Reklama

Maja Ostaszewska: Rybka feministka

Absolutnie nie utożsamia się ze swoją bohaterką z "Przepisu na życie". Ale bardzo lubi ją za to, że jest niezależną kobietą z krwi i kości.

Obawia się, żeby nie znudzić sobą widzów. Dlatego Maja Ostaszewska stara się nie grać podobnych ról jedna po drugiej. Po Beatce z "Przepisu na życie" przyjdzie czas na poważne kreacje filmowe.

Żabcia, Rybka... Pani serialowi rodzice przepadają za zdrobnieniami. Pani również lubi tak nazywać bliskich?

Maja Ostaszewska: - Nie cierpię. Ta postać w ogóle nie ma nic wspólnego ze mną, dlatego tym bardziej cieszę się, że ją gram. Nie przypominam Beaty pod żadnym względem. Może jedynie wątkiem społecznikowskim, który niedawno się pojawił. Moja bohaterka działa na rzecz kobiet. To mi się bardzo podoba.

Reklama

W "Przepisie na życie" Beata zaangażowała się w Ruch na Rzecz Kobiet Uciśnionych. Ma pani duszę feministki?

- Moim zdaniem, ktoś, kto jest inteligentnym człowiekiem, nie może nie być feministą.

Nawet inteligentny mężczyzna jest feministą?

- Uważam, że powinien być. Równouprawnienie jest dla mnie czymś oczywistym, a wiadomo, że w wielu krajach, także w naszym, prawa mężczyzn i kobiet ciągle nie są równe. Żyjemy w społeczeństwie szowinistycznym w patriarchalnym kraju, więc powinno się o nie walczyć. Oczywiście każdy ma inną naturę, nie trzeba od razu być działaczem. Ale wyrażać poglądy, owszem.

Dodaje pani coś od siebie swojej postaci?

- Dodajemy od siebie, zresztą za zgodą scenarzystki. Małe fragmenty improwizujemy. Robimy to z Piotrem Adamczykiem bardzo chętnie. To są naprawdę świetnie napisane role, każda ma bardzo wyraźny charakter. I nie mówię tylko o Beatce i Andrzeju.

W nowej serii do Beaty i Andrzeja wprowadzi się jej ojciec. Zdradzi pani dlaczego?

- Raczej nie, bo to byłoby odebranie niespodzianki, ale mogę powiedzieć, że widzów czekają przekomiczne sceny. Relacje taty (Jerzy Fedorowicz) i Andrzeja - zresztą bardzo zaskakująco zmieniające się - gwarantują świetną zabawę. Lubię w tym serialu to, że śmiejemy się z różnych powiązań rodzinnych, mieszczańskich przyzwyczajeń. Lubię to, że "Przepis..." łamie stereotypy. I bardzo mi się podoba, że Beata jest właściwie antybohaterką, potrafi być wredna, działa jakby na przekór wszelkim wyobrażeniom o pozytywnej postaci. A jednocześnie bywa wspaniała, nie waha się mówić, co myśli, jest niezależna. Wiem, że kobiety lubią ją właśnie za to.

Beata jest spragniona towarzystwa przyjaciółek. A pani ma jakąś pokrewną duszę?

- Mam przyjaciółki i bardzo to sobie cenię. To nie jest duże grono, ale szalenie mi bliskie. Mam też wspaniałe relacje z moim rodzeństwem, nie ma między nami tematów tabu.

Jak pani uważa, dlaczego Beata i Andrzej są najbardziej lubianą parą serialu?

- Wydaje mi się, że widzowie są spragnieni takich bohaterów, z których się mogą pośmiać. Beata i Andrzej to postaci z krwi i kości - potrafią być ciepli i bardzo się kochający, za chwilę rzucają w siebie talerzami i mocnymi słowami. Może wśród tych awantur odnajdujemy zalążek jakichś własnych przeżyć?

Ma pani swój ulubiony serial?

- Szczerze mówiąc, nie mam w ogóle na to czasu. Dużo pracuję w teatrze i na planach, wychowuję dzieci. Poza tym denerwuje mnie czekanie co tydzień na kolejny odcinek i przeszkadzają mi przerwy na reklamy. Więc zdarza się, że kupuję serial wydany na płytach. Cieszy mnie to, że w Polsce jest coraz więcej seriali na naprawdę wysokim poziomie: "Usta. Usta", "Krew z krwi", "Głęboka woda", czy "Czas honoru".

Katarzyna Sobkowicz

Najlepsze programy, najatrakcyjniejsze gwiazdy - arkana telewizji w jednym miejscu!

Nie przegap swoich ulubionych filmów i seriali! Kliknij i sprawdź nasz nowy program telewizyjny!

Telemax
Dowiedz się więcej na temat: Maja Ostaszewska | feministka | Przepis na życie
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy