Ona sobie poradzi
Pracowita, zawsze przygotowana. Tak mówią o niej ludzie z produkcji "Pierwszej miłości". - Nie akceptuję braku zaangażowania w pracę - wyjaśnia Anna Ilczuk.
"Tele Tydzień": W życiu pani bohaterki duże zmiany. Patryk zginął w wypadku samochodowym. Został jego syn, Mirek. Teraz dla Emilki najważniejsza jest jego przyszłość.
Anna Ilczuk: - To prawda. Chłopiec nie ma nikogo oprócz niej. Przed Emilką duże zadanie. Wychowywanie dziecka nie jest łatwe, ale myślę, że sobie poradzi. Jak zawsze zresztą (śmiech).
Tym bardziej że ma obok siebie przychylnych ludzi: ojca i Bartka, który chce się z nią ożenić i adoptować Mirka.
- Bartek jest dobrym i uczciwym człowiekiem. Wiele razy pokazał, że można na niego liczyć. Ale ślub to poważna decyzja i trzeba to przemyśleć. Jak się sprawy potoczą, zobaczymy.
Bartka gra pani kolega z wrocławskiego Teatru Ad Spectatores, Rafał Kwietniewski. Znacie się od wielu lat. Jak się państwu razem pracuje?
- Z Rafałem rzeczywiście znamy się długo. Studiowaliśmy na jednej uczelni. Byliśmy nawet w tej samej grupie. Bardzo się lubimy, ufamy sobie, co przekłada się na jakość pracy. W życiu prywatnym również się przyjaźnimy.
Część zdjęć kręcicie w plenerze. Dobrze się pani czuje w wiejskim domu Emilki?
- Fantastycznie! Zdjęcia kręcimy w gospodarstwie agroturystycznym 80 kilometrów od Wrocławia. Wspaniała przyroda, zwierzęta, nie mówiąc o niezwykle miłych i gościnnych gospodarzach. Panie robią swojskie wędliny i różne smaczne przetwory. Uwielbiam tam bywać, choć ostatnio, niestety niewiele mam takich okazji.
Może więc powinna pani pomyśleć o domku na wsi?
- To raczej niemożliwe. Próby w teatrze odbywają się dwa razy dziennie, potem spektakl. Do domu wracam późnym wieczorem. Ale od czasu do czasu można sobie taki wypad na wieś zrobić.
Kilka miesięcy temu miał premierę film "Z miłości" w reżyserii Anny Jadowskiej, w którym zagrała pani aktorkę filmów porno. Nie miała pani obiekcji przed przyjęciem takiej roli?
- Nie wahałam się nawet chwili. Wprawdzie rola wymagała ode mnie sporo wysiłku, ale było warto. Takiego obrazu jeszcze w polskiej kinematografii nie było. Spotkał się z dobrym odbiorem, więc praca, jaką włożyliśmy w ten projekt, nie poszła na marne.
Z Anną Ilczuk rozmawiała Maria Ostrowska.