Reklama

Tomasz Sianecki i "Szkło kontaktowe": Może będą nowi goście

- Mam wrażenie, że niektórzy nasi widzowie im bardziej nie lubią pewnych osób, tym chętniej je oglądają, żeby z satysfakcją wytykać im błędy. Kochają ich nienawidzić – uśmiecha się dziennikarz Tomasz Sianecki, który jest jednym z gospodarzy programu "Szkło kontaktowe" w TVN24.

- Mam wrażenie, że niektórzy nasi widzowie im bardziej nie lubią pewnych osób, tym chętniej je oglądają, żeby z satysfakcją wytykać im błędy. Kochają ich nienawidzić – uśmiecha się dziennikarz Tomasz Sianecki, który jest jednym z gospodarzy programu "Szkło kontaktowe" w TVN24.
Tomasz Sianecki związany jest ze "Szkłem kontaktowym" od 14 lat /Krzysztof Dubiel /TVN

- Jedyna rzecz, do której nie mogę się przyzwyczaić i której nie toleruję, to agresja. Wtedy błyskawicznie kończę rozmowę - mówi dziennikarz.

To już 14 lat od debiutu "Szkła kontaktowego". Jak dziś wspomina pan początki tej pracy?

- Byłem wtedy przerażony porą emisji tego programu! Są dwa rodzaje ludzi - skowronki i sowy. Ja zdecydowanie zaliczam się do tych pierwszych i nie wiedziałem, jak mam prowadzić program o godz. 22.00, kiedy jestem już nieprzytomny. Poza tym cały pomysł naszego szefa Adama Pieczyńskiego bardzo mi się podobał. Z czasem tak się przestawiłem, że pora emisji przestała być przeszkodą.

Reklama

W ubiegłym roku "Szkło kontaktowe" zagościło na deskach Teatru 6.piętro. Miało być na chwilę, ale gracie do dziś.

- To duże przedsięwzięcie, którego z przyjemnością się podjęliśmy. Ale też ze świadomością, że to dość ryzykowne, bo przeformatowaliśmy coś z telewizji na scenę. Na koniec roku nasz eksperyment zrobił się podwójny: to, co przenieśliśmy z telewizji do teatru, w noc sylwestrową przerzuciliśmy z teatru na ekran.

Na scenie pozwalacie sobie na więcej: śpiewacie, tańczycie... Jaki talent pan prezentuje?

- Ja jestem "kamertonem": wyznaczam rytm, żeby scenariusz się realizował i trzymał w czasie. A na scenie można zobaczyć talent Grzegorza Markowskiego jako tancerza i wodzireja. Artur Andrus i Krzysztof Daukszewicz to wiadomo, wyjadacze sceniczni. Tomasz Jachimek i Michał Kempa to mistrzowie stand-upu, a Henryk Sawka oprócz rysowania też śpiewa, i to swoje teksty. Jerzy Iwaszkiewicz i Marek Przybylik to rewelacyjni "tetrycy". Talentów ujawniło się co niemiara!

Czy są tacy politycy, których szczególnie pan lubi, bo dostarczają wielu tematów?

- W ogóle lubię ludzi, więc także i polityków. (śmiech) Są tacy, co do których nie wiem, czy nie robią pewnych rzeczy specjalnie, np. Ryszard Petru - czy to jego kreacja, czy rzeczywiste wpadki językowe? W początkach "Szkła..." byli tacy, którzy specjalnie się "podkładali", bo chcieli się znaleźć w programie. Kiedyś miałem takie podejrzenie co do Borysa Budki, że gdzieś miał nagrane dźwięki zwierząt. Jak udzielał wypowiedzi z domu, to zawsze odzywała się w tle krowa, pies czy owca i przeszkadzała mu. On twierdzi, że to przypadek.

Czy po 14 latach programu planujecie jakieś zmiany?

- Żadnej rewolucji - to nasze hasło. Rozmawiamy jednak o odświeżeniu formuły. Widzowie domagają się więcej komentatorek. Kiedy rozmawiam z panią Katarzyną Kwiatkowską, odruchowo zwracam się do niej "proszę pana". Może więc będą nowi goście, a wśród nich więcej kobiet?

Rozmawiała Anna Janiak

Tele Tydzień
Dowiedz się więcej na temat: Szkło kontaktowe | Tomasz Sianecki | TVN SA
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy