Pierwszy "Rojst", zrealizowany dla nieistniejącej już platformy streamingowej Showmax, okazał się jednym z najciekawszych polskich seriali ostatnich lat. Jego twórcy, Janowi Holoubkowi, udało się nie powielić najczęstszych błędów autorów rodzimych produkcji telewizyjnych. Zrealizowany trzy lata później sequel dla platformy Netflix posiada wszystkie zalety swojego poprzednika, naprawia także kilka jego bolączek. Do arcydzieła jednak wciąż daleka droga.
Trzynaście lat po wydarzeniach z pierwszej serii do nienazwanego miasta gdzieś na południowym zachodzie Polski wraca Piotr Zarzycki (Dawid Ogrodnik). Ma on objąć posadę redaktora naczelnego "Kuriera Wieczornego", w którym stawiał swe pierwsze kroki jako dziennikarz. Tematów do opisania jest wiele. Trwa powódź tysiąclecia, a woda odsłoniła mroczne sekrety, które prześladują wiele osób - między innymi Witolda Wanycza (Andrzej Seweryn), dawnego mentora Zarzyckiego. Jednocześnie w owianym złą sławą lesie zostają znalezione zwłoki dwunastoletniego chłopca. Okoliczności jego śmierci bada dwójka policjantów - delegowana z Warszawy Anna Jass (Magdalena Różczka) i miejscowy Adam Mika (Łukasz Simlat).
Niezmiennie bezbłędna i robiąca ogromne wrażenie pozostała strona realizacyjna. Scenografia, charakteryzacja, fryzury, kostiumy - wszystko to przenosi widzów do 1997 roku i ani razu w tym powrocie do końcówki poprzedniego wieku nie zdarza się fałszywa nuta. Szczególnie cieszą znane przeboje w warstwie dźwiękowej oraz fragmenty najpopularniejszych wtedy programów telewizyjnych (uprzedzając pytania - tak, jest "Familiada", załapał się nawet żart prowadzącego).
Atmosfera epoki została uchwycona także w tonacji serialu. Na drodze bohaterów staje wszechobecne kolesiostwo, braki finansowe, przestarzały sprzęt oraz poczucie defetyzmu i rozczarowania transformacją. Na szczęście Holoubek nie dokręca ciągle śruby, zsyłając na protagonistów kolejne nieszczęścia i mnożąc tragedie. Ów brak umiaru w nieszczęściach jest obecny w wielu współczesnych serialach, których twórcy dociskają okropieństwa i poczucie beznadziei do granic absurdu - do tego stopnia, że trudno odbierać je poważnie (ostatnio m.in. "Klangor"). W "Rojście’97" (podobnie jak jego poprzedniku) takiego problemu na szczęście nie ma.
Nie można mieć także zarzutów do większości obsady. Na drugim i trzecim planie królują znane twarze i każdy wyciska z nawet najmniejszej roli, ile tylko się da - w szczególności Piotr Trojan jako nieskalany myślą Darek oraz Piotr Fronczewski, powracający w epizodzie kierownika hotelowego "piekiełka". Egzamin zdają także Różczka i Simlat jako cudownie niedobrany duet. Bardzo dobrze przedstawiona jest trudna i niejednoznaczna droga ich relacji. Na Różczkę czyhało wiele pułapek, przez które Jass mogła stać się kolejną jednowymiarową twardzielką. Na szczęście aktorka nie wpada w żadną z nich i sprzedaje nawet mniej wiarygodne aspekty swej postaci. Równie dobry jest Simlat jako stary gliniarz, który wydaje się nie mieć żadnych złudzeń co do swojej pracy, a jego jedynym marzeniem wydaje się dotrwać do emerytury i spędzić resztę życia ze swoją żoną Krysią (której, niczym pani Columbo, nigdy nie widzimy na ekranie).
Nieco gorzej wypadają powracające postacie pierwszego planu. Największą ewolucję przechodzi grana przez Zofię Wichłacz Teresa Zarzycka, która w końcu nie czeka na męża całymi dniami zamknięta w domu, tylko ma coś do roboty. Z kolei Dawid Ogrodnik jako Piotr wypada miejscami zbyt przerysowanie. Zostaje jeszcze Andrzej Serweryn - jak zawsze wspaniały, niemniej wątek jego postaci wydaje się dodany nieco na siłę.
Największe problemy rodzą niektóre aspekty scenariuszowe. Dialogi są bardzo dobre, a historia trzyma przez większość czasu odpowiednie tempo i nie rozłazi się, mimo mnożących się wątków (co zdarzyło się w produkcji sprzed trzech lat). Historie bohaterów są także lepiej powiązane ze sobą. Niestety, chociaż twórcy potrafią zaintrygować kolejnymi zagadkami, ich rozwiązanie często pozostawia wiele do życzenia. Rozstrzygniecie jednego z głównych wątków przychodzi w sposób niesamowicie naciągany i niezgodny z wcześniejszym zachowaniem niektórych postaci. Najgorzej, gdy największa tajemnica serialu jest takową chyba tylko i wyłącznie dla bohaterów - widzowie powinni ją rozwikłać w dwie minuty.
Zawód z zakończenia (chociaż nie tak duży, jak trzy lata temu przy pierwszej serii) jest tym większy, że "Rojst ’97" przez większość czasu obiecuje naprawdę wiele. Bezsprzecznie jest to jeden z najlepszych polskich seriali ostatnich lat. Względem pierwszego sezonu wiele aspektów uległo znacznemu polepszeniu. Chociaż historia bohaterów wydaje się domknięta, trudno nie czekać na trzecią serię - może to właśnie ona okaże się arcydziełem.
7/10
"Rojst'97", reżyseria: Jan Holoubek, Polska 2021, dystrybucja: Netflix, premiera: 7 lipca 2021