Podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Bella Tofifest w Toruniu Konrad Eleryk w wywiadzie dla Interii opowiedział o swoim podejściu do aktorstwa, przygotowaniach do ról oraz pracy nad różnorodnymi projektami. W ostatnim czasie mogliśmy go zobaczyć m.in. w filmach "Kulej. Dwie strony medalu" oraz "Przepiękne!". Aktor powrócił wspomnieniami do czasów pracy na planie tych produkcji.
Konrad Eleryk jest absolwentem Wydziału Aktorskiego PWSFTviT w Łodzi. Zanim zdecydował się na aktorstwo, trenował tajski boks, jednak kontuzja przerwała jego sportowe plany. W 2013 roku pojawił się epizodycznie w serialu "Prawo Agaty". Szerszej publiczności dał się poznać dzięki roli Jacka w serialu "Przyjaciółki". Od tego czasu zagrał w wielu produkcjach telewizyjnych i filmowych, m.in. "Furioza", "Klangor", "Rojst. Millenium", "Udar" czy "Idź przodem, bracie".
W zeszłym roku premierę miał film "Kulej. Dwie strony medalu" Xawerego Żuławskiego z jego udziałem. Z kolei kilka miesięcy temu pojawił się w "Przepiękne!" w reżyserii Katarzyny Priwieziencew. Podczas MFF BellaTOFIFEST w Toruniu porozmawialiśmy z Konradem Elerykiem o tych rolach.
Justyna Miś, Interia: Na MFF BellaTOFIFEST są pokazywane dwa filmy z twoim udziałem: "Kulej. Dwie strony medalu" i "Przepiękne!". Zacznijmy od "Kuleja". Jak ludzie odbierają ten film?
Konrad Eleryk: - Wszystko jest bardzo subiektywne – jednym się podoba, innym mniej. Dla tych, którzy interesują się sportem, to zawsze coś fajnego. W końcu to opowieść o dwukrotnym złotym medaliście olimpijskim. Ale ja też nie jestem osobą, która chodzi i pyta: "Podobał ci się film?". Nie zbieram tych opinii, więc ciężko mi jednoznacznie powiedzieć. Moi koledzy, którzy byli, mówili, że im się podobało, ale też ich o to nie wypytywałem. Zdaję sobie sprawę, że każdy ma inny gust i wszystko jest subiektywne.
Zaglądając za kulisy "Kuleja" – jak rozpoczęła się twoja przygoda z tym filmem?
- Dość późno zostałem zaproszony na zdjęcia próbne. Wcześniej w ogóle nie wiedziałem, że taki film powstaje. Kiedy dostałem zaproszenie, do rozpoczęcia zdjęć zostało już niewiele czasu. Pamiętam, że przyjechałem do Watchout Studio, gdzie był już Bartosz Gelner. On był wybrany znacznie wcześniej. Pamiętam, jak z nim rozmawiałem, oglądał już różne materiały, był przygotowany. Zagraliśmy jedną scenę na balkonie, która ostatecznie znalazła się w filmie. Wiem, że spodobało się to reżyserom i zaproszono mnie do projektu. Musiałem więc szybko sobie wszystko w głowie poukładać, zbudować postać. Sam szukałem materiałów, gdzie występowała gwara warszawska – w filmach, książkach, powiedzonkach. Zebrałem tego naprawdę sporo. Później, gdy Xawery Żuławski, który był otwarty na improwizację, dawał przestrzeń do dodawania czegoś od siebie, to mogłem tworzyć własne zdania z tych warszawskich zwrotów. To było bardzo inspirujące.
Czy ta gwara została z tobą na co dzień?
- Często ludzie proszą mnie, żebym coś powiedział "jak Aluś" (śmiech). Ja to bardzo lubię. Jestem z Warszawy z dziada pradziada, więc te klimaty są mi bliskie. Od taty słyszałem wiele historii o moim dziadku, którego sam już nie pamiętam. Świetnie się bawiłem przy tym projekcie. Lubię klimat starej Warszawy, to jak ludzie się ubierali, jak rozmawiali. To bardzo mi bliskie.
Jakim reżyserem jest Xawery Żuławski? Jak ci się z nim współpracowało?
- Dobrze. To już nasza druga współpraca. Xawery ma duży luz, można z nim pożartować. Ciężko mi powiedzieć cokolwiek złego. Fajne jest to, że jest otwarty. Nie trzyma się kurczowo scenariusza, nie wymaga odtwarzania tekstu słowo w słowo. Daje przestrzeń do improwizacji. Często z takich spontanicznych rzeczy wychodzą świetne, nieoczekiwane sceny.
Przejdźmy teraz do drugiego filmu – "Przepiękne!". To zupełnie inna produkcja, inna rola. Twój bohater przeczy stereotypom znanym z komedii romantycznych i melodramatów. Jak wyglądał proces tworzenia tej postaci?
- O roli dowiedziałem się dużo wcześniej, ale zanim ruszyliśmy ze zdjęciami, minęło sporo czasu. Szukano partnerki ekranowej, więc próbowałem różne sceny z wieloma aktorkami. Jedną konkretną scenę – tę przy samochodzie – znałem już na pamięć. Tyle razy ją grałem, że nie musiałem się uczyć tekstu – sama wchodziła do głowy jak piosenka. W tym czasie pracowałem też nad "Heweliuszem" i miałem przerwę zdjęciową, więc mogłem zagrać w "Przepięknych". To był dla mnie lżejszy klimat niż to, nad czym wtedy pracowaliśmy, taka przyjemna odskocznia. Cieszę się, że mogłem pokazać się z innej strony. Niektórzy obsadzają mnie automatycznie przez pryzmat fizyczności, a tutaj tego nie było. To mi się bardzo podobało, mogłem zaprezentować się inaczej.
Rzeczywiście, ta postać była bardzo ciekawie przedstawiona. Co chciałbyś, żeby widzowie wynieśli z tego filmu po seansie?
- Szczerze mówiąc, nie mam żadnych konkretnych oczekiwań. Każdy z nas ma inną wrażliwość, coś innego go porusza. Jeden widz zobaczy w tym siebie, inny – sytuację, którą sam kiedyś przeżył, ale teraz spojrzy na nią z innej perspektywy. Dla mnie ważne jest to, żeby coś w widzu "zadziałało", żeby coś mu zostało w głowie, żeby może dzięki temu spojrzał na coś inaczej. Może zrozumiał, że mógł zachować się inaczej, że pewna sytuacja wyglądała zupełnie inaczej niż mu się wydawało. Albo po prostu – żeby wywołało emocje. Czasem ktoś ma taki, a nie inny nastrój i mówi sobie po seansie: "Tego dziś potrzebowałem". To dla mnie najważniejsze. Nie robię filmów z myślą, że widz ma wyjść z konkretnym przesłaniem. Lepiej, jeśli każdy wyniesie z tego coś swojego.
A jako widz – czy też tak podchodzisz do filmów? Muszą cię poruszyć, żeby ci się podobały?
- Nie, nie zawsze. Czasem film po prostu ma być rozrywką i to też jest okej. Na przykład "F1", nie myślałem o nim przez trzy dni po seansie, ale był świetną rozrywką i spełnił swoją funkcję. Ale rzeczywiście filmy, które zostają w głowie, do których się wraca, które wywołują emocje – zapadają mi w pamięć. Niektóre sceny, niektórzy aktorzy, jak tylko słyszę ich nazwisko, od razu mam przed oczami konkretne obrazy. To dla mnie ważne, ale też rozumiem, że wszystko ma swoją funkcję i jestem na to otwarty.
Wspomniałeś o "Heweliuszu". Bardzo czekam na ten serial. Czy możesz zdradzić, nad czym jeszcze teraz pracujesz?
- Coś się dzieje, coś się kręci, będzie ogłaszane. Niedługo zaczynamy przygotowania. W tym roku pojawił się drugi sezon "Pati", będzie druga "Furioza", no i "Heweliusz". Są też inne projekty, o których rozmawiamy, planujemy... Ale jeszcze nie na tyle, żeby coś konkretnie zapowiadać.
Czytaj więcej: Jest przyszłością polskiego kina. "Zawsze chciałem zagrać romantyka szachistę"