14. Festiwal Krytyków Sztuki Filmowej Kamera Akcja: Święto kina w Łodzi [relacja]
W dniach od 12 do 15 października 2023 roku w Łodzi odbył się 14. Festiwal Krytyków Sztuki Filmowej Kamera Akcja. W programie jak co roku znalazły się premiery wyczekiwanych filmów, a także dyskusje o pracy w branży filmowej, spotkania z twórcami i konkursy dla młodych krytyków. Na cztery dni Łódź zmieniła się w filmową stolicę Polski.
Kamera Akcja, która rozpoczęła się w maju 2010 roku z inicjatywy studentów łódzkiego filmoznawstwa, szybko stała się jednym z ważniejszych i najbardziej lubianych wydarzeń na festiwalowej mapie Polski. Wszystko za sprawą programu, przepełnionego wyczekiwanymi premierami i ciekawymi dyskusjami.
"Kino to medium otwierające naszą wyobraźnię, które powoduje, że możemy wyjść z własnej bańki i spojrzeć na różne sprawy z innej perspektywy" - mówili podczas gali otwarcia Malwina Czajka i Przemysław Glajzner, dyrektorzy festiwalu. Kamera Akcja od początku kładła nacisk na dyskusję i interakcję. Właśnie ta zachęta do otwartości stanowiła o wyjątkowej atmosferze festiwalu, będącego doskonałą okazją do spotkania przedstawicieli dziennikarstwa filmowego.
W harmonogramie imprezy znalazły się najgłośniejsze polskie premiery ostatnich miesięcy, czyli "Zielona granica" Agnieszki Holland i "Chłopi" DK i Hugh Welchmanów. Ostatniego dnia zaprezentowano natomiast "Błaznów" Gabrieli Muskały. Dla popularnej aktorki był to debiut reżyserski i drugi scenariusz po świetnie przyjętej "Fudze". Dla odtwórców głównych ról — dyplom aktorski.
Kamera Akcja od lat zamieszcza w swoim programie filmy zaliczeniowe studentów wydziału aktorskiego. Realizacja takiego dzieła wiąże się z dodatkowymi trudnościami. Ma ono przecież nie tylko zaprezentować widzom wciągającą historię i oczarować stroną wizualną — jak oczekujemy od "zwykłego" filmu — ale także zaprezentować jego gwiazdy, często dopiero debiutujące w świecie filmu. Potknęła się o to między innymi Jagoda Szelc w "Monumencie" z 2018 roku — filmie bardzo ciekawym, ale zupełnie niesprawdzającym się jako dyplom aktorski. Odtwórcy głównych ról zostali tam zbici w jedną masę i trudno było ich od siebie odróżnić.
Lepiej poradziła sobie z tym Kalina Alabrudzińśka w swoim "Nic nie ginie". Ten film nie był tak wysmakowany wizualnie jak "Monument", za to dzięki nowelowej narracji (świetne wykorzystanie motywu grupy wsparcia) bardzo dobrze prezentował każdego z młodych aktorów, których łatwo było później rozpoznać w kolejnych produkcjach. Inna sprawa, że — jak okazało się z czasem — niekiedy wpisał ich w określony typ postaci. To spotkało m.in. Jana Hrynkiewicza, który po "Nic nie ginie" przez kilka lat był naczelnym brunatnym chłopcem polskiego kina. Zmienił to dopiero "Słoń" Kamila Krawczyckiego.
W "Błaznach" Muskałą nie idzie na łatwiznę i akcję filmu skupia na... studentach aktorstwa łódzkiej PWSFTViT. Historia o przygotowaniach do występu pod okiem uznanego reżysera jest dla niej pretekstem do pochylenia się nad problemem przemocy w filmówkach, o których dowiedzieliśmy się w 2022 roku, przede wszystkim za sprawą przejmującego wpisu Anny Paligi. Kilka sytuacji opisanych przez dawną studentkę aktorstwa znalazła się zresztą w "Błaznach". Muskała przedstawia, jak przemoc przenika ze szkoły do życia prywatnego bohaterów.
W pewnym momencie następuje dramatyczna przewrotka fabularna, która może wydawać się przekroczeniem granicy prawdopodobieństwa i niepotrzebnym dokręcaniem śruby. Debiutująca reżyserka świetnie ogrywa jednak tę sytuację, wpisując ją w ramy scenicznego przedstawienia. Dzięki temu wprowadza niepewność co do zaprezentowanych wydarzeń, a przy okazji pozwala aktorom pokazać pełnię ich możliwości. Trochę szkoda, że tak dużo czasu otrzymał Sebastian Dela — nie dlatego, że to zły aktor, wręcz przeciwnie. Tyle że jego już znamy — między innymi z "Bratów" i "#BringBackAlice". Na szczęście nie przyćmiewa on swoich koleżanek i kolegów, przede wszystkim Jana Łucia, Justyny Litwic i Magdaleny Dwurzyńskiej.
Muskała czasem chce wrzucić za dużo grzybów do tego barszczu, innym razem dodaje materiał w sumie niepotrzebny, ale pozwalający się zaprezentować aktorom spoza głównej obsady — jak wątek Szymona Kukli, komediowy i niepasujący do przedstawionej historii. Nie zmienia to jednak faktu, że jako debiutująca reżyserska wychodzi zwycięsko z trudnego zadania realizacji aktorskiego dyplomu. Wydaje się, że z dotychczasowych twórców poradziła sobie z nim najlepiej, obok Alabrudzińśkiej.
W programie Kamery Akcji znalazły się między innymi hity z tegorocznego Cannes, np. nagrodzony za scenariusz "Monster" Hirokazu Kore-edy oraz "Bulion i inne namiętności", wyróżniony za reżyserię Trầna Anh Hùnga i reprezentujący Francję w wyścigu po Oscary. Pierwszy jak zawsze zachwyca empatią wobec swoich bohaterów. I szkoda, że tym razem Kore-eda zaczął eksperymentować z narracją i bawić się w zagadkę kryminalną. Niepotrzebnie, ponieważ tylko odwraca to uwagę od uczuciowości filmu, która zawsze była największą zaletą jego twórczości.
Z kolei "Bulion i inne namiętności" przyprawił o burczenie w brzuchu kolejne rzesze kinomanów. To film, na który najlepiej iść z pełnym żołądkiem i co chwilę coś podjadać. Gotowanie, pieczenie, smażenie i dekorowanie kolejnych dań nie jest w tu tylko wizualnym zabawiaczem. To sens filmu, fetysz reżysera (lepszego food-porn już nie będzie) oraz, przede wszystkim, język, w jakim bohaterowie wyrażają swe uczucia. Jasne, regularnie spędzają razem noce. Igraszki po zmierzchu są jednak niczym przy namiętności, jaka towarzyszy im podczas wspólnego gotowania. Może nie jest to najbardziej wzruszający film tego roku, ale na pewno wizualnie najpiękniejszy.
Z festiwalu w Berlinie do Łodzi przyjechało między innymi "20 000 gatunków pszczół", który swego czasu podbił serca organizatorów Kamery Akcji. Film Estibaliz Urresola Solaguren opowiada o ośmioletniej Lucii (nagrodzona Srebrnym Niedźwiedziem Sofia Otero), która wraz z rodziną spędza wakacje na wsi. Dziewczynka przyszła na świat jako chłopiec, jednak nie czuje się nim. Mimo to część rodziny zwraca się do niej imieniem Aitor i nie potrafi jej do końca zaakceptować.
Reżyserka spokojnie przygląda się perypetiom Lucii i jej najbliższych. Jej perspektywa przypomina nieco tę, którą w zeszłym roku obrała Carla Simón w nagrodzonym Złotym Niedźwiedziem "Alcarras". Świat obserwujemy z perspektywy dziewczynki, która pewnych rzeczy jest pewna, ale innych nie potrafi do końca zrozumieć. Niespieszna narracja i scenki z życia oraz błahe dramaty składają się na empatyczny portret ośmiolatki, która wie, że nie czuje się dobrze w swoim ciele. To nie jest historia o dziecku, które "dziś jest Frankiem, jutro Zosią". Chyba tym używającym podobnych porównań "20 000 gatunków pszczół" należy polecić w pierwszej kolejności.
Kamera Akcja to nie tylko filmy. Festiwal od lat stoi dyskusjami, podczas których zaproszeni goście dzielą się swoimi doświadczeniami. W panelu poświęconemu pracy krytyka filmowego i reżysera filmowego wzięli udział Dawid Nickel ("Ostatni komers") i Natasza Parzymies ("Moje stare") oraz Igor Kierkosz i Joanna Najbor, laureaci Konkursu im. Krzysztofa Mętraka. Tematem były warunki pracy, kwestie finansowe, a także rywalizacja pokoleniowa w obu branżach.
W pewnym momencie Najbor stwierdziła, że w zawód krytyka, szczególnie podczas jego pierwszych etapów, jest wpisane swego rodzaju wykorzystywanie. "Jak jesteś młody, najbardziej zależy ci na budowaniu swojego portfolio, dlatego zgodzisz się na napisanie tekstu za darmo, byleby móc sobie wpisać to w CV" - mówiła. Parzymies dodała, że podobnie jest w środowisku filmowym. Przez młodzieńczy entuzjazm lub chęć zdobycia doświadczenia młodzi ludzie często godzą się na pracę za zaniżone wynagrodzenie lub wręcz za darmo.
Kolejnym wydarzeniem, które cieszyło się dużą popularnością wśród gości festiwalu, było spotkanie z twórcami "Zielonej granicy". Byli na nim obecni scenarzysta Maciej Pisuk, producent Marcin Wierzchosławski oraz — tylko online — reżyserka Agnieszka Holland.
Prowadzący Miłosz Stelmach, redaktor naczelny czasopisma "Ekrany", zaznaczył na początku, że film wywołał ogromną reakcję ze strony pewnych środowisk politycznych. Dlatego podczas dyskusji chciałby się jak najbardziej odciąć od tego wątku. Nie do końca się to udało, ale twórcy zdradzili przed widownią wiele ciekawostek z planu i nie tylko. Wśród poruszanych tematów znalazła się praca z dziecięcymi aktorami, research i pisanie scenariusza filmu, a także obrazowanie białoruskich strażników granicznych. Dowiedzieliśmy się także, że przez moment rozważano wystawienie "Zielonej granicy" jako czeskiego kandydata do Oscara.
Żałuję, że Kamera Akcja trwa tylko cztery dni. Program jest tak napięty, że spokojnie mógł zostać rozłożony na tydzień intensywnych wrażeń. Żałuję też, że w kalendarzu polskich festiwali FKA znajduje się na jego finiszu, gdy po maratonach na Nowych Horyzontach i pracy w Gdyni nie ma się już tylu sił, by doświadczyć jak największej ilości atrakcji.
Narzekam, ale nie z powodu zgrzytów. To bardziej marudzenie rozkapryszonego dziecka, które dostało dużo, ale chce jeszcze więcej. Wszystko to z tego prostego powodu, że bardzo lubię ten festiwal. Za formułę, która wyróżnia się na tle innych filmowych wydarzeń. Za pole do dyskusji i spotkań. A także za atmosferę — otwartą, radosną, zapraszającą do sal kinowych w jesienne popołudnia, wśród powoli opadających, pożółkłych liści. Ledwo wróciłem z Łodzi, a już odliczam dni, gdy odwiedzę ją następnym razem.