laury, Olga (Magdalena Lamparska) oraz zaufany pomocnik, Don Massima Domenico (Otar Saralidze) - a wraz z nimi nowa postać, zabójczo przystojny i tajemniczy Nacho (Simone Sussina), na widok którego serca wielu fanek produkcji z pewnością zabiły mocniej. Oczywiście nie zabrakło także zapierających dech w piersiach włoskich krajobrazów, olśniewających kreacji i eleganckich sportowych samochodów.
I choć brzmi to zachęcająco, okazuje się, że według recenzentów zarówno polskich, jak i zagranicznych jest zwykłą wydmuszką...
Swój tekst o nowym filmie na podstawie bestsellerowej powieści Blanki Lipińskiej w "Variety" zamieściła Jessica Kiang. Dziennikarka nazwała film "gorącą ściemą" i bez litości zmiażdżyła jego fabułę.
Kiang wyśmiała rozwiązania fabularne, nazywając je godnymi "opery mydlanej". Napisała również, że film przypomina telenowelę, "która była emitowana na tyle długo, by uciec się do pomysłu fabularnego, który spowoduje u widza przewracanie oczami".
Jak zauważa Kiang, filmy z serii "365 dni" nie są nawet o seksie — są o rzeczach. Najważniejsze są garnitury, okulary przeciwsłoneczne, wille, wysokie obcasy i drogie samochody. "Beznadziejne wątki gwałtu i romansu mogą trwać te 365 dni, ale rzeczy? Rzeczy są wieczne" - dodała z przekąsem.
W podobnym tonie na temat filmu wypowiedziała się się Kate Erbland w tekście dla "Indewire". Dziennikarka skrytykowała produkcję za "sceny seksu rodem z 'Drużyny Ameryki', drewniane aktorstwo i fabułę cieniutką niczym kartka papieru". Recenzentka nazwała drugą część cyklu "dwugodzinnym romansem, który nie tylko przekracza granice dobrego smaku, ale po prostu je rozjeżdża, by stworzyć jeszcze bardziej problematyczny film, który jest na przemian zabawny i nudny".
Zobacz również:
Dwayne Johnson: Największe muskuły Hollywood?
Sławni, bogaci i seksowni. Mają wszystko, oprócz wysokiego wzrostu. Oto najniżsi aktorzy!