Waldemar Obłoza: Małżeństwo bez obrączki
Nie wszystko układało mu się w życiu. Ale... Ożenił się drugi raz i jest naprawdę szczęśliwy. Smakuje życie na nowo i ma apetyt na więcej.
Od ponad dziesięciu lat obecny jest na szklanym ekranie. Otrzymując rolę Romana w serialu "Na Wspólnej", nie sądził jednak, że jego postać będzie aż tak ważna. A jednak! Dziś większość osób kojarzy Waldemara Obłozę (53 l.) głównie z tą rolą. Natomiast w życiu prywatnym jest przede wszystkim dumnym i szczęśliwym ojcem, a od niedawna również mężem...
Ludzie cały czas pana obserwują. Można się do tego przyzwyczaić?
Waldemar Obłoza: - Na początku nie miałem właściwego stosunku do popularności. Ale z biegiem lat wiele się zmieniło w moim postępowaniu. W tej chwili traktuję rozpoznawalność jako rzecz, która mnie wyróżnia. Jeden ma na nosie dużego pryszcza, a ja mam swoją popularność.
Od ponad 10 lat oglądamy pana w serialu "Na Wspólnej". Nie znudziło się to panu?
- Wiadomo, że grając przez tyle lat w jednym serialu, zostałem do niego przypisany. Stałem się jego twarzą...
I reaguje pan, gdy wołają za panem Roman?
- Raczej miłym zaskoczeniem jest to, gdy ktoś powie do mnie: Waldemar.
Najważniejsze, że pańska żona się nie myli.
- Moja żona to temat rzeka, więc porusza go pani na własną odpowiedzialność. To wspaniała, bardzo szlachetna kobieta. Doskonale się rozumiemy. Po prostu spotkał się mężczyzna z przeszłością z kobietą po przejściach.
I od razu wiedział pan, że to ta jedyna?
- Nie zakochałem się nagle. Najzabawniejsze w naszej historii jest to, że znamy się od 26 lat, jednak przez lat 20 nie widzieliśmy się. Później spotkaliśmy się ponownie i od tamtej pory jesteśmy razem. Tak naprawdę już na trzeci dzień po powtórnym spotkaniu wiedzieliśmy, że zostaniemy małżeństwem.
I tak też się stało?
- Poszło błyskawicznie. Zaufaliśmy sobie nadzwyczaj szybko. I teraz jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Najszczęśliwszym. Żyjemy sobie spokojnie, z wzajemnym szacunkiem do siebie.
To po co był państwu ślub?
- Mam 53 lata, a moja żona jest ode mnie o 9 lat młodsza. Jesteśmy więc dojrzałą parą, która wie, czego chce. Nie pobraliśmy się dla żartów, ale po to, żeby być razem, z miłości.
W takim razie dlaczego zdecydowali się państwo na sekretną ceremonię?
- Marzyliśmy o tym, aby było to wyłącznie nasze święto. Właśnie dlatego pobraliśmy się w absolutnej tajemnicy i w ciszy. Nie traktuję małżeństwa jak czystej formalności. Dla mnie to coś znacznie ważniejszego. Ożeniłem się, bo świadomie wybrałem kobietę, z którą chcę spędzić resztę swojego życia.
To dlaczego nie nosi pan obrączki?
- Co za drobiazgowość! Gdyby nie ta miłość, to... Był taki czas, kiedy przez sześć lat byłem sam. Tylko kot i ja. Dzisiaj wiem, że i taki czas był mi potrzebny. Jednak... gdy w moim życiu pojawiła się Dorota, wszystko się zmieniło diametralnie. Odmieniła mnie kompletnie.
I niby jak się pan zmienił? O czym konkretnie mówimy?
- To ona sprawiła, że nareszcie uspokoiłem się i złapałem trochę dystansu do życia, a także do swojej osoby. Dzięki niej zacząłem też dostrzegać znacznie więcej rzeczy.
Życie we dwójkę po prostu lepiej smakuje?
- Żeby pani wiedziała! Gdy tylko przychodzi wiosna, moja żona prowadzi mnie do okna i podziwiamy rozwijające się pąki kasztana. Nawet głaskanie kota z ukochaną osobą daje zupełnie inne doznania.
Cieszę się, że w tym pańskim nowym życiu znalazło się również miejsce dla czworonożnego przyjaciela.
- Oczywiście! Cały czas jest z nami. A mówiłem pani, że to ona wybrała mi żonę? To właśnie u Doroty w mieszkaniu moja kotka poczuła się najlepiej. Położyła się na poduszce, przyklepała i tym samym potwierdziła, że to jej dom. Śmieję się, że nie miałem innego wyjścia.
Wygląda na to, że nie! W końcu żona zmieniła dla pana całe swoje życie.
- To prawda. Mieszkała we Wrocławiu i zajmowała się działalnością pedagogiczną. A ja ją sprowadziłem do stolicy. Na początku było jej naprawdę ciężko. Wrocław jest przecież takim pięknym miastem. Ale zaaklimatyzowała się w Warszawie bardzo szybko. Mamy siebie, wspólnych przyjaciół i przede wszystkim naszego ukochanego kotka.
Panie Waldemarze niektórzy uważają, że jest pan kobieciarzem. Co pan na to?
- Trochę ich rozczaruję. Jestem monogamistą i to takim "do zwymiotowania". Tylko będąc wiernym jednej kobiecie czuję się bezpiecznie. Może to wina mojego rocznika, ale wychodzę z założenia, że fizyczność w związku jest drugorzędną sprawą. Najważniejsza jest sfera duchowa. Ona pozwala nam żyć bez niepotrzebnych lęków i szamotaniny.
Polowania, męskie przyjaźnie, piękne kobiety - wielu mężczyzn marzy o takim życiu. A pan o czym marzy?
- O wygranej w totka. Poza tym - o spokojnym rozwoju mojej sfery duchowej. Pragnę także w dalszym ciągu rozwijać się jako aktor, bo nigdy nie chcę spocząć na laurach.
Alicja Dopierała
Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!
Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!